Wzmacnia zdrowie, sprawia frajdę i utrwala przyjaźnie w rodzinie

Ćwiczy niemal każdy centymetr ciała, uspokaja umysł, pomaga przełamywać lęki. Każdy w rodzinie może ją praktykować, bo uruchamia ona naturalny sposób ruchu. Co sprawia, że wspinaczka ściankowa jest tak niebanalną formą wspólnej aktywności?

Trzeba było mieć ukończone 18 lat, żeby dostać się do lokalnego klubu wysokogórskiego, co z kolei umożliwiało chodzenie na ściankę. Choć Masza z Zakopanego miała lat 16, udawało się jej tam wchodzić i wspinać. Jak? Tata, znając pasję córki, załatwił klucze do sali od kolegi, który był członkiem tego klubu.

– Jeżeli żywi się pasję do gór, a zima trwa pół roku i nie ma się możliwości wspinania się w naturze, ścianka zdaje się najlepszym zastępstwem, bo jak mało co pozwala na ćwiczenie tego naturalnego ruchu wbrew grawitacji – mówi Masza, dziś 30-latka.

Oryginalna aktywność dająca poczucie wolności

Obecnie centrów ze ścianami wspinaczkowymi jest coraz więcej w całej Polsce i nie trzeba być zrzeszonym w klubie (ani dorabiać kluczy), żeby się do nich dostać. Opowieść Maszy podkreśla inny istotny element wspinaczki: wzmacnianie rodzinnych relacji. Tata zdobył klucze dla córki, bo sam kochał wspinanie i wiedział, ile to dla niej znaczy.

– Wspinaliśmy się, od kiedy byłam dzieckiem. Pamiętam, jak dawał mi specjalną uprząż, z której robił na ściance huśtawkę, żebym miała zabawę. Bardzo mi się podobało to uczucie wolności, było tak inne od normalności. Jednocześnie tata uczył mnie dużej odpowiedzialności, bo ufał mi na tyle, żeby pozwolić 11-latce asekurować. Ja z kolei budowałam pewność siebie, bo wiedziałam, że sobie z tym poradzę. Jak coś mi nie szło, podtrzymywał mnie nie tylko na linie, ale i na duchu – wspomina Masza. – Dodatkową motywację na ściance stanowił fakt, że pokonywanie nowych dróg było dla mnie kartą przetargową w negocjacjach. Mieliśmy z tatą np. umowę, że będę mogła iść do koleżanki na noc, jak dojdę do wyznaczonego celu – śmieje się. – Natomiast nie cel jest tu ważny, ale to, by wspinanie traktować jak taniec, w którym można odpuścić myślenie, pozostać w „tu i teraz” oraz poczuć przypływ adrenaliny, popychający do przodu i do kolejnych prób.

Chodzenie na ściankę to aktywność wielopokoleniowa, bo drogi wspinaczkowe są różne, dostosowane do możliwości zarówno dziecka, jak i starszej osoby. Nie ma tu czasu na nudę, bo każdy musi być aktywnie zaangażowany w proces – jeśli się nie wspina, to asekuruje (co także pogłębia więzi, bo jest wyrazem troski o drugiego człowieka). Dzieci widzą we wspinaczce aktywność oryginalną, nieszablonową; każde wyjście na ściankę jawi im się jako przygoda.

A jest to przygoda, którą docenia nasze ciało. Udział we wspinaniu biorą wszystkie partie mięśniowe. W trakcie całego procesu można skupiać się na rozwoju rożnych elementów, bo ścianka ćwiczy jednocześnie koordynację, równowagę, siłę i wytrzymałość. Niektórzy wspinaczkę w sali przekuwają na wiele innych rodzajów – wysokogórską, w małych skałkach, lodzie czy jaskiniach.

Ważne jest podejście: to zabawa, nie wyścig

Bartosz Biskupski miał siedem lat, gdy tata wziął go pierwszy raz na ściankę wspinaczkową. Tak samo jak w przypadku roweru czy biegania, od tamtej pory wspinali się razem.

– Odwiedzaliśmy różne, dzisiaj już właściwie prehistoryczne ścianki. Ojciec podchodził do sportu w bardzo dobry sposób: nie zmuszał do niczego, bez nerwów, nic na siłę. Pewnie dzięki temu podejściu zostałem przy tej aktywności – opowiada instruktor z Warszawy. – Jeździliśmy co roku na obozy wspinaczkowe na Jurze. Do tej pory nie trafiłem w życiu na nic lepszego. Atmosfera wśród ludzi w skałach jest wspaniała. Jedni gonią za najtrudniejszymi drogami, inni po prostu łapią chwilę, będąc w naturze. Wszyscy sprawiają wrażenie szczęśliwszych, może przez poczucie wolności towarzyszące wspinaniu.

Kiedy Bartosz patrzył na starszych, silniejszych kolegów, poczuł chęć większej rywalizacji. Trafił do sekcji wspinaczkowej ze świetnymi trenerami, różnymi ściankami, mógł się rozwijać. Najwyższy poziom wspinaczkowy osiągnął w wieku 16 lat; startował w pucharach Polski i innych zawodach. Nigdy nie stał na podium, ale i tak czerpał z tego przyjemność.

– Wiadomo, że chciałoby się być numerem jeden, ale tu wraca podejście mojego ojca: nie nerwowo, to ma być przyjemność! W wieku 17 lat z powodu kontuzji musiałem zrezygnować ze sportu na rok. Powrót do dawnej formy nie był łatwy, motywacja drastycznie spadła. Jednak niedługo po kontuzji sam zacząłem uczyć dzieciaki wspinania, zbierać pojedyncze, małe grupy. To, że widziałem na ściance takie same dzieci jak ja 10 lat wcześniej, wiele mi dało. Po jakimś czasie otworzyłem własne grupy wspinaczkowe, niektóre dla dzieci, inne dla dorosłych. Przez to, że stałem się instruktorem, motywacja znów podskoczyła – wyjaśnia.

Balet zbawienny dla ciała

Instruktor nie ma wątpliwości, że od kilku lat wspinaczka w Polsce dynamicznie się rozwija, zyskując coraz większą popularność, także u tych, którzy nie mieli z nią styczności od najmłodszych lat. Powstaje mnóstwo nowych ścianek, więc każdy ma możliwość trenowania; również każdy w rodzinie, bo wbrew stereotypom nie trzeba być bardzo silnym, by dobrze się wspinać.

– Dla mnie to forma medytacji, bo wspinając się, odkładam wszystkie problemy na bok i dążę do tego, by każdy ruch w pionie był jak najbardziej delikatny. Wspinaczka to kontrola swojego ciała, wyczucia ruchów, taki balet w pionie. Balet zdrowy dla ciała, bo podczas wspinania pracują wszystkie mięśnie. Stabilizujemy kręgosłup, obudowując go mięśniami – tłumaczy Biskupski. – Jestem na ściankach codziennie i coraz częściej widzę całe rodziny przychodzące na szkolenia. Ścianki są otwarte na ludzi, kilka razy już widziałem, jak mamy ustawiają wózki z maleńkimi dziećmi tak, by widziały wspinających się rodziców. Często nawet nie ma problemu z zabieraniem zwierząt w takie miejsca. To dodatkowo pokazuje, jak wspinacze są otwarci.

Jedni przychodzą na ścianki w celach towarzyskich, inni czysto treningowo, kolejni – by rodzinnie spędzić czas. Dzięki temu, że ten sport dynamicznie się rozwija, mamy też coraz więcej instruktorów; każdy może pójść na lekcje, podczas których doświadczony wspinacz pokaże, jak się za to wszystko zabrać. Nie musimy kupować sobie od razu sprzętu, bo wszystko, co potrzebne, wygodnie wypożyczymy na miejscu.

– Dzięki wspinaniu możemy poznać mnóstwo ciekawych ludzi, bawić się z rodziną, rywalizować, jednocześnie dbając o rozwój fizyczny. Dla mnie nie ma lepszego sportu – podsumowuje Bartosz.

– Nie ciągnęło mnie jakoś bardzo do sportu, ale zawsze kochałam góry. Często patrzyłam na wspinaczy na skałach, lecz sama dyscyplina kojarzyła mi się jakoś szpanersko, więc nigdy się nią nie zajęłam. Jednak gdy zaczęłam się zbliżać do pięćdziesiątki, uznałam, że ruch jest konieczny, by utrzymać zdrowe ciało. Akurat koleżanka była instruktorką na ściance i tak się zaczęło – opowiada z kolei Marzena Przybylska z Krakowa. Pracuje jako instruktorka jogi, zatem ćwiczenie balansu nie było jej obce, ale na ściance objawiło się w nowej formie.

– Trzeba znaleźć ten moment ruchu, dzięki któremu nie odpadniesz od ściany. Nikt nie chce przecież odpaść, choć oczywiście jest to absolutnie bezpieczne i odbywa się na linie. Joga i wspinaczka to połączenie idealne, bo wspinaczka spina mięśnie, które potem joga może rozluźnić – tłumaczy kobieta. – Dzięki koncentracji na szczegółach na ściance zapomina się o życiu, obowiązkach, świecie, stresie. Gdy byłam dzieckiem, moim ulubionym sportem było wspinanie się po drzewach. Myślę, że teraz to kontynuuję, tylko w innej formie.

Najważniejsze są przyjemność i wspólne bycie, nie wyniki

Jak wielu wspinaczy, Marzena przeszła przez etap ostrzejszego trenowania, lecz w pewnym momencie poczuła, że to za dużo, bo z wiekiem rośnie ryzyko kontuzji. Zrozumiała, że woli praktykować wspinaczkę jako slow sport – czyli tak, jak lubi, bez napięcia związanego z osiąganiem wyników.

– Czasami lepiej z uśmiechem zrezygnować z ambicji i zaakceptować rekreacyjną formę uprawiania sportu, bo bez względu na sposób czy cel wspinaczki nie ma lepszej metody na kreatywny ruch w naturze. Rodzinny piknik sam w sobie jest super sprawą, ale może się ograniczać wyłącznie do siedzenia i znudzić dzieciaki, podczas gdy wyjście na skałki ciągle przynosi jakieś wspólne zadanie do wykonania – zauważa Przybylska.

– Ścianka to też pierwszy krok do wyjazdów na skały, gdzie zwykle czeka na nas piękna przyroda, jak chociażby Sokoliki w Sudetach czy cała Jura Krakowsko-Częstochowska. Poza sezonem letnim ścianki pomagają utrzymać formę i się „zresetować”, bo niezależnie od okoliczności i otoczenia wspinanie zawsze pozwala odprężyć głowę i ćwiczyć ciało poprzez harmonijną pracę mięśni.

Wspólnie z mężem szybko pokazali wspinaczkę synom, teraz przekazują pałeczkę pięcioletniej wnuczce. Tak jak mówił Bartosz, we wspinaniu z dzieckiem najważniejsze jest podejście: pełne wyrozumiałości, cierpliwości i zabawy.

– Wnuczka to zachowawcze dziecko, więc kilka razy się zastanowiła, zanim weszła kolejne pół metra w górę. A my niczego nie forsowaliśmy: wchodziła tyle, ile chciała, nigdy nie namawialiśmy jej na więcej. Zapewne także dzięki temu chce wracać na ściankę, ciągle próbować, nawet jeśli z ostrożnością – podkreśla Marzena. – Każde dziecko lubi wyzwania, zwłaszcza gdy widzi swoich rówieśników. A jest ich na ściankach coraz więcej, bo przyprowadzają ich rodzice lub dziadkowie, którzy sami kiedyś pokochali tę aktywność.

Nawet jeśli mamy wsparcie w rodzinie, dobrze na początek wziąć lekcje, bo oprócz znajomości zasad bezpieczeństwa i podstaw techniki dobry instruktor pokaże, jak wiele rzeczy na ściance nie musi być wykonywanych siłowo, w zmęczeniu. Istnieją bowiem sposoby, żeby dany ruch zrobić spokojniej, ale równie efektywnie. To kolejny argument za tym, że przygodę ze wspinaczką może rozpocząć każdy w rodzinie, bez względu na to, ile ma siły. Co ciekawe, mówi się, że kobiety często okazują się lepszymi wspinaczami, bo nie mając tak mocnych rąk jak mężczyźni, radzą sobie dzięki użyciu nóg, które mają na ściance większe znaczenie. Wiedzą też, że skoro nie mogą w pełni zaufać swojej sile, muszą znaleźć inny sposób. I go znajdują.

– Jeden wspinacz powiedział mi kiedyś, że we wspinaczce kluczowe są właśnie balans i spokój, bo pozwalają bezpiecznie zawiesić się nawet na jednym palcu. Oczywiście nigdy mi się to nie udało, ale coś w tym jest. Dla mnie najważniejsze to pamiętać o przyjemności i radości z obecności ludzi, z którymi się to robi, a nie o wynikach – zaznacza Marzena Przybylska.

Ogromna lekcja własnego ciała i emocji, w każdym wieku

Na ściankę można iść z rodziną, lecz można na niej również spotkać swoją drugą rodzinę – jak pokazuje przykład Bartłomieja Chrobaka, który podczas wspinaczki poznał przyjaciela w wieku 60+. Gdy jako młody, początkujący amator Bartek zaczynał przygodę ze wspinaczką, kolega szybko dostrzegł jego potencjał i pomógł mu się rozwijać. Wspinają się razem do dziś, jest dla niego jak drugi ojciec. A sam Bartek uczy teraz wspinaczki innych na terenie południowej Polski.

– To jeden z niewielu tak ogólnie dostępnych sportów, który niesie aż tyle korzyści, dlatego się uparłem, żeby przekazywać go dalej. Tutaj ćwiczymy nasze naturalne ruchy, więc to aktywność dla wszystkich, bo każdy z nas je ma. Jeśli się nie wysilasz, to ciężko złapać kontuzję. Uczysz się znajomości ciała, poznajesz swoje możliwości, zakres ruchu, a to wszystko w połączeniu z oddechem. Uczysz się spokoju, bo ze spokojem wychodzi ci więcej rzeczy. Spokój wypracowany na ściance pomaga też radzić sobie z emocjami ogólnie – wylicza instruktor. – Mam znajomego, który skończył 70 lat i dalej się wspina, bo pozwala mu to utrzymać formę na wielu poziomach: rąk, nóg, brzucha, pleców. Nie są to wcale wymagające ruchy, wystarczy dobrze stawiać nogi, bo na ściance używamy jak najwięcej nóg, a ręce odpowiadają głównie za równowagę – wyjaśnia. – Nie dość, że poruszasz całym ciałem, to trenujesz swój umysł, przełamując lęk przed wysokością, budując pewność i wiarę w siebie, co później pomaga mierzyć się z wyzwaniami także w życiu codziennym.

Zdaniem Chrobaka wspinaczka powinna być nie tyle promowana wśród dzieci i młodzieży, ile wręcz uczona w szkole. – Dziecko jest zdrowsze, bardziej wytrzymałe. Dziewczynki i chłopcy mają podobne wyniki. Element rywalizacji schodzi na dalszy plan, bo tak naprawdę rywalizujesz przede wszystkim sam ze sobą. Nie ma zwalania winy na drugą osobę, jak to się zdarza w dyscyplinach zespołowych. Dzięki temu dzieci uczą się pokory, bo czują, że przejście danej drogi zależy od nich samych. Obserwuję, jak wspinaczka rozwija świadomość dzieci, ukierunkowuje ich energię, dzięki czemu wracają do domu szczęśliwsze – opowiada instruktor.

To działa oczywiście również w drugą stronę wiekową – na seniorów. Jak przekonuje nasz rozmówca, ludzie w pewnym wieku niepotrzebnie wpadają w schemat, twierdząc, że „się nie nadają”. Ostatnio Bartłomiej szkolił od podstaw 50-letniego tatę i nastoletniego syna; bawili się świetnie i obaj dawali radę.

– Bardzo lubię patrzeć na te obrazki, gdy pogłębia się więź rodzinna, bo moi uczniowie się wzajemnie asekurują, rozmawiają o trudnościach, rozwijają komunikację, wyrażają emocje. Ścianka pomaga się otwierać – mówi instruktor z Zakopanego i poleca, by po oswojeniu się ze ścianką w sali spróbować swoich sił na otwartych skałach. – Wówczas wspinanie można połączyć z rodzinnym biwakiem, spaniem pod namiotami, byciem nad rzeką. W tle zamiast głośników gra naturalna muzyka. Dzieciaki znajdują sobie przy okazji mnóstwo innych zabaw. W ten sposób łączymy się ze wszystkim, co najlepsze: naturą, własnym ciałem i naszymi najbliższymi.