Na siłowni nie ma limitów wiekowych – każde ćwiczenie da się dostosować do poziomu sprawności

Rozmowa z Arturem Mielczarkiem, trenerem personalnym we wrocławskim klubie Krzyki 181

Artur Mielczarek
Fot. Justyna Klonowska

Jest pan nie tylko trenerem personalnym, lecz także koszykarzem. Doświadczenie z parkietu przydaje się na siłowni?

W koszykówkę gram już od ponad 20 lat, m.in. w AZS Opole, GTK Gliwice i Anwilu Włocławek. Jestem skrzydłowym. Obecnie mam przerwę na leczenie urazów, moja droga w tym sporcie powoli dobiega końca. Doświadczenie z gry ogromnie mi się przydaje w pracy trenera, tym bardziej że uzupełniam je wciąż nabywaną teorią. Teraz jestem w trakcie szkolenia na trenera sportów siłowo-motorycznych w ośrodku Strength & Conditioning Education Center w Gdyni.

Nauczył się pan tam czegoś, czego nie wiedział pan jako zawodnik?

Tak, zdecydowanie. Uczę się dużo o biomechanice ruchu: jak wykonywać poszczególne ćwiczenia, w jaki sposób uczyć podopiecznego, żeby je wykonywał poprawnie, jak skutecznie programować trening, żeby trenujący widzieli efekty. Wiadomo, że każdy, kto ćwiczy, ma inne priorytety. Inaczej planujemy trening dla osoby, która chce stracić tkankę tłuszczową, inaczej dla tej, która chce być po prostu silniejsza, a jeszcze inaczej dla sportowca. Ta dziedzina nieustannie się rozwija, co chwilę są publikowane wyniki nowych badań i nagle coś, co kiedyś wydawało się skuteczne, okazuje się mitem.

Na przykład?

Kiedyś zalecane było robienie ćwierćprzysiadów. Panowało przekonanie, że robienie pełnych przysiadów jest niezdrowe dla kolan. Dziś wiemy, że to nieprawda, przysiad w pełnym zakresie jest już normą i wzmacnia nasze ciało w globalny sposób. Weźmy przykład z życia: gdy się pani po coś schyla, to często robi to pani w pełnym przysiadzie, prawda? Popatrzmy na małe dzieci: one mają niesamowity zakres ruchu i nieustannie robią pełne przysiady.

Czy dzieci też przychodzą na waszą siłownię?

Mamy zajęcia dopasowane do każdej grupy wiekowej i przychodzą do nas jednocześnie nawet całe rodziny. Albo mama z córką czy tata z synem, bo na sali obok siłowni są zajęcia dla dzieci. Specjalnie tak je zaplanowaliśmy, bo często rodzice nie mieli z kim zostawić dzieci, kiedy chcieli pójść na siłownię. A tak mają godzinę dla siebie, a dzieciaki ćwiczą obok. Albo po prostu siedzą czy się bawią, bo nikogo nie zmuszamy do trenowania. Zachęcamy raczej poprzez zabawę – szczególnie tych młodszych. Czasem też dzieciaki, patrząc na inne ćwiczące dzieci, nabierają chęci i dołączają do nich.

Zajęcia równoległe dla dzieci to świetny pomysł.

Organizujemy je od około dwóch lat; wyszliśmy naprzeciw potrzebom rodziców. Uczymy dzieci ruchu i dobrych nawyków.

Czy najmłodsi garną się do tych ćwiczeń?

Wiele zależy od dnia i samopoczucia dziecka. Starsze roczniki, czyli dzieci od 10. roku życia, wiedzą, po co tu przychodzą, natomiast z młodszymi to loteria. Skupienie na zajęciach jest różne i często taki 5-latek po 15–20 minutach zaczyna być znudzony. Wtedy trzeba zaproponować mu coś innego, jakąś zabawę. To ogromne wyzwanie dla trenera.

Ma pan na to jakiś patent?

Sam mam trójkę dzieci, więc mam doświadczenie (śmiech). Często szukam rozwiązania w trakcie zajęć. Wprowadzam np. element rywalizacji, wyścigi: kto więcej, kto dalej. Dzieci w tym wieku już powoli chcą rywalizować.

Jaki był najmłodszy bywalec waszej siłowni?

Mieliśmy kiedyś czterolatkę, chociaż wtedy to była bardziej zabawa niż trening. Ale przychodzą dzieci pięcio-, sześcio-, siedmioletnie. Trzeba z nimi pracować zgodnie z ich predyspozycjami – one bardziej pracują ze swoim ciałem i jego ciężarem i na tym się skupiamy.

Czy są jakieś specjalne przyrządy do ćwiczeń dla dzieci?

Mamy np. niewielkie hantelki, z którymi dziecko może bezpiecznie ćwiczyć. Obciążenie jest niewielkie. Bo jeżeli dziecko waży 20 kg i robi pompkę, to ma wówczas do wyciśnięcia 20 kg, prawda? Jeśli to samo dziecko położy się na podłodze i dam mu dwa dwukilogramowe hantelki, to będzie musiało wycisnąć tylko 4 kg. Mimo to niektórzy dorośli strasznie się tego obawiają.

Można źle podnosić takie malutkie hantle?

Oczywiście, i to normalne. Czasem rodzic przychodzi na pierwsze zajęcia, widzi, że jego dziecko źle podnosi hantle, i się zraża. Nie rozumie tego, że na pierwszych zajęciach ono zawsze będzie to robić źle. Jego technika będzie się poprawiała z zajęć na zajęcia. To tak samo jak z grą w piłkę: na początku przecież też nie kopaliśmy jej dobrze. Dlatego uczymy ruchu, właściwej biomechaniki, która kiedyś przyda się dzieciom. Taka nauka to długoletni proces. Często potrzeba czasu nawet na to, żeby dziecko nauczyło się wykonywać zupełnie podstawowe ruchy. Obecnie najmłodsi czasem mają z tym kłopot. Wszystko przez to, że rzadko chodzą na podwórko, żeby się pobawić, jak dawniej robiły dzieci. Często więc musimy je uczyć od zera – takich rzeczy, których kiedyś nie trzeba było pokazywać.

Czasem rodzic przychodzi na pierwsze zajęcia, widzi, że jego dziecko źle podnosi hantle, i się zraża. Nie rozumie tego, że na pierwszych zajęciach dziecko zawsze będzie to robić źle. Ale jego technika będzie się poprawiała z zajęć na zajęcia. To tak samo jak z grą w piłkę: na początku też nie kopaliśmy jej dobrze.

Bo dzieci uczyły się ich na trzepaku?

Na trzepaku, na drabinkach… Teraz wiele dzieci ma problem, by utrzymać się przez kilka sekund na drążku. Trzeba je wzmacniać w każdy możliwy sposób. Albo dobry przysiad – wiele dzieci nie potrafi go dziś zrobić. Kiedyś to było naturalne, dziś trzeba tego uczyć.

Na jakich jeszcze urządzeniach mogą ćwiczyć młodsze dzieci?

Korzystamy z bardzo lekkich tyczek, z którymi można wykonać mnóstwo ćwiczeń, np. podnieść ją nad głowę i zrobić przysiad, tzw. overhead squat. Korzystamy także z gum, pachołków, boksów. Te ostatnie to większe i mniejsze pudła, wysokie na 40, 50, 60, 70 cm. Dzieci mogą się na nie wspinać, a potem z nich zeskakiwać. I znowu: kiedyś wychodziło się na podwórko i dzieci się bawiły, wdrapując się na wszystko, co się dało. W dzisiejszych czasach mamy boksy…

Mamy do czynienia z ruchowym wtórnym analfabetyzmem?

Nie każde dziecko takie jest, mamy bardzo dużo megasprawnych – dzięki temu, że rodzice są bardzo świadomi i przysyłają je do nas bądź też ćwiczą z nimi. Ale tak, zdarzają się młodzi ludzie, którzy mają problem z podstawowymi ruchami.

A jak jest ze starszymi dziećmi?

Mamy grupy 4–8 lat, 8–12 lat i od 13 lat w górę. Dla tych z przedziału 8–12 lat staramy się wprowadzić pierwsze elementy normalnego treningu. Przykładem może być chociażby samo podciąganie się na drążku. Jeśli dziecko umie już zrobić poprawny przysiad, wspomniana wcześniej tyczka może służyć jako sztanga, możemy ją delikatnie obciążyć. Wiele z tych dzieci jest świadomych i wiedzą, po co tu przychodzą. Jednak są i takie, które trzeba zachęcać, ale nie na siłę. Lepiej, żeby tę jedną czy dwie jednostki treningowe trochę pomarudziły – być może, patrząc na swoich rówieśników, nabiorą chęci i spróbują.

A grupa 13 lat i więcej?

Jeżeli nie mają problemów z koordynacją ruchową, możemy je trenować jak dorosłych. Oczywiście trudność treningu trzeba zeskalować – czyli dostosować do poziomu zaawansowania nastolatków. Pracujemy z nimi na wolnych ciężarach, stawiamy na pracę z masą własnego ciała. Jeśli już korzystamy z przyrządów, to wydolnościowych, takich jak rowerek, wiosła, echobike (rower stacjonarny z dźwigniami do ćwiczenia ramion – przyp. red.).

Czy rodzice tych dzieci przykładają się do treningów?

Tak. Mogę powiedzieć, że przez 10 lat istnienia klubu stworzyła się u nas społeczność. Ludzie z dzielnicy przychodzą tu od lat, ćwiczą razem, ich dzieci też ćwiczą. Często umawiają się na treningi o tej samej godzinie. Wyjeżdżają na wspólne obozy, wakacje i tak dalej. Zresztą my również organizujemy obozy sportowe dla całych rodzin. Wyjeżdżamy nad jezioro, gdzie prowadzimy dwa treningi dziennie, a wieczorem – integracja.

Kobiety też ćwiczą?

Tak, prowadzimy zajęcia dla kobiet – specjalnie pod ich oczekiwania. Ćwiczenia są także modyfikowane w trakcie zajęć. Są takie treningi, kiedy na tej samej sali ćwiczą kobiety i mężczyźni. Podczas ćwiczeń w parach są pary mieszane, damsko-męskie. Generalnie mamy bardzo dużo ćwiczących kobiet.

Na siłowniach ćwiczy coraz więcej kobiet. Powstają też kluby przeznaczone wyłącznie dla pań.
Źródło: 123RF

Najczęściej w jakim są wieku?

Bardzo różnym. Ćwiczą u nas także osoby 50+. Powiem więcej: trenowany m.in. przez mojego brata Piotra Artur Komorowski został na początku sierpnia 2023 roku mistrzem świata w crossficie w kategorii wiekowej 50–54 (podczas CrossFit Games w Madison, USA, największej tego typu imprezie crossfitowej na świecie – przyp. red.). Czyli, jak widać, da się! Na siłowni nie ma limitów wiekowych – każde ćwiczenie, każdy program da się dostosować do poziomu sprawności. Co prawda nie mamy osobnej grupy seniorów, ale jeśli na trening przychodzi osoba starsza, trener dopasuje do niej poziom trudności ćwiczeń. Wszyscy mają do wyboru różne przyrządy i treningi: wydolnościowy, gimnastyczny, siłowy. Myślę, że teraz jest lepsza świadomość niż 10 lat temu, gdy otwieraliśmy klub. Ludzie wiedzą, że trzeba się ruszać, żeby być sprawnym i dłużej pozostać zdrowym.

Crossfit – program treningu łączący w sobie elementy sportów siłowych (podnoszenie ciężarów), kalisteniki (podciągnięcia i wsparcia siłowe na drążkach) i sportów wytrzymałościowych.

A co z tymi, którzy są po urazach lub chorobach?

Zawsze na początku przeprowadzamy wywiad. Ćwiczący nie powinien niczego ukrywać, żebyśmy mogli lepiej dobrać dla niego trening. Kontuzja ani choroba nie dyskwalifikują. Powiem więcej: ćwiczą u nas osoby np. po amputacji nogi czy na wózkach. Mamy w klubie trenera Maćka wyspecjalizowanego w pracy z ludźmi, którzy mają jakiś stopień niepełnosprawności. Jak widać, wszystko się da. Nie należy szukać przeszkód, trzeba tylko po prostu chcieć.