Narty jak kawałek pizzy, czyli z kilkulatkiem na stok…
Zeszły sezon był dla pięcioletniej wówczas Marysi narciarskim debiutem. Była co prawda oswojona ze śniegiem dzięki częstym jazdom na sankach i kilku kuligach. Narty miała jednak na nogach po raz pierwszy. Wystarczyło 10 lekcji pod okiem instruktora, aby bez żadnej pomocy zjechała po zboczach Pilska w Korbielowie.
Kiedy zacząć?
Zdania co do wieku odpowiedniego do nauki jazdy na nartach są podzielone. Część instruktorów uważa, że już trzylatek może próbować swoich sił na oślej łączce. Wszystko zależy jednak od indywidualnych predyspozycji dziecka: jego dojrzałości psychicznej, umiejętności rozumienia komunikatów i rozwoju fizycznego. Młodsze dzieci często nie mają pełnej kontroli nad własnym ciałem i świadomości ruchu. Przez to nie potrafią napiąć odpowiednich mięśni, np. usztywniając całe ciało. Tymczasem jazda na nartach wymaga napięcia nóg. – Chciałem zapisać Marysię, kiedy miała cztery lata. Po pierwszym upadku się zraziła. Odczekaliśmy rok i okazało się, że właśnie ten czas był jej potrzebny – mówi Dominik, tata dziewczynki. – Zresztą instruktor powiedział nam, że on sam najchętniej pracuje z dziećmi powyżej piątego roku życia, bo jego zdaniem to czas, gdy dziecko potrafi się już odpowiednio skoncentrować i wykonywać polecenia – dodaje.
Pierwsze narciarskie próby to głównie nauka przez zabawę. – Pan Michał wytłumaczył mi, że mam ułożyć narty tak, żeby wyglądały jak kawałek pizzy. Później ciągle mi podpowiadał: pizza, Marysiu – mówi mała kursantka. Naukę przenoszenia ciężaru ciała z nogi na nogę dzieci opanowują poprzez robienie tzw. szybowców, czyli przechylanie się z rękoma wyciągniętymi w bok. Instruktor jedzie przodem, odwrócony twarzą do dziecka, a plecami do podnóża stoku. Przechyla się ze strony prawej na lewą, a dziecko naśladuje ruchy. Inną zabawą jest zbieranie przedmiotu ze stoku. Nauczyciel kładzie na śniegu np. chustkę, a dziecko musi do niej podjechać i podnieść ją, nie przewracając się. Mali adepci narciarstwa próbują też podczas jazdy machać do instruktora, trzymając w drugiej ręce jakiś przedmiot.
Rodzina czy ktoś obcy?
Wielu rodziców zadaje sobie pytanie, czy warto wydawać pieniądze na zajęcia z instruktorem, kiedy oni sami mogą wyszkolić dziecko. Nie jest to zły pomysł, pod warunkiem że rodzice jeżdżą technicznie bezbłędnie, opanowali jazdę tyłem do podnóża stoku i będą umieli kontrolować emocje w czasie lekcji. Profesjonalista potrafi się wykazać cierpliwością, której mamie czy tacie czasami brakuje. Zaletą płatnych lekcji jest również doświadczenie nauczyciela: widzi on, w jakim tempie dziecko robi postępy, jakie błędy popełnia i nad czym należy pracować. Pozwoli to opanować odpowiednią technikę i uniknąć złych nawyków, które później zwykle trudno wyplenić.
Rodzice często wybierają także lekcje z instruktorem z prostej przyczyny – dziecko jest bardziej skupione i posłuszne, gdy polecenia wydaje obca osoba. Do mamy czy taty prościej powiedzieć: „Nie chcę już… na dzisiaj wystarczy”. Opłacona lekcja trwa określony czas i trudniej z niej zrezygnować bez przyczyny.
Jeśli zdecydujemy się na własną rękę uczyć swoje pociechy, pamiętajmy o kilku zasadach. Przede wszystkim ważne jest bezpieczeństwo. Oswajanie z nartami powinno się odbywać z boku stoku, tak aby nie przeszkadzać innym i nie stwarzać ryzyka, że ktoś na nas najedzie. Profesjonaliści nie polecają też jazdy z dzieckiem podtrzymywanym między nogami. Taka pozycja nie pozwala opanować koordynacji, bo uczeń w każdej chwili ma możliwość złapania się nogi rodzica. Poza tym maluch wyrabia sobie nieodpowiednią pozycję zjazdową. Pierwsza lekcja nie powinna trwać zbyt długo, aby nie spowodowała znudzenia. Podczas jazd warto robić przerwy i wybrać się np. na ciepły napój lub posiłek.
Jeżeli uznamy, że lepszy będzie instruktor, rozważmy, czy nasza obecność podczas lekcji pomaga, czy przeszkadza. Na niektóre dzieci świadomość, że mama lub tata są blisko działa uspokajająco i motywująco. Inne w obecności rodziców są mniej zdyscyplinowane i się rozpraszają.
Co jest niezbędne?
Przed wypadem na stok należy zadbać o odpowiedni strój. Nie chodzi tu bynajmniej o podążanie za najnowszymi trendami zimowej mody, ale o wygodę i komfort dziecka. Na kombinezonie nie warto oszczędzać. Powinien być ciepły, nieprzemakalny i zapewniać izolację termiczną. Dobrze, by kurtka miała membranę i była wyposażona w pas śnieżny. Jeśli decydujemy się na zakup stroju dwuczęściowego, wybierzmy spodnie z szelkami. Początkujący narciarz zaliczy z pewnością niejeden upadek, dlatego ważne jest, by śnieg nie dostał się na plecy. Ubiór musi być wygodny, możliwie lekki i nie może krępować ruchów. Ta zasada odnosi się także do rękawic – nie mogą one utrudniać chwytania np. orczyka, a jednocześnie muszą chronić przed chłodem i nie mogą przemakać.
Ważnym elementem wyposażenia jest też kask. Zdecydowanie zwiększa on bezpieczeństwo w razie wypadku i zapewnia stałą temperaturę. Pamiętajmy, że zgodnie z polskim prawem na zorganizowanym terenie narciarskim (np. stoku, stacji narciarskiej) dziecko do 16. roku życia ma obowiązek jeżdżenia w kasku. Pod kask warto założyć kominiarkę. Kupując kask, zwróćmy uwagę, czy ma on atest.
Po kilku lekcjach, gdy zauważymy, że maluch połknął bakcyla, można pomyśleć także o zakupie gogli. Zapewniają one duży komfort podczas jazdy – chronią oczy przed słońcem, padającym śniegiem i refleksami odbijanymi od leżącego na stoku śniegu. Kaski wyposażone są w specjalne uchwyty, dzięki którym ryzyko zgubienia gogli jest niewielkie.
Kijki nie są wskazane dla niewprawionych narciarzy. Na początku zwyczajnie przeszkadzają, a nie wpływają na jakość jazdy. Kiedy dziecko opanuje technikę, kijki dobiera się do wzrostu, tak samo jak w przypadku osób dorosłych. Gdy chwyta się rękojeść po wbiciu kija w śnieg, ręka zgięta w łokciu powinna tworzyć kąt prosty.
Narty i buty – o czym warto pamiętać?
Kupować czy wypożyczać? Przed takim dylematem staje wielu rodziców początkujących narciarzy. W przypadku nart dla młodszych dzieci wypożyczanie będzie na pewno bardziej ekonomicznym rozwiązaniem. Sprzęt powinien być bowiem dostosowany do wzrostu, a pociechy szybko rosną i kupione w danym sezonie narty za rok mogą już się okazać za małe. Jeśli decydujemy się na zakup, warto dokonać go w sklepie, który oferuje odebranie zeszłorocznego sprzętu i wymianę na większy za rozsądną dopłatą.
Dla początkującej pociechy warto wybrać narty wyposażone w wiązania bezpiecznikowe ze skalą wypięcia. Ustawienie skali dostosowuje się do wagi i umiejętności dziecka. Dzięki dopasowaniu skali mamy pewność, że narty wypną się w chwili wypadku. Narty powinny być o mniej więcej 5–10 cm krótsze niż wzrost dziecka.
Kiedy dziecko opanuje już jazdę, może się przesiąść na narty juniorskie z juniorskimi wiązaniami. Długość nart u dzieci dobrze jeżdżących może być równa wzrostowi.
Obok nart ważnym elementem wyposażenia są buty. Ze względów higienicznych najlepiej byłoby, aby były własne, choć na pierwszą lekcję lepiej nie ryzykować zakupu. Zapał może minąć po kilku upadkach i kupno okaże się tylko zbędnym wydatkiem.
Dziecięcych butów narciarskich pod żadnym pozorem nie wolno kupować z myślą o kolejnym sezonie. Rozmiar musi być idealnie dopasowany, a luz powinien występować na tyle, aby but nie uciskał i nie wywoływał drętwienia stopy.
Obuwie dla najmłodszych i zupełnie początkujących powinno być bardziej miękkie. Buty starszych dzieci należy dobrać do wagi i umiejętności. Poradę w tej kwestii uzyskamy w każdym sklepie ze sprzętem narciarskim.