Wspinaczka jest wymagająca: angażuje mięśnie, emocje, umysł, wymaga koordynacji i koncentracji
O tym, jak zachęcić dziecko do wspinania się i nie popełnić błędów, rozmawiamy z Krzysztofem Wróblem – instruktorem Polskiego Związku Alpinizmu, posiadającym licencję PZA i uprawnienia państwowe Ministerstwa Sportu, licencjonowanym sędzią wspinaczki sportowej i ekiperem PZA. Od 2002 r. ABC Wspinania – szkoła Wróbla – ma swoją bazę w Rzędkowicach w województwie śląskim, jednym z najpopularniejszych rejonów wspinaczkowych Polski.
Nie ma jednej słusznej metody zdobycia góry czy pokonania ściany – każdy musi sobie sam tę metodę odnaleźć, wypracować i zastosować. W tym kryje się właśnie piękno wspinaczki.
Czy istnieją kursy wspinaczkowe dla dzieci?
Nie, bo dziecko nie potrafi skupić się na technicznych detalach, które mają ogromne znaczenie. Ale są zajęcia wspinaczkowe dla tej grupy wiekowej. Mogą być realizowane na skałkach i sztucznych ściankach. Gdy 40 lat temu zaczynałem się wspinać, nie mieliśmy w Polsce ani jednej ścianki. Była to niszowa aktywność, środowisko wspinaczkowe było małe, aktywnie wspinało się maksymalnie 500 osób, i to w całej Polsce. W tej chwili mamy 50–60 tys. wspinaczy.
To ogromna różnica. A co jest lepsze dla dziecka: skałka czy ścianka?
Skałek mamy mało, można powiedzieć, że poza wąskim paskiem na dole mapy Polski nie ma nic – ani jednej skały w Poznaniu, Szczecinie czy Gdańsku. Mieszkańcy tych miast mogą zobaczyć skałkę najwyżej na obrazku w książce. Dlatego jeśli zaczynamy przygodę ze wspinaczką, to szukajmy w pobliżu sztucznej ścianki. Od 20 lat ich liczba lawinowo rośnie. Kadry instruktorskiej nie brakuje. Śmiało zatem ruszajmy na ściankę razem z dzieckiem.
Od kiedy zaczynać?
Najmłodsze dziecko, które trafiło na nasze zajęcia, to pięciolatek. Znam historie dzieci zaczynających wspinaczkę w wieku czterech lat. I nic dziwnego, przecież tego typu ruch jest naturalny – w końcu każdy z nas raczkował i wspinał się na kanapę, kolana rodziców itd. Nie ma żadnych ograniczeń zdrowotnych, by dziecko w wieku od czterech lat mogło się wspinać. Oczywiście kilkuletnie dzieci nie będą się asekurować samodzielnie, w tym zakresie konieczna jest obecność instruktora czy przeszkolonych rodziców.
Kto chętniej się wspina – dziewczynki czy chłopcy?
Nie ma reguły. W tym roku prowadziłem turnusy zdominowane przez chłopców, ale były i takie, na których większość uczestników stanowiły dziewczynki. W wieku 8–12 lat dziewczynki na ogół są sprawniejsze od chłopaków i myślą trzeźwiej.
Czy wspinaczka to aktywność wszechstronna?
Poza wszelką wątpliwością. Angażuje wszystkie partie mięśni, wymaga kontroli równowagi oraz, co ważne, świadomego wysiłku umysłowego do planowania kolejnych ruchów w zmiennym terenie. Właśnie dlatego rehabilitanci i fizjoterapeuci chętnie wykorzystują elementy wspinaczki w rehabilitacji powypadkowej. Aby powstały różnorodne układy ciała i pozycje, potrzeba koordynacji pracy mięśni, umysłu i emocji związanych z poruszaniem się w pionie. Wspinanie doskonale więc sprawdzi się jako forma aktywności wysoce energetycznej, tak potrzebnej dziś, gdy dzieci spędzają godziny przed telewizorem lub ekranem komputera.
Czego wspinaczka może nauczyć dzieci? Pokory? Wytrwałości? Kontaktu z naturą?
Skała to natura martwa, ale owszem: wspinanie to obcowanie z naturą, jej zmiennością. Nie ma dwóch identycznych skał czy gór, dzięki temu wspinanie ma charakter odkrywczy, edukacyjny. Również każdy człowiek jest inny. Nasza zmienność i różnorodność sprawiają, że nie ma jednej słusznej metody zdobycia góry czy pokonania ściany – każdy musi sobie sam tę metodę odnaleźć, wypracować i zastosować. W tym kryje się właśnie piękno wspinaczki. Każdy ma własny cel – swój mały Everest.
Na swoim blogu „ABC wspinania” napisał pan, że wspinanie uczy dwóch bardzo ważnych w życiu zasad: partnerstwa i odpowiedzialności.
Musimy obdarzyć zaufaniem osobę, w której rękach jest lina dająca nam bezpieczeństwo. To właśnie lina staje się symbolem zaufania i wzajemnej odpowiedzialności. Od pierwszych chwil wspinaczkowej edukacji wpajam to dzieciom.
Czy da się oswoić lęk wysokości?
Nie istnieje coś takiego jak wrodzony lęk wysokości, to nabyte uczucie. Każdy z nas się kiedyś przewrócił i wie, co to jest ból. Wiemy też, że ból będzie większy, jeśli spadniemy z wysokości. Najczęściej to rodzice popełniają błąd, który rodzi bądź potęguje lęk wysokości u dziecka.
Jaki to błąd?
Załóżmy, że największa wysokość, jaką dziecko zarejestrowało w swoim życiu, to wysokość podniesionych rąk tatusia. Dziecko jest do niej przyzwyczajone, akceptuje to jako sytuację nieodbiegającą od normy. Pewnego dnia tata z synkiem przychodzą na sztuczną ściankę. Tata może bezproblemowo wyciągnąć dziecko na linie na 12 m w ciągu kilku sekund. I robi to. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że kiedy dziecko nagle zerka na dół, widzi swojego ojca na dole malutkiego jak kropka, a to budzi w jego głowie lęk: „przecież spadnę”.
Jak zatem powinien wyglądać pierwszy kontakt z liną?
Stopniowo oswajamy dziecko z wysokością. Gdy założymy uprząż, podnosimy dziecko zaledwie 3 cm nad ziemię. Podopieczny natychmiastowo chwyci nas za ręce. To naturalna reakcja: każdy z nas musi czegoś się trzymać, gdy nogi nie mają kontaktu z ziemią.
Co robi w tym czasie dorosły?
Dorosły natychmiast opuszcza dziecko na ziemię i przekonuje, że nic się nie stało, tłumaczy, że nie trzeba się łapać ręki. Po czym znowu unosi dziecko nad ziemię, też na zaledwie kilka centymetrów. Po piątym razie dziecko już nie złapie za rękę. Dopiero wtedy wprowadzamy drobną zmianę: już nie ręka instruktora trzyma dziecko, lecz lina. Wysokość ponownie nie powinna przekraczać 3–5 cm. Dziecko potrzebuje czasu, aby oswoić się z nową sytuacją i nabrać zaufania do liny. Oczywiście w głowie dziecka pojawiają się myśli: „Jak mam puścić linę? W życiu”, „Co to za sznurek, jak ma mnie utrzymać, a jeśli nie utrzyma?”. Zanim te pytania znikną, instruktor czy rodzic muszą uzbroić się w cierpliwość i nie poganiać.
Może ma pan jakieś praktyczne wskazówki dla rodziców?
Dziecko łatwiej zaakceptuje wysokość, pracując w grupie z rówieśnikami. Na pewno nie zmuszajmy go do wchodzenia nigdzie wyżej niż metr nad ziemię. Dziecko musi stale czuć obecność rodzica obok. Wymyślajmy zabawy poprawiające koordynację, może to być drabina ułożona poziomo na dwóch krzesłach, po której dzieciak trzymany za rękę przez rodzica przechodzi tam i z powrotem. Następnie drabinę ustawiamy jednym końcem na ziemi i znów dziecko przechodzi kilka razy. Potem ustawiamy drabinę coraz bardziej pionowo i pozwalamy dziecku wchodzić najpierw dwa, trzy stopnie góra–dół, potem trzy, cztery itd. Na ściance postępujemy analogicznie: robimy jeden, dwa ruchy do góry i schodzimy – i tak wielokrotnie, w różnych miejscach, na różnych chwytach. Dopiero gdy dziecko zaczyna się sprawnie poruszać, wchodzimy wyżej.
Zdarza się, że dzieci wciągają rodziców w przygodę ze wspinaczką?
Tak, znam sporo takich historii, gdy to dzieci zaczynały uczestniczyć w zajęciach wspinaczkowych, ale chciały wspinać się nie tylko na zajęciach raz w tygodniu. Potrzebowały zatem asekuracji – i rodzic też w to wchodził.
Czyli wspinaczka łączy i integruje?
Można pokusić się o takie stwierdzenie.