Na rowerze śladem kurierów tatrzańskich
Wziąłem się z kolarstwa – mówi o sobie Tomasz Wójcik. – Kolarstwo to moja największa życiowa pasja. Od 30 lat jest sędzią kolarskim, a od 2009 r. dyrektorem Karpackiego Wyścigu Kurierów, który po latach niebytu reaktywował. Impreza na stałe wpisała się już w kalendarz Międzynarodowej Unii Kolarskiej. W sierpniu tego roku odbędzie się po raz 38.
To jeden z najważniejszych wyścigów dla kolarzy w Europie. Międzynarodowa impreza dla tych, którzy kochają sport oraz historię i cenią sobie krajoznawcze wyprawy. Karpacki Wyścig Kurierów imienia Wacława Felczaka jest wyścigiem wyczynowym. Idea narodziła się w Tarnowie w 1975 r. Impreza miała upamiętniać – i robi to po dziś dzień – kurierów Polskiego Państwa Podziemnego. Bohaterskich młodych ludzi, którzy z narażeniem życia podróżowali po Europie, przekazując meldunki aliantom: o sytuacji w okupowanych przez Niemców państwach, obozach koncentracyjnych, planach niemieckiej armii, przemyśle zbrojeniowym. Z Polski wyprowadzali na Słowację i Węgry ludzi zagrożonych śmiercią. Ich czyny w dużej mierze przyczyniły się do zwycięstwa nad Niemcami w II wojnie światowej. Dziś często się o tym zapomina.
– Ja sam z racji wykształcenia (skończyłem nauki polityczne na UJ) interesuję się historią – tłumaczy Tomasz Wójcik, dyrektor wyścigu. – Życiorysy kurierów są mi bliskie. Ale nie wszyscy znają wydarzenia ważne dla Polski. Wiele osób w ogóle o nich nie wie. Dużo oczywiście zależy od regionu, w którym się mieszka.
Pokazać historię w sposób niecodzienny
Przez te 45 lat wyścig odwiedził 77 miast. Przejeżdżał przez Muszynę, Nowy Sącz, Jabłonkę na Orawie – tam pamięć o kurierach jest wciąż żywa. Kiedyś wydarzenie wystartowało z Lublina. To miasto ma wspaniałe muzeum i piękną kartę AK-owską, lecz o samych kurierach wie stosunkowo niewiele. Na Węgrzech – w Budapeszcie czy Miszkolcu – historia kurierów jest powszechnie znana. Ale na Słowacji nie wszędzie. W miastach blisko granicy: Starej Lubowli czy Popradzie, przez które przebiegały szlaki kurierskie, ludzie o tych wydarzeniach pamiętają. W środkowej czy południowej części kraju – już nie.
– Warto pokazywać historię w sposób niecodzienny, a przy okazji robić dobry sport – podkreśla Wójcik. – Ta historia jest tutaj nieprzypadkowa: od 45 lat wyścig poświęcony jest kurierom. I to się nie zmienia. To nie jest szyte na jakąś modę, współczesną czy ówczesną. Chcemy pokazać światu tak wspaniałe postaci, jak choćby Wacław Felczak, legendarny kurier tatrzański, nasz patron.
Wydarzenie organizowano w latach 1975–2000. W 2009 r. Tomasz Wójcik wraz z kolegą z Małopolskiego Związku Kolarskiego reaktywowali je i przywrócili na kolarskie trasy. Wyścig zazwyczaj jeździ przez drogi Polski, Słowacji i Węgier (w 2014 r. przejechał również przez Czechy) – i reprezentacje tych państw zawsze biorą w nim udział. Składa się z prologu oraz trzech etapów ze startu wspólnego. Jest przeznaczony dla zawodników młodzieżowych w wieku od 19 do 23 lat. Mogą w nim startować reprezentacje narodowe oraz profesjonalne i klubowe zespoły kolarskie. W obecnej edycji będzie uczestniczyć 28 zespołów z 4 kontynentów, wśród nich 7 polskich drużyn. Zazwyczaj cała impreza trwa 6–7 dni. W tym roku wyścig będzie krótszy, bo tylko 4-dniowy.
– W 2020 r., na 45. jubileusz wyścigu, mieliśmy wystartować z Budapesztu i zakończyć na zamku w Krasiczynie – opowiada Wójcik. – Niestety pandemia popsuła nam plany i ograniczyła wyszehradzki rozmiar przedsięwzięcia. Po raz pierwszy w historii wyścig został rozegrany w formacie jednodniowym, na liczącej 134,5 kilometra trasie z Tarnowa do Ciężkowic. Wirus cały czas panuje, więc jesteśmy ostrożni.
W tym roku będzie podobnie: zamiast przez trzy państwa kolarze przejadą przez trzy województwa: podkarpackie, świętokrzyskie i małopolskie. Wyścig zacznie się 29 sierpnia prologiem na zamku w Baranowie Sandomierskim, po nim nastąpi etap nadwiślański na trasie Połaniec–Tarnów, z pięknymi, nizinnymi widokami. Między Tarnowem a Ciężkowicami będzie już więcej pagórków. Następnie kolarze przejadą przez Pogórze Częstochowskie, które zachwyca pejzażami i mnogością historycznych miejsc. Finał to typowo górski etap: uzdrowiskowa Muszyna, Beskid Sądecki, Pieniny. Metę zaplanowano na zamku w Niedzicy.
– Nie mogliśmy wyjechać w tym roku za granicę – mówi Wójcik. – Obawialiśmy się nowych przepisów, obostrzeń, kwarantanny, przejść granicznych. Postanowiłem więc, że wybiorę miejsce, które łączy Polaków i Węgrów. Legendarny zamek w Niedzicy jest tuż przy granicy polsko-słowackiej, historycznie zaś należał do Węgrów. To miejsce symboliczne, wyszehradzkie, transgraniczne.
Wyścig dla amatorów
Już po raz drugi wyścig dla zawodników zawodowych poprzedzi wyścig dla amatorów. Zmagania zaplanowano na ostatnią sobotę wakacji, czyli
28 sierpnia. Przy planowaniu wyścigów ważne jest to, by były atrakcyjne pod względem turystycznym, krajobrazowym. Wybrana przez organizatorów trasa zachwyca widokami, szczególnie wiosną. Biegnie drogami dwóch gmin: Baranowa Sandomierskiego i Padwi Narodowej (woj. podkarpackie). Są tu więc malownicze powiślańskie krajobrazy, dużo cieków wodnych i stawów, jezioro nazywane przez miejscowych Balatonem. Są również piękne rzeźby, kilka miejsc historycznych, zabytkowy kurhan z krzyżem, kaplice, kościoły. Jest zespół parkowo-pałacowy, w którym stoi renesansowy zamek nazywany Małym Wawelem. Są także pomniki przyrody, które pozostały po Puszczy Sandomierskiej porastającej niegdyś te tereny. Wyścig przejedzie pod szerokotorową linią kolejową, powstałą do przewozu rudy i żelaza na Śląsk oraz siarki do Rosji. Masa atrakcji, emocji i niezapomnianych wrażeń.
– To nasz debiut, a już widać ogromne zainteresowanie społeczne. Na liście startowej mamy kilkadziesiąt nazwisk, a przecież do wyścigu zostało jeszcze trochę czasu. Zapisały się osoby z okolic Tarnobrzega, ale też z innych miast z całej Polski – wyjawia Wójcik i zapowiada: – Jeśli nam się uda, będziemy wracać na trasę co roku.
Jedna runda ma 25 kilometrów i amatorzy pokonają ją trzy razy, czyli łącznie będą mieć do przejechania 75 kilometrów. To sporo, biorąc pod uwagę narzucone tempo. Jednak trasa niemal w całości prowadzi po równym asfalcie, bez udziwnień czy brukowanych odcinków. Wyścig biegnie po płaskim terenie, nad Wisłą. Niemniej to wcale nie znaczy, że będzie łatwo. Zawodnikom może przeszkadzać wiatr, bo teren nie jest niczym osłonięty. Dyrektor wyścigu zadbał o to, by urozmaicić go kolarzom, zawodnicy mogą zatem spodziewać się wielu zakrętów. Na półmetku, na półtorakilometrowej prostej, powstanie strefa bufetu. Tuż za nią, w okolicach domu, w którym urodził się Ignacy Łukasiewicz, będzie znajdować się premia specjalna.
– Jeżdżąc rowerem po różnych trasach Baranowa Sandomierskiego, spostrzegłem, że w sąsiedniej gminie Padew Narodowa, w Zadusznikach, urodził się Ignacy Łukasiewicz. Postanowiłem uczcić to po kolarsku: dla najlepszych sprinterów tego wyścigu będzie specjalna premia imienia tego znakomitego pioniera przemysłu naftowego – wyjaśnia Wójcik.
Karpacki Wyścig Kurierów dla Amatorów jest wyścigiem z kalendarza Komisji Masters Polskiego Związku Kolarskiego i plasuje się niżej niż wyścigi zawodowców. To jednak ani trochę nie przeszkadza w dobrej zabawie. Mogą w nim uczestniczyć osoby pełnoletnie. Młodsze (urodzone w latach 2003–2005) potrzebują pisemnej zgody rodzica lub opiekuna prawnego na start.
– Celujemy w grupę weteranów, byłych kolarzy – nie kryje dyrektor wydarzenia. – Na liście startowej na razie dominują mężczyźni w wieku 30–50 lat. Kobiety jeżdżą na rowerach, ale chyba jeszcze się tak mocno nie ścigają. Będziemy nad tym pracować, bo kolarstwo to bardzo kobiecy sport. Od lat chodzi mi po głowie pomysł organizacji kobiecej wersji Karpackiego Wyścigu Kurierów.
Wójcik ma już nawet propozycję patronki dla tego przedsięwzięcia: miałaby nią zostać rozstrzelana pod Tarnowem Helena Marusarzówna, wybitna narciarka, która zginęła właśnie za działalność kurierską.
Choć rejestracja potrwa aż do rozpoczęcia imprezy (albo wyczerpania limitu miejsc, wynoszącego 200 osób), warto zapisać się wcześniej. Na stronie wyścigu jest specjalna zakładka z formularzem zgłoszeniowym, można też zapoznać się z trasą, mapą, regulaminem. W dniu wyścigu odbędzie się uroczysty przejazd przez gminę Baranów, która otwiera sezon rowerowy. Chodzi o to, żeby oswoić mieszkańców z wyścigiem, żeby się nim cieszyli, czuli się z nim związani, kibicowali uczestnikom i mieli poczucie, że to pewnego rodzaju święto.
– Jako prowadzący wyścig sam w nim nie pojadę – zaznacza Wójcik. – To jest tak poważne przedsięwzięcie, że zabawa w kolarstwo nie wchodzi w grę. Ale może przejadę się z mieszkańcami i zawodnikami, którzy traktują to mniej zawodowo, a bardziej rekreacyjnie? Przynajmniej jedno kółko zrobię – zapowiada.
Rowerem interesuje się od dziecka
Nie mogłoby być inaczej. Dla Tomasza Wójcika kolarstwo to w końcu największa życiowa pasja, która towarzyszy mu, odkąd pamięta. Nasiąkał nim od maleńkości. Urodził się w latach 70., gdy nasze kolarstwo po latach posuchy zaczęło święcić triumfy. To wtedy pojawili się znakomici polscy kolarze, tacy jak Ryszard Szurkowski czy Stanisław Szozda. W rozgrywanych ówcześnie Wyścigu Pokoju i mistrzostwach świata zdobywaliśmy medale. Wójcik doskonale pamięta sukces Czesława Langa, transmitowany na żywo w telewizji w 1980 r., i mistrzostwa świata w kolarstwie amatorskim w 1985 r. – zwyciężył w nich Lech Piasecki, z którym teraz Wójcik się przyjaźni.
– W takiej atmosferze dorastałem – wspomina dyrektor wyścigu. – Mój ojciec był czołowym kolarzem. Do tego trzeba mieć fenomenalne zdolności fizyczne, być nadczłowiekiem. Ja takich zdolności nie posiadam. Ale w kolarstwie siedzę. Rowerem interesuję się od dziecka. Miałem krótki epizod z kolarstwem klubowym, dość szybko postanowiłem jednak przekuć moją miłość do tego sportu w sędziowanie wyścigów. Od 30 lat jestem sędzią kolarskim, od 2009 r. organizatorem wyścigu. Na rowerze szosowym czy górskim jeżdżę sporo. Mam z rowerem regularny kontakt.
Wójcik zauważa, że to drugi raz w ciągu ostatnich 20 lat, kiedy mamy w Polsce wielki boom rowerowy. Po lockdownie wszystkim brakuje ruchu. Ludzie masami kupują rowery i coraz chętniej na nich jeżdżą. Sportowo, turystycznie, rekreacyjnie. Wyjście na rower przestało być wydarzeniem, czymś od święta. Roweru używają na co dzień osoby pracujące, starsze. Zastępuje im samochód. Kolarstwo nie jest dziś czymś dziwnym, obcym. Wiąże się to również z obecnym trybem życia: łatwiej samemu pojechać na trening kolarski, niż umówić się na tenisa z kolegą.
– Nie wspominając już na przykład o amatorskiej grze w siatkówkę, co kiedyś często robiłem – stwierdza Wójcik. – W dzisiejszych czasach zebrać 12 osób raz w tygodniu na godzinę to problem. A samemu można wsiąść na rower, kiedy się chce, nie oglądając się na nikogo, nie prosząc o towarzystwo.
Do tego sportu przyciąga też forma pokazywania wyścigów kolarskich i naszych sukcesów. Po latach mamy wreszcie nie tylko dobrych, lecz także rozpoznawalnych kolarzy – gwiazdy światowego formatu w światowej dyscyplinie sportu.
– Niczego nie ujmując skoczkom narciarskim, oni cieszą się poważaniem w Polsce, Szwajcarii, Szwecji, Norwegii, Rosji, Niemczech, Finlandii – wylicza Wójcik. – To chyba tyle. Kolarstwo jest piątą czy szóstą dyscypliną świata w sensie rozpoznawalności, zysków z reklamy, popularności. Komukolwiek bym nie powiedział, że zajmuję się kolarstwem, to każdy zna kolarzy, ma rower, jeździ, wie, na czym to polega. Cieszę się, że mogę robić w kraju dużą imprezę o zasięgu międzynarodowym – dodaje.
O ile zawodowe kolarstwo to trudna i niewdzięczna dyscyplina sportu, wymagająca szeregu wyrzeczeń, o tyle amatorsko jeździć na rowerze może każdy. Rower jest uniwersalny. Może być sportem drużynowym, indywidualnym, o różnym natężeniu. Można go uprawiać, kiedy i gdzie się chce. Pracujemy i mieszkamy w różnych miejscach i możemy kolarstwo dostosować pod siebie. Pełna wolność, swoboda, indywidualizm. Do tego walory krajoznawcze, piękne tereny, możliwość obcowania z przyrodą, ruch na świeżym powietrzu, na otwartej przestrzeni. To wszystko przyciąga do kolarstwa.
Dziś na rowerze jeździ się trochę jak na nartach: bierze się go na dach auta i wywozi z miasta. Wyrusza się na trasę rowerową, do lasu, i tam jeździ się względnie bezpiecznie. Zdarzają się wypadki, oczywiście, dlatego lepiej mieć na głowie kask, poruszać się ostrożnie, i uważać na siebie. Jednak zagrożenie da się przewidzieć i najczęściej można mu zapobiec.
– Elektronika jest dziś tak zaawansowana, że przy rowerze możemy mieć komputer, o jakim się nam wcześniej nie śniło, który wszystko liczy i podsumowuje – mówi Wójcik. – Możemy zrobić dowolną specyfikację treningu. I poczuć się sportowcami nawet w swoim pokoju, na rowerze stacjonarnym, co się sprawdziło w pandemii.
Człowiek z problemami astmatycznymi czy sercowymi, zanim zacznie intensywniej jeździć (dalej niż do sklepu w okolicy), powinien skonsultować się z lekarzem, który powie, czy wolno mu wsiadać na rower. A może nawet mu to zaleci? Umiarkowany ruch jest przecież wskazany dla każdego.
– Wielu seniorów jeździ na rowerze, nawet w naszym wyścigu będą startować osoby po siedemdziesiątce – podkreśla dyrektor Karpackiego Wyścigu Kurierów. – Ale jeśli osoba w starszym wieku albo ze słabszą kondycją, będąca początkującym kolarzem, nie czuje się na siłach, to mamy przecież rowery elektryczne. Wielu moich kolegów miało taki problem, że żona chciała towarzyszyć, lecz nie dawała rady. Wsadzali ją więc na rower elektryczny – i jeżdżą razem. Starszy ojciec może się wybrać na przejażdżkę z młodszym synem. Jeśli jest zbyt stromo, włącza silnik. To nie sportowe, romantyczne kolarstwo – niemniej lepsze to niż nic.
Zwycięzcy Karpackiego Wyścigu Kurierów (po reaktywacji imprezy)
- 2009 Piotr Gawroński, Polish National Team
- 2010 Adrian Honkisz, Polish National Team
- 2011 Paweł Bernas, Kellys GKS Cartusia Kartuzy
- 2012 Maurits Lammertink, Cycling Team Jo Piels, Holandia
- 2013 Stefan Poutsma, Cycling Team Jo Piels, Holandia
- 2014 Gregor Mühlberger, Tirol Cycling Team, Austria
- 2015 Tim Ariesen, Cycling Team Jo Piels, Holandia
- 2016 Hamish Schreurs, Klein Constantia, Nowa Zelandia
- 2017 Alessandro Pessot, Cycling Team Friuli, Italia
- 2018 Filip Maciejuk, Polish National Team
- 2019 Marijn van den Berg, Metec, Holandia
- 2020 Jordan Habets, WPG Amsterdam, Holandia