Uczniowie mają nieposkromioną energię, którą jesteśmy w stanie przekuć w profity
Nauczyciele wychowania fizycznego mierzą się z plagą zwolnień z WF-u. Minister Sportu i Turystyki Kamil Bortniczuk zapowiedział już zmiany, dzięki którym zwolnienia będą mogli wystawiać jedynie lekarze specjaliści. Temat jest niezwykle istotny, dlatego na początku nowego roku szkolnego o pasji do sportu, dobrych nawykach i wspomnieniach z dzieciństwa, w którym ruch był naturalną formą spędzania wolnego czasu, rozmawiamy z Magdaleną Nesterak – nauczycielką WF-u z Zespołu Szkół Sióstr Salezjanek w Krakowie, trenerką personalną FitParku Kraków, mamą czterech córek.
Czy w pani domu uczono, czym jest aktywność fizyczna?
Wydaje mi się, że kiedyś nie trzeba było tego uczyć. Pochodzę z Tylicza, pięknej miejscowości w Małopolsce. Swoje dzieciństwo wspominam jako ciągły ruch, dyktowany potrzebą serca. Wieś dawała mi niezwykłą przestrzeń, w której mogłam się poruszać – ale tylko na odległość pozwalającą mi usłyszeć głos mamy. Tej przestrzeni najbardziej mi brakuje w realizacji swobodnego i naturalnego rozwoju dla moich dzieci. Dlatego w każdej wolnej chwili, kiedy istnieje taka możliwość, wybieram się z rodziną poza Kraków. Jeżeli jest gorąco, spędzamy czas nad wodą lub w lesie, a jeśli nie, to wybieramy rolki, rowery i inne atrakcje sportowe.
Czyli od dzieciństwa stawiała pani na sport i teraz chce, aby dzieci złapały bakcyla?
Jako mama uważam, że najlepszą metodą na zarażenie moich dziewczynek pasją do sportu jest dawanie przykładu. Jednak nie mylmy przykładu z presją. Jako trener i nauczyciel wychowania fizycznego wiem, że bywa różnie. Czasem niespełnione ambicje sportowe rodziców są przekładane na dzieci, często w dość niezdrowy sposób. Wywiera się presję na osiąganie wyników, nie doceniając umiejętności małych sportowców. Uczniowie mają zaraźliwą i nieposkromioną wręcz energię, którą przy dobrym prowadzeniu jesteśmy w stanie przekuć w sportowe i przede wszystkim zdrowotne profity. Przygotowując się do lekcji czy treningu, nastawiam się zawsze na to, że pracuję z potencjalnymi przyszłymi mistrzami, co znacząco zmienia moje podejście do wykonywanych zadań. Czasem rodzice pisali do mnie: „Wie pani, zdajemy sobie sprawę, że nie zrobimy z niego asa”, a uczeń robił niesamowite postępy i fantastycznie się rozwijał – i nie wynikało to tylko z tego, ile pracy wkładał na WF-ie. Widziałam też tę drugą stronę: współpracę pomiędzy szkołą, rodziną a nim.
Czyli rodzina jest bardzo ważna w kształtowaniu nawyków związanych z aktywnością fizyczną?
Oczywiście! Jeśli zależy nam na integralnym rozwoju podopiecznego, to nie możemy działać wybiórczo i jednokierunkowo. Chcę nawiązać do misji mojej szkoły, czyli Zespołu Szkół Sióstr Salezjanek w Krakowie, i systemu prewencyjnego Jana Bosko, zgodnie z którym nie tylko przekazujemy wiedzę i kształtujemy umiejętności, lecz także rozwijamy talenty i zdolności naszych wychowanków. Również na lekcjach WF-u dbam o wychowanie integralne, które przejawia się głównie różnorodnością form sportowych, ale i uczeniem zasad fair play przez współzawodnictwo oraz zdrową rywalizację. Staram się uczyć dzieci tych wartości, które uczynią z nich świetnych ludzi, nie tylko świetnych sportowców.
Na filmach, które można znaleźć w internecie, pani uczennice z entuzjazmem wykonują ćwiczenia. Co trzeba zrobić, żeby być lubianą nauczycielką WF-u? Co jest najważniejsze?
Nie możemy generalizować, na pewno nie 100% uczniów mnie lubi. Jestem wymagającą nauczycielką. Dla niektórych moje lekcje nie są do końca interesujące, bo realizujemy na nich szeroko pojęte aktywności sportowe, a nie jedynie te ulubione. Przeczytałam niedawno internetowe komentarze oceniające nauczycieli WF-u, zamieszczone pod artykułem o bardzo niskim poziomie tego przedmiotu w szkołach. Nie było ani jednej wypowiedzi, którą chciałabym usłyszeć. Łatwo niesprawiedliwie ocenić nauczyciela. Chciałabym zapytać: ilu z komentujących miało okazję faktycznie być na lekcji i widzieć, jak młodzi ludzie potrafią wpłynąć na jakość jej prowadzenia? W tym roku uczyłam młodsze dzieci, które wchodzą na lekcję i od razu chcą ćwiczyć, nie trzeba ich namawiać. Od początku w ich oczach widać zapał i pasję! To najwspanialsza rzecz, jakiej może doświadczyć nauczyciel. Gdy uczyłam w liceum, często trafiałam na uczniów, którzy mową ciała i nastawieniem do mnie sygnalizowali znudzenie – nieważne, jak różnorodną formę zajęć im proponowałam.
Z czego, pani zdaniem, wynika to znudzenie?
Nie mówi się o tym, że problem polega na braku edukacji fizycznej w domu. Jeśli np. wyciągam w liceum skrzynię (gimnastyczną, do skoków), to słyszę tysiące negatywnych komentarzy: że się boją, nie znają, coś ich boli… I wtedy powtarzam: „Słuchajcie! Czy kiedykolwiek kazałam wam czy oczekiwałam od was, że będziecie coś umieć?”. Każdą lekcję, niezależnie od szczebla, staram się prowadzić tak, żeby uczniowie mieli poczucie bezpieczeństwa, świadomość, że ich poprowadzę. Nieważne, czy to pierwsza klasa podstawówki, czy klasa licealna – każdy boi się w taki sam sposób, szczególnie czegoś, co jest nieznane i dla nas trudne. Z reguły wynika to z blokad psychicznych.
W swoim domu nie napotyka pani takich problemów? Czy pani mąż od początku podzielał aktywny styl życia i pani pasję do sportu?
Powiem tak: mąż ma swoje pasje, a ja swoje. Szanuję to, że mąż gra w piłkę nożną, jest świetnym zawodnikiem. Jak udaje nam się połączyć nasze pasje? Nie zawsze musimy je łączyć, ale z perspektywy kobiety: jeśli chce, żeby rodzina była usportowiona, to powinna myśleć o tym, już wybierając partnera życiowego (śmiech). Jeśli obydwoje małżonków pochwala aktywny styl życia, zdecydowanie łatwiej przekuć to w zarażanie dzieci miłością do sportu. Czasami oboje odpoczywamy zupełnie inaczej. Po dość intensywnym tygodniu pracy niekoniecznie chcemy spędzić wolny czas identycznie. Mąż ma treningi, ja swoją pracę zawodową, jedną i drugą, plus jestem mamą czwórki dzieci – a to też niezłe wyzwanie fizyczne i, jak to mówią znajomi, żywioł przez duże „Ż”!
Uwielbiam spędzać weekend aktywnie, np. na rowerach. Mój kochany mąż często racjonalizuje: „Musisz się regenerować w inny sposób”. Jednak ja źle się czuję, odpoczywając biernie… Chcę być w ruchu! Uważam, że dopóki się ruszamy – żyjemy. Proces dbania o siebie i znajdowania czasu, żeby poprawić swoje zdrowie i sprawność fizyczną, jest bardzo ważny! A mój mąż przypomina mi, że równie duże znaczenie ma proces regeneracji, za co jestem mu ogromnie wdzięczna.
Gdy za oknem słonecznie, łatwo wybrać się na rower czy pospacerować, ale w czasie deszczu dzieci się nudzą…
Moje dzieci się nie nudzą, gdy za oknem pada! (śmiech) Choćby dziś moja najmłodsza córka, dwulatka, skakała w pokoju na gumie treningowej, przytwierdzonej do haka sufitowego. Jeśli daje się dzieciom przykład, że życie to ruch, one same szukają takich atrakcji. I się nie nudzą. Ogranicza nas jedynie wyobraźnia. Gdy jest zła pogoda, staram się zachęcić je do takich zabaw, w które my kiedyś się bawiliśmy. Moje dzieci świetnie skaczą w gumę, klasy, grają w piłkę nożną. Zdarzało się, że ściągaliśmy materace z łóżka i uczyliśmy się przewrotów. Czasami przychodzą do mnie z konkretnym problemem: „Mamuś, naucz mnie stania na rękach” albo: „Chciałabym zrobić szpagat”.
Czyli wykorzystuje pani w domu swoje doświadczenie i wiedzę?
Zdecydowanie. Nawet kiedyś napisałam o tym, jak to jest być mamą-trenerem. To o tyle wymagające zadanie, że trwa całą dobę, i zależy, czy jesteś gotowa, aby własnym dzieciom dać najlepszą wersję siebie, czy oferujesz to tylko tym, które płacą za zajęcia. Cieszę się, że córki przychodzą do mnie z zagadnieniami związanymi ze sportem, chcą się czegoś nauczyć. W trakcie pandemii naszą najmłodszą córkę stawialiśmy w salonie na rolkach. Papierowymi taśmami wyznaczaliśmy ścieżki do pokonywania torów przeszkód z zamkniętymi oczami. Uważam, że jeśli naprawdę chcemy, to potrafimy zorganizować dzieciom czas. Musimy tylko wyjść poza naszą strefę komfortu. Jeśli chcemy, to znajdziemy sposób, a jeśli nie, to znajdziemy wymówkę!
W pani domu nie ma wymówek – ruch musi być. Czy łatwo jest przekonać do tego rodziców i uczniów, z którymi ma pani kontakt?
Kiedyś rozmawiałam z rodzicem, którego chciałam przekonać, że WF jest nie tylko potrzebny, lecz także atrakcyjny. Zadałam mu wówczas pytanie: „Jaki przedmiot w szkole uczy radzenia sobie z dyskomfortem”? Przecież przyjdą w codziennym życiu takie chwile, gdy uczniowie będą spoceni, ale będą zmuszeni jakoś funkcjonować. Czasem mimo totalnego zmęczenia muszą logicznie myśleć. Jaki inny przedmiot tego uczy?
WF ma być atrakcyjny i lubiany przez uczniów. To prawda! Jednak niejednokrotnie na moich lekcjach zmuszam ich do aktywności. Weźmy pod uwagę rozgrzewkę. Na początku roku to dla nich duży wysiłek, są wyczerpani po pierwszych trzech minutach. Pod koniec roku szkolnego już nie słyszę narzekania, a wręcz obserwuję rywalizację. Ich kondycja jest dużo lepsza i sami to dostrzegają! Potrafią wtedy motywować się wzajemnie: „No, to pompki na zmianę!”. To dla mnie fantastyczne.
Choć mogą pojawić się inne problemy. Bo jeśli robimy na WF-ie to, czego chce uczeń, to później pojawiają się o nauczycielach negatywne komentarze, że na lekcji WF-u realizuje się jedną dyscyplinę. Staram się przeprowadzać lekcje w sposób naprawdę zróżnicowany, co zdecydowanie ułatwia mi świetne zaplecze mojej szkoły. Pokazuję uczniom różne metody, narzędzia i techniki. Jako nauczyciel jestem przygotowana do każdej lekcji, ale już w jej trakcie naprzeciwko mnie widzę niezadowolone twarze uczniów, którzy woleliby grać w piłkę. Kiedy przychodzi czas konsultacji, wywiadówek czy rozmów z rodzicami, słyszę często prośby i sugestie: „Proszę ich zrozumieć. Oni chcą, ale robicie coś innego”. Staram się wprowadzić na lekcji każdą dyscyplinę, aby uczniowie mieli szansę na wszechstronny rozwój, lecz także możliwość wyboru. Jeśli będziemy ćwiczyć wyłącznie dwie dyscypliny, to przecież nie każdy ma do nich predyspozycje.
Czy są dyscypliny sportu najbardziej typowe dla chłopców? Czy dziewczęta mają swoje ulubione ćwiczenia?
Dziewczęta z reguły czują się dobrze w ćwiczeniach, w których mniej się spocą, takich jak siatkówka, tańce, badminton, a panowie zdecydowanie stawiają na piłkę nożną. Pojawia się wtedy stereotyp: jak nie kopiesz w piłkę, to jesteś beznadziejny! Staram się z tym walczyć i uważam, że taka różnorodność wśród dyscyplin sportowych, którą wprowadzam na lekcji, pozwala na to, żeby nawet najsłabszy wśród piłkarzy znalazł coś dla siebie. To niezwykle ważne.