Aktywność w genach
Justyna Biros-Waśniowska wraz z mężem Darkiem uczą swoje dzieci tego, że z aktywności można czerpać radość. Na szczęście w tej rodzinie zamiłowanie do ruchu przekazywane jest z pokolenia na pokolenie.
Aktywność fizyczna uprawiana w gronie rodzinnym to nie tylko budowanie kondycji i odporności, ale też sposób na tworzenie i wzmacnianie więzi rodzinnych, na naukę współdziałania i odpowiedzialności za innych.
Nordic walking w Łazanach
Gdy mama pani Justyny, Maria Biros, jakieś 10 lat temu zaczęła chodzić po swojej małopolskiej wsi Łazany z kijkami do nordic walkingu, wszyscy dookoła się śmiali. A narty, Maryś, gdzie zgubiłaś? – pytali ironicznie. Ona jednak zbywała żarty i z dumnie podniesioną głową szła przed siebie. Na wsi czasem trudno być prekursorem…
Ale pani Maria łatwo się nie poddaje. Marsz z kijkami szybko stał się jej codziennym rytuałem. Bez względu na to, czy padał deszcz albo śnieg, czy był upał, wkładała sportowe buty, brała kijki do ręki i maszerowała przez wieś. Po pewnym czasie dołączyła do niej jedna sąsiadka, później druga, kolejne koleżanki dowiadywały się o maszerujących kobietach. Mijały lata, a panie ze zwyczaju nie zrezygnowały. Początkowo spacery odbywały się na zmianę rano, popołudniami i wieczorami. Ale w związku ze zmianą czasu z letniego na zimowy i odwrotnie trudno dostosować godziny tak, aby podczas marszu zawsze było jasno. Przecież o 16.00 w kwietniu jest jasno, a w listopadzie już zmrok! Dlatego od lat kobiety z Łazan wyruszają w swoją sportową przygodę dość wczesnym porankiem – zbiórka do wymarszu jest o godz. 8.00.
Pranie, sprzątanie, gotowanie schodzą na drugi plan. Nie ma mowy o rozpoczęciu jakichkolwiek spraw bez porządnego treningu porannego. Najpierw nordic walking, potem obowiązki i sprawy domowo-rodzinne – mówi pani Maria. To otwarta, życzliwa, energiczna kobieta po sześćdziesiątce. Codzienny ruch i aktywny tryb życia pomagają jej w utrzymaniu dobrej kondycji fizycznej i psychicznej. Ma więcej sił, aby pobawić się z wnukami, pogawędzić z sąsiadami czy rodziną. Do tego wraca do domu we wspaniałym nastroju: Po nordic walkingu odczuwam przypływ energii i wiem, że nawet jedne wagary wyprowadzą mnie z rytmu i dobrego samopoczucia, dlatego nie ma mowy, abym odpuściła marsz chociaż raz w tygodniu – podkreśla.
U Birosów rowerowo
Birosowie i Waśniowscy nie są fanami wyczynowego sportu, nie ćwiczą na siłowni od rana do nocy. Ale aktywność jest wpisana w ich harmonogram dnia: prowadzą uporządkowane życie ze sporą dawką ruchu. Aktywny tryb życia to ich codzienność. Regularnie organizują m.in. przejażdżki rowerowe. Miłość do dwóch kółek czują od dawna. Niektórzy, jak pani Maria, od wczesnego dzieciństwa. Rower to dla mnie nie tylko ruch i aktywność, ale też środek lokomocji. Jeszcze jako mała dziewczynka jeździłam dwukołowcem do szkoły czy sklepu. Nie było wówczas autobusów. Jeżeli gdzieś chciałam się dostać, musiałam pedałować. Dlatego mam mocne mięśnie – śmieje się. Wraz z mężem dość szybko nauczyli swoje dzieci: Olę, Justynę, Karolinę i Bartka jazdy na rowerze.
Jak przydarzy się wolna chwila, wyruszamy w trasę nad Rabę bądź do pobliskiego lasu. Nasz syn, Szymon, już sam pedałuje, cieszy nas, że jest wytrwały i nawet dłuższe przejażdżki go nie zniechęcają. Emi na razie obserwuje świat z wózka rowerowego, ale na pewno niebawem to się zmieni – opowiada córka pani Marii, Justyna.
Co robicie? Planujecie gdzieś iść? – tata Bronisław dzwoni do Justyny i zaczyna zwiady, nie zdradzając, dlaczego tak żywo interesują go plany córki. A co, chcesz iść na rower? – od razu rozgryza tatę Justyna.
Gdy dzwoni letnim popołudniem, to oznacza jedno: ma wolną chwilę i chętnie wybierze się na rodzinną rowerową wycieczkę. Sam nie lubi jeździć, z najbliższymi zawsze radośniej i milej. Takie spontaniczne przejażdżki, szczególnie w lecie, zdarzają się im minimum raz w tygodniu.
Kolejna miłość: narty
Pierwsze zjazdy Justyny i jej rodzeństwa odbywały się na pobliskich pagórkach, porządne szlify narciarskie – w Kasinie Wielkiej.
Stok w Kasinie jest dość stromy, ciężko tam się jeździ, ale tacie to nie przeszkadzało. Zabierał nas i uczył jazdy. My oczywiście jako dzieci mieliśmy frajdę, żadnego lęku, im bardziej ekstremalnie, tym było lepiej dla nas – wspominają.
Dzięki tacie cała czwórka już dorosłych dzieci świetnie sobie radzi na stoku. Nie ma zimy, w czasie której nie wykorzystaliby sezonu narciarskiego. Ulubione miejsce: Tylicz. A na szybkie, krótkie wypady – pobliskie stoki w Kasinie, Myślenicach, Podstolicach. Bakcyla narciarskiego złapał także ośmioletni Szymon.
W każdej rodzinie jest chociaż jeden miłośnik piłki nożnej
U Waśniowskich jest ich znacznie więcej. Piłka nożna to domena ich rodziny. Członkowie kolejnych pokoleń grają bądź grali, w zależności od wieku, w różnych barwach lokalnych. Tradycja zostanie utrzymana, bo najmłodszy Szymon już spróbował swoich sił jako zawodnik: grał w barwach Gdovii Gdów. Na razie zrobił sobie przerwę i próbuje innych aktywności – obecnie stawia mocno na rower i narty. Ale co wybierze, życie pokaże. Najważniejsze, aby miał frajdę z tego, co robi, i nie porzucił aktywnego trybu życia. Jednak w takiej rodzinie raczej mu to nie grozi!
Uprawianie sportu na poziomie amatorskim jest dostępne dla każdego, a wybór dyscyplin jest tak szeroki, że każda rodzina może znaleźć dla siebie aktywność, która będzie odpowiadała wszystkim członkom rodziny.