Strzelectwo uczy pokory i cierpliwości, kształtuje charakter
Do niedawna zainteresowanie strzelectwem było znikome: na strzelnicę przychodziły pojedyncze osoby, rodzice z dziećmi, żeby pokazać im, na czym polega strzelanie. Wydarzenia za wschodnią granicą odmieniły ten trend. W pewnym momencie pojawiły się takie tłumy, że brakowało wolnych stanowisk. Wiele osób chciało nauczyć się posługiwania bronią. Są jednak tacy, dla których strzelectwo to coś więcej niż przydatna umiejętność czy forma spędzania wolnego czasu. To sposób na życie.
Emilia: jeden zły strzał nie czyni złego strzelca
Kiedy 14-letnia Emilia Brzegowy jechała w grudniu 2022 r. z klasą na strzelnicę, nie spodziewała się, że ta wizyta przewróci jej życie do góry nogami. Nigdy wcześniej nie trzymała w ręku broni. A tu już podczas pierwszego strzelania zdobyła ponad 100 punktów! Świetny wynik, zwłaszcza jak na debiutantkę. Trenerzy przecierali oczy ze zdumienia, dla samej Emilki to też była niespodzianka.
– Bardzo mi się spodobało, ale nie byłam pewna, czy chcę wstąpić do klubu i zajmować się tym profesjonalnie – mówi nastolatka. – Bałam się, że nie będę wystarczająco dobra.
Dała się jednak namówić trenerom, którzy o strzelaniu opowiadali z wielką pasją. Kiedy przyszła pierwszy raz na zajęcia, zobaczyła 10 stanowisk, na których trenują świetni strzelcy w profesjonalnych strojach. Wiedzieli, jak się ustawić, złożyć, celować. A obok ona: młodziutka, zupełnie nieobeznana z tematem. Nic dziwnego, że czuła presję. Z czasem dostała własny strój, broń, rękawice i przestała czuć się żółtodziobem. Tym bardziej że jej wyniki systematycznie się poprawiały. Dziś nie odstaje poziomem od trenujących dłużej kolegów.
Emilia strzela z karabinu ważącego 4,5 kg. Podczas treningu musi podnieść go kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt razy, złożyć się do strzału, zgrać przyrządy, wycelować, utrzymać przez chwilę nieruchomo.
– Nigdy nie byłam superszczupłą osobą – wyznaje. – Ale zawsze dużo się ruszałam, byłam silna. Bez trudu radzę sobie z noszeniem karabinu, a tych złożeń trzeba zrobić mnóstwo, jeśli chcemy podnosić swój poziom.
Wcześniej dziewczyna przez siedem lat pływała. Zrezygnowała, bo pojawiły się problemy ze stopami; przez kilka miesięcy nie mogła wchodzić do basenu. Odzwyczaiła się, wypadła z rytmu. Strzelanie pojawiło się w dobrym momencie.
Sport nauczył ją tego, żeby się nie poddawać. Wielu zawodników, którzy z natury są nerwowi, nadpobudliwi, nie radzi sobie ze stresem. Oddają jeden zły strzał i się załamują – na zawodach potrafią zostawić karabin i zejść ze stanowiska. A przecież jeden zły strzał nie czyni złego strzelca.
– Robię naprawdę dobre serie, ale zawsze zdarzy się gorszy strzał – tłumaczy Emilka. – Nie traktuję tego jako porażki, lecz sygnał, że powinnam się doskonalić. W życiu zdecydowanie nie jestem spokojną osobą, więc nie powiem, że strzelec musi być spokojny. Ale na pewno jest to przydatna cecha. Kiedy się strzela, człowiek musi być skupiony, cierpliwy. Wystarczy, że pojawi się niechciana myśl w głowie, ktoś przejdzie – i koncentracja ulatuje.
Emilka mieszka w Lisiej Górze pod Tarnowem. Skończyła właśnie szkołę podstawową, idzie do liceum. Trenuje zazwyczaj dwa razy w tygodniu, czasem pół dnia, czasem godzinę, nie ma reguły. Czuje satysfakcję, że może realizować się w czymś, w czym jest dobra, lecz woli niczego nie zakładać z góry.
– Nie chcę sobie mówić, że za ileś lat będę na takim czy innym poziomie. Wyjdzie w praniu. Jeśli tak się stanie, będę bardzo szczęśliwa, kto by nie chciał być sławny, zostać olimpijczykiem? Ale nic na siłę.
Robię naprawdę dobre serie, ale zawsze zdarzy się gorszy strzał. Nie traktuję tego jako porażki, lecz sygnał, że powinnam się doskonalić.
Emilia Brzegowy
Wiktor: najważniejsze są chęci i konsekwencja
Dla 18-letniego Wiktora Sajdaka przygoda ze strzelectwem zaczęła się dość dawno, bo jakieś 8 lat temu.
– Przyszedłem odwiedzić mamę, która pracowała w szkole w Krośnie – opowiada chłopak. – Zainteresowała mnie mała salka, zapytałem, co się w niej odbywa. Mama wyjaśniła, że to strzelnica. Zawsze interesowały mnie gry strzelanki, filmy akcji, dlatego bardzo chciałem spróbować swoich sił.
Kiedy pierwszy raz trzymał w rękach profesjonalny karabin, było trochę inaczej, niż to sobie wyobrażał. Strzelał z broni pneumatycznej, zasilanej powietrzem i śrutem. Poszło mu znakomicie. Trener powiedział mamie Wiktora, że widzi w nim przyszłego mistrza Polski. Nie pomylił się: już dwa lata później, w 2018 r., chłopak „wystrzelał” srebro na mistrzostwach Polski w Bydgoszczy.
– Pierwszy raz w życiu stałem na podium – wspomina. – I to jeszcze na imprezie takiej rangi! Coś takiego motywuje do działania i dalszej pracy.
Wiktor trenował po cztery, pięć razy w tygodniu, minimum po dwie godziny. Szybko zaczęły pojawiać się kolejne sukcesy. W 2019 r. zdobył trzy złota na mistrzostwach Polski we Wrocławiu, a rok później dwa brązowe medale. Od roku należał wówczas do kadry narodowej. Dostał możliwość rozwoju: lepszy sprzęt, wyjazdy, szkolenia. Zaczął pojawiać się na międzynarodowych arenach, od środka obserwował największe sportowe imprezy: Grand Prix w Czechach, puchar świata w Niemczech, mistrzostwa świata w Kairze, mistrzostwa Europy w Norwegii, w Estonii.
– Teraz przygotowuję się do lipcowych mistrzostw świata w Korei – zdradza. – Jeżdżę na zgrupowania kadry, trenuję w klubie. Jak już raz stało się na podium, to chce się zdobywać kolejne tytuły, krążki, bić kolejne rekordy.
Najtrudniejsze były pierwsze lata po wejściu do kadry. Treningi stały się intensywniejsze, a wyjazdy coraz częstsze. Wiktor opuszczał szkołę i potem musiał nadrabiać zaległości. Nie było łatwo, ale jakoś dał radę połączyć sport z nauką.
– Nie mówię, że trzeba totalnie zrezygnować z życia towarzyskiego – przyznaje. – Ale jak chce się wejść na szczyt i być w czymś najlepszym, trzeba się temu poświęcić w stu procentach.
Przed wejściem do kadry strzelectwo było dla Wiktora przygodą. Dziś nie potrafiłby z niego zrezygnować i chce się rozwijać w tym kierunku. Ale ma też plan awaryjny: studia z bezpieczeństwa wewnętrznego. Bo różnie w życiu bywa. Sportowcy są narażeni na kontuzje, wypadki, kariera może się skończyć w każdej chwili.
– Ten sport wiele mi dał. Uczy dyscypliny, pokory i samozaparcia, pomaga budować charakter. To się przydaje na każdym etapie życia: w szkole, pracy. Żeby być dobrym strzelcem, nie potrzeba specjalnych cech czy predyspozycji fizycznych. To sport dla każdego, w każdym wieku. Najważniejsze są chęci, zaangażowanie i konsekwencja.
Jak chce się wejść na szczyt i być w czymś najlepszym, trzeba się temu poświęcić w stu procentach.
Wiktor Sajdak
Iza: chciałabym pojechać na igrzyska
Pochodząca z Krakowa Izabella Dudek, wielokrotna medalistka mistrzostw Polski, miała siedem lat, kiedy ujawniły się w niej zalążki strzeleckiego talentu: na otwartych zawodach w Bochni strzelała z karabinu i wygrała swój pierwszy puchar. W pierwszej klasie gimnazjum w ramach lekcji WF-u zaczęła chodzić na pobliską strzelnicę, bo to było coś nietypowego. Szło jej świetnie, dlatego nauczyciel poradził rodzicom, żeby zapisali zdolną córkę do klubu. Ci zawsze starali się pożytecznie zagospodarować czas Izy: zapisywali ją na tańce, różnego rodzaju zajęcia dodatkowe, chcieli, żeby spróbowała wszystkiego, odnalazła własną drogę. Posłuchali zatem nauczyciela.
– Strzelanie od początku mi się podobało, ale nie bardzo chciałam trenować w klubie – wyjawia nastolatka. – Zajęcia odbywały się w podziemiach, nie było młodych, tylko sami starsi zawodnicy. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Na zawody też nie lubiłam jeździć, bo odbywały się w weekendy, a ja chciałam wtedy spędzać czas ze znajomymi. Ale tata zapisał mnie do klubu i musiałam chodzić. Nie miał nic wspólnego ze sportem, ale jest byłym policjantem i pewnie podobała mu się myśl, że córka będzie uczyć się strzelania.
Trzeba uczciwie powiedzieć, że tata jest konsekwentny: jeździł z Izą na zawody, kibicował, nosił za córką ciężkie torby ze sprzętem. A ważą niemało: karabin w specjalnej skrzyni to jakieś 8–10 kg. Do tego torba ze sprzętem: amunicja, spodnie, buty, kurtka, klucze do skręcania karabinu, statyw, śrut, ostrogi… Łącznie jakieś 15 kg.
– Tata cały czas bardzo mi pomaga – mówi Iza. – Gdy mam problem, to właśnie do niego się zwracam. Nigdy nie miałam trenera z prawdziwego zdarzenia, który stałby przy mnie, patrzył, jak strzelam, doradzał. Może gdybym miała, sukcesy przyszłyby szybciej? Ale cieszę się, że jestem tu, gdzie jestem.
A jest w kadrze narodowej i na szkoleniu olimpijskim. Był moment, że porzuciła strzelanie – dwa lata temu poszła do pracy, chciała skupić się na normalnym życiu. Trenowała, lecz w dużo mniejszym stopniu, bardziej na luzie. Jednak jej wyniki poszły do góry i wróciła do sportu na pełny etat. Teraz strzelanie zajmuje jej większość czasu. Trenuje po dwie godziny dziennie, wyjeżdża na zawody, zgrupowania. W domu bywa gościem. Przyjeżdża, robi pranie, pakuje nową walizkę i wyjeżdża. Ot, życie sportowca.
– Na początku było mi ciężko – przyznaje młoda zawodniczka. – Teraz gdy dłużej siedzę w domu, mam wrażenie, że marnuję czas, bo nie trenuję. W szkole nigdy nie miałam wielu znajomych, bo nie mogłam z nimi być, kiedy były organizowane osiemnastki, imprezy czy po prostu zwyczajne spotkania, wyjścia, pogaduszki. Klasa jechała na wycieczkę szkolną, ja na zawody. Trochę mi szkoda tego, ale z drugiej strony mam przeżycia związane ze strzelaniem, wspomnienia z wyjazdów, znajomych z kadry, z klubu. Chciałabym kiedyś pojechać na igrzyska. Na tym teraz się skupiam.