Uczę radzenia sobie z porażkami

Rozmowa z Kamilem Mistarzem – trenerem żeńskiej drużyny piłki nożnej (U9) w klubie Respekt Myślenice

Nim zostałeś trenerem, byłeś piłkarzem?

Jest nawet taki żart w środowisku, że jeśli ktoś został trenerem, to pewnie w przeszłości przeszedł jakąś kontuzję. I teraz może opowiadać podopiecznym, że gdyby nie uraz, na pewno byłby mistrzem świata (śmiech).

U mnie najpierw była piłka i gimnazjum sportowe. Później Szkoła Mistrzostwa Sportowego w Krakowie – w tym czasie grałem w piłkę w Dalinie Myślenice. Ale przytrafiło się zerwanie więzadła, po roku drugi taki sam uraz. Wtedy uznałem, że czas zawiesić buty na kołku; był przełom lat 2018/2019. Postanowiłem zostać trenerem i we wrześniu 2019 r. zacząłem pracę w klubie Respekt. Zaczynaliśmy od podstaw – w grupie było tylko 7 dziewczynek z różnych kategorii wiekowych. Z roku na rok to się rozrastało. Obecnie mamy w klubie dziewczęcym grupę najmłodszą (U9), jest też grupa U13 – 26 zawodniczek oraz grupa U16 z 20 zawodniczkami. Są też oczywiście seniorki, czyli nasza pierwsza drużyna. One występują na poziomie drugiej ligi kobiecej.

Co jest ważne w pracy trenera z tak młodymi zawodniczkami?

Według mnie pierwszym i najważniejszym celem powinno być zachęcanie dzieciaków do sportu i aktywnego spędzania czasu. To podstawa w obecnych czasach! Gdy ten cel uda się zrealizować, drugim ważnym zadaniem jest wychowywanie poprzez sport i kształtowanie odpowiednich nawyków, postaw. Trzecia kwestia to po prostu dobra zabawa. Bo jeśli dzieciak przychodzi na trening i nie bawi się dobrze, to za dwa tygodnie już go nie będzie. Musi się cieszyć tym czasem, wyczekiwać na trening – inaczej się zniechęci.

Dzieciaki są chętne do trenowania, czy raczej szybko odpuszczają?

Obecnie mamy sporo dzieci, które faktycznie chcą uprawiać sport. Na przykładzie mojej grupy to widać: w sierpniu startowaliśmy od zera, a dziś mamy 18 zawodniczek. Więc chęci są, jednak moja obserwacja jest taka, że współcześnie dzieci wolą ćwiczyć na zorganizowanych zajęciach. Taka spontaniczna aktywność na podwórkach zanika; dzieci same rzadko organizują sobie czas na sportowo. Może mają za mało czasu? A może rodzice się o nie martwią i wolą, by były pod okiem trenera? My w dzieciństwie spotykaliśmy się na boisku i spędzaliśmy tam całe popołudnia.

Czyli kiedyś było lepiej?

Daleki jestem od takich stanowczych stwierdzeń. Było inaczej. Umieliśmy spędzać czas na podwórku, byliśmy kreatywni w wymyślaniu zabaw, aktywności. Sami musieliśmy sędziować, zorganizować piłkę, pompkę, prowizoryczne boisko; podzielić się na drużyny, rozwiązywać problemy. Teraz te kwestie oddaje się trenerom.

Coraz częściej słyszy się, by wśród młodszych dzieci nie mówić o wynikach, rywalizacji. To Twoim zdaniem dobre?

Uważam, że kluczem jest komunikacja. Czyli nie można powiedzieć tym dzieciakom, że wynik nie jest ważny, bo dla nich ważny jest. Na tym polega ten sport, to określa piłkę nożną. Wynik. Celem jest strzelenie większej liczby bramek niż przeciwnik. I od tego nie da się sztucznie, na siłę uciec. Ale kluczem w pracy trenera jest według mnie stawianie na zabawę i rozwój. Ważne jest, że zrobiło się postęp, mniej ważne, czy się wygrało. Jeśli przy okazji są wyniki, to super, ale skupmy się na tym, by było przyjemnie.

Piłka nożna wychowuje?

Oczywiście! Pozwala wpoić wiele ważnych wartości: wytrwałość w dążeniu do celu, współpracę w drużynie, umiejętność radzenia sobie z rywalizacją, systematyczność. Sport to także nawiązywanie nowych przyjaźni, wyrabianie dobrych nawyków, jak chociażby punktualność. Zwracam też uwagę na przywitanie się, przybicie piątki trenerowi czy powiedzenie dzień dobry rodzicom, którzy czekają. Uczę radzenia sobie z porażkami. Jest mnóstwo takich pozytywnych aspektów, które później się przekładają na różne dziedziny życia.

Od czego zacząć, jeśli chcemy zachęcić dziecko do aktywności?

Od pokazania różnych opcji i możliwości. Jak już wspominałem, obecnie dzieci umieją zorganizować sobie czas z tabletem czy komórką, ale na podwórku już niekoniecznie. I gdyby nie zajęcia zorganizowane, część młodych osób nie ruszałaby się wcale. Dobrze więc, by chodziły na cokolwiek – piłkę, taniec, judo, narty. Szczerze mówiąc, jeśli tylko rodzice mają możliwości czasowe i finansowe, i jeśli dziecko ma zapał – niech próbuje czegokolwiek, co przychodzi mu do głowy. Po jakimś czasie zdecyduje, co sprawia mu frajdę i przy którym sporcie chce pozostać. Ważne, by ten sport był w życiu obecny.