Wojciech i Fabian Drzyzgowie. Całe życie dla siatkówki

dzrzyzgowieNie ma chyba piękniejszego momentu dla rodzica niż ten, w którym patrzy się na sukces dziecka i komentuje go dla rzeszy jego fanów. Nie można się więc dziwić, że Wojciech Drzyzga – znakomity siatkarz, reprezentant Polski, olimpijczyk, a obecnie jeden z najpopularniejszych komentatorów telewizyjnych siatkówki – tak bardzo lubi wspominać mecz z roku 2014, w którym reprezentacja Polski zdobyła tytuł mistrzów świata. Na parkiecie błyszczał wtedy jego syn, Fabian Drzyzga. Po ogłoszeniu wyniku komentator nie mógł wytrzymać na stanowisku, wbiegł na boisko i obaj panowie padli sobie w ramiona na oczach uszczęśliwionych wygraną kibiców. – Jestem mistrzem świata, ale tacie nie dorosłem jeszcze do pięt – powiedział po tym wydarzeniu Fabian Drzyzga.

Trafić na dobrych ludzi

– Zawsze byłem aktywnym, ruchliwym dzieciakiem, kochałem bieganie za piłką, ale na poważnie za siatkówkę zabrałem się dość późno – opowiada Wojciech Drzyzga. – Kiedy się nad tym zastanawiam, myślę sobie, że w sporcie tak to już jest: odniesiesz sukces, jeśli trafisz na dobrych ludzi. Inaczej ani twój talent, ani predyspozycje, ani najcięższa nawet praca nie zostaną właściwie ukierunkowane i wykorzystane.

Drzyzga-senior we wczesnych latach 70. trafił w warszawskim technikum na fantastycznego nauczyciela WF-u, który zauważył jego predyspozycje i namówił do wypróbowania sił w klubie Sarmata na warszawskiej Woli. – Pukałem tam z pewną nieśmiałością: miałem już 16 lat, nie byłem wysoki i dotąd nie trenowałem siatkówki na poważnie – wspomina pan Wojciech. – Miałem ogromne szczęście, bo zainteresował się mną Władysław Krzyżaniak, wspaniały wychowawca i instruktor. Dzięki niemu przeszedłem szybki kurs nadrabiania zaległego czasu. Siatkówka stała się dla mnie najważniejsza i byłem gotów podporządkować jej całe życie. Czułem, że jestem z tyłu za kolegami, ale widziałem szansę na to, by ich dogonić. To był cel, który mnie napędzał.

Praca przyniosła efekty i młody siatkarz zaczął wspinać się po kolejnych szczeblach kariery: dostał się do kadry wojewódzkiej, potem młodzieżowej, w końcu do reprezentacji narodowej, najpierw młodzieżowej, potem juniorskiej.

– I znów nie wiem, jak toczyłyby się moje sportowe losy, gdyby nie kolejne wielkie nazwisko: Jerzy Hubert Wagner – wspomina siatkarz. – Był wtedy najpopularniejszym człowiekiem w polskiej siatkówce, ozłoconym medalem olimpijskim, który polska reprezentacja zdobyła dzięki niemu w Montrealu. Oglądał mistrzostwa Polski juniorów, które wygraliśmy z klubem MDK Wola Warszawa, i spodobała mu się moja gra. Spotkał się z moim ojcem – bo byłem przecież nieletni – i zaproponował powołanie mnie do seniorskiego składu Legii Warszawa. Stanęliśmy przed poważnym wyborem: albo spokojne życie i zdobycie bezpiecznego fachu, albo pełna uniesień, ale niepewna kariera sportowa. Nigdy nie żałowałem podjętej wtedy decyzji.

Magia olimpiady

Wojciech Drzyzga trafił na ciekawy moment w historii klubu, gdy Hubert Wagner odbudowywał podupadłą sławę siatkarskiej Legii. Znalazł się w drużynie z Włodzimierzem Stefańskim i Tomaszem Wójtowiczem – siatkarzami, z którymi wkrótce miał sięgać po światowe trofea jako zawodnik reprezentacji Polski. Drzyzga zadebiutował w niej 29 czerwca 1978 r. w towarzyskim spotkaniu z Finlandią. Rok później zdobył z reprezentacją swoje pierwsze mistrzostwo Europy w Paryżu. Sukces ten powtórzył jeszcze dwukrotnie (w latach 1981 w Sofii i ’83 w Berlinie), dwa razy wystąpił też na mistrzostwach świata (1978 – Rzym i 1982 – Buenos Aires), a w roku 1980 pojechał na igrzyska olimpijskie do Moskwy.

– Patrzę dzisiaj, jak syn gra w Rio, i przypominam sobie tę naszą olimpiadę ciężkich czasów – mówi Wojciech Drzyzga. – Zajęliśmy wtedy czwarte miejsce. Najgorsze: pierwsze za podium. Ale mimo braku medalu te igrzyska przyniosły mi niezapomniane wrażenia, dawały napęd i inspirację do dalszej walki. Jak było na świecie w roku ’80 – wszyscy wiemy. Ale na boisku, w wiosce olimpijskiej to się nie liczyło. Trwało święto sportu, żyliśmy przez ten czas jakby w innej rzeczywistości – to jest właśnie magia olimpiady.

Jednak na pytanie, czy oddałby za olimpijski medal w Moskwie te, które miał zdobywać później, pan Wojciech stanowczo odpowiada: „Nie”. – Sukcesy i porażki trzeba brać tak, jak przychodzą – tłumaczy. – Jeśli czegoś żałuję, to tylko tego, jak potoczyły się sprawy z olimpiadą w Los Angeles w roku 1984.

Drzyzga zakwalifikował się do reprezentacji Polski na te igrzyska. Ale ostatecznie zimna wojna okazała się silniejsza niż sportowa rywalizacja. Z wyjazdu do Los Angeles zrezygnował Związek Radziecki (była to forma odwetu za nieobecność USA na olimpiadzie w Moskwie), pociągając za sobą resztę krajów bloku wschodniego. Zamiast olimpiady odbyły się w Moskwie zawody państw socjalistycznych Przyjaźń-84. Polscy siatkarze z Wojciechem Drzyzgą zdobyli w nich brązowy medal.

Medali nie brakowało też w polskiej lidze siatkowej – w ciągu dziewięciu sezonów w Legii Drzyzga zdobył ich aż osiem, a w roku 1986 został przez „Przegląd Sportowy” uznany najlepszym zawodnikiem ligi. Każdy z sukcesów okupiony był ciężką pracą.

– Wagner nie bez powodu nazywany był Katem – uśmiecha się Wojciech Drzyzga. – Przygotowania do sezonu mieliśmy od maja do września, trenowaliśmy pięć razy w tygodniu po osiem godzin. Nasi chłopcy mają już w tym czasie ligę światową, turnieje w pięknych oprawach. To sportowe życie wygląda dziś chyba o wiele radośniej. My mieliśmy obozy w Zakopanem, Olsztynie i kilku innych miejscowościach. Co tu dużo mówić: zwiedziliśmy świetnie polskie góry, przebiegłem pół Polski w tę i nazad, przeskakałem tysiące płotków – i skłamałbym brzydko, gdybym powiedział, że nie wspominam tego dziś z pewnym sentymentem.

Sportowa rodzina

Jeszcze w Legii pan Wojciech poznał swoją przyszłą żonę, Janinę. Koszykarka i siatkarz stworzyli prawdziwie sportową rodzinę. – Podczas mojego ostatniego sezonu w Legii urodził się nasz starszy syn, Tomek – opowiada Wojciech Drzyzga. – W roku 1986 dostałem zgodę na wyjazd z kraju i zostałem zawodnikiem tureckiego klubu Filament. Pojechaliśmy razem. Rok później z całą rodziną przenieśliśmy się do Francji. Spędziliśmy tam pięć sezonów.

Z francuskim JSA Bordeaux Drzyzga zdobył m.in. wicemistrzostwo Francji oraz puchar tego kraju. To właśnie w Bordeaux w roku 1990 przyszedł na świat jego drugi syn – Fabian.

– Siatkówka zawsze była obecna w naszym życiu. Obaj chłopcy dorastali na salach sportowych, bo rodzili się, kiedy byłem jeszcze aktywnym zawodnikiem, a ich dzieciństwo przypadło na czas, kiedy byłem trenerem – opowiada Wojciech Drzyzga, który na początku lat 90. wrócił do Warszawy. Siatkarska drużyna Legii, z którą byłego zawodnika wiązało tyle wspomnień i emocji, przechodziła wówczas kryzys. Trener Drzyzga wprowadził ją z powrotem do serii A, a w 1996 r. zdobył z nią wicemistrzostwo Polski. W kolejnych latach trenował m.in. Czarnych Radom i Mostostal Kędzierzyn-Koźle, przez rok był także drugim trenerem siatkarskiej reprezentacji Polski jako asystent Ryszarda Boska.

– Nie zachęcałbym synów do sportu, gdybym nie widział u nich predyspozycji. Do pewnego momentu nie wykonaliśmy z żoną ani jednego ruchu, żeby nakłonić ich do aktywności sportowej, a już szczególnie aby wskazywać dyscyplinę – mówi siatkarski olimpijczyk. – No i starszy, Tomasz, zaczynał od koszykówki – to może po mamie? – potem miał fazę fascynacji tenisem, do siatkówki wkroczył więc po różnych próbach.

Tomasz Drzyzga trafił do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Spale. W 2001 r. zdobył I miejsce w mistrzostwach Polski kadetów, a dwa lata później – wicemistrzostwo Europy kadetów oraz I miejsce na Olimpijskim Festiwalu Młodzieży Europy. Po kilku sezonach gry m.in. w Farcie Kielce rozpoczął pracę menedżera w zespole ZAKS-y Kędzierzyn-Koźle.

Młodszy z synów państwa Drzyzgów od początku wiedział, że chce iść w ślady ojca. To właśnie on – 26-letni, zawsze uśmiechnięty Fabian – jest dziś najjaśniejszą gwiazdą z rodzinnym teamie.

– Moja małżonka, która uczy wychowania fizycznego m.in., trenowała go w lekkiej atletyce, ale Fabian zawsze był zakochany w siatce – opowiada Wojciech Drzyzga. – Jako kilku-, kilkunastolatek chciał dorównać bratu i wręcz zmuszał go do wspólnej gry, bo starszy, choćby z racji szkoły, miał już czas wypełniony i niekoniecznie chętnie szedł z młodym na halę.

Być jak ojciec

Ale Fabian był niezmordowany. W ślad za bratem poszedł do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Spale i, tak jak brat, na początku kariery też był związany z MOS Wola Warszawa. – Grał tam ze starszymi zawodnikami i musiał do nich równać – opowiada Wojciech Drzyzga.

Fabian szybko stał się liderem swojej drużyny, cenionym przez trenera i szanowanym przez kolegów. Z Warszawy przeniósł się na cztery lata do Częstochowy, by w 2012 r. znów powrócić na rok do stolicy – już jako reprezentant Polski. Dziś jego macierzystym klubem jest Asseco Resovia. Zawsze bardzo pozytywnie wypowiada się o klubie i o samym Rzeszowie, opisując go jako miasto czyste i pełne życzliwych ludzi.

– Fabiana ogromnie irytowało, gdy ktoś sugerował, że trafił do reprezentacji dzięki mnie – mówi Wojciech Drzyzga. – Moim zdaniem było wręcz przeciwnie: sam pracował na swoją karierę, jako młodzik trenował, gdy koledzy szli odpocząć, potem zmieniał kluby, a selekcjonerzy przyglądali mu się baczniej niż innym zawodnikom, żeby nie być posądzonymi o sympatie lub antypatie.

Swoją klasę Fabian Drzyzga pokazał, grając w kategorii kadetów. Dopiero po trzech latach i kilku medalowych sukcesach Daniel Castellani powołał go na Ligę Światową 2009. Fabian otrzymał także powołanie do reprezentacji na sezon 2010. Rok później zawiesił na piersi pierwszy „dorosły” medal jako reprezentant Polski – brąz zdobyty na mistrzostwach Europy organizowanych przez Austrię i Czechy.

– No i rok 2014 to już słynne mistrzostwa świata w Polsce – uśmiecha się Wojciech Drzyzga. – Miesiąc wielkiego święta polskiej siatkówki od otwarcia w Warszawie po finał z Brazylią w Katowicach. Polacy pokochali wtedy siatkę, drużynę idącą jak burza, i młodego francuskiego trenera Stéphane’a Antigę. Spełniło się nasze marzenie: chłopcy zdobyli złoto na mistrzostwach świata. Przyznam, że trochę się wtedy bałem, żeby odurzeni sukcesem nie osiedli na laurach.

Ale nic takiego się nie stało. Rok później reprezentacja Polski z Fabianem zwyciężyła w Memoriale Huberta Jerzego Wagnera i zdobyła brąz w pucharze świata w Tokio.

Przed kilkoma tygodniami spełnił się olimpijski sen Drzyzgi-juniora. Przed 26-letnim zawodnikiem jeszcze wiele sukcesów, a pewnie i porażek. Niektóre z meczów będzie komentował jego ojciec. Bo od kilku lat Wojciech Drzyzga i Tomasz Swędrowski tworzą wyjątkowo lubiany komentatorski duet na antenie Polsatu. Na jednym z popularnych portali społecznościowych zgromadzili już blisko 13 tys. fanów. Jesienią rozpoczną kolejny sezon komentowania polskiej ligi siatkowej.