Sportowa reprezentacja Janeczków z Wieliczki

Zmusić do codziennych treningów jest łatwo. Można rządzić twardą ręką, podnosić głos, zmanipulować młodego zawodnika lub racjonalnie go oszukać. Trudniej nauczyć młodzież, by polubiła sport i czerpała z niego nie tylko korzyści, ale przede wszystkim przyjemność – o Jerzym Janeczku, trenerze i założycielu drużyny siatkówki dziewcząt w Wieliczce, ojcu trzech synów (w tym dwóch młodych znakomitych sportowców). O trenerze, który zaraża innych swoją miłością do siatkówki tak, że ta zostaje z nimi na całe życie.

Na początek kilka twardych faktów, by nie było wątpliwości, że Jerzy Janeczek jest nie tylko głową swojej rodziny, lecz także jej głównym sportowym duchem. Jak zresztą całej Wieliczki.

Oto sportowa reprezentacja Janeczków:

  • Jerzy Janeczek – wieloletni trener siatkarek z Wieliczki. Sam właściwie wymyślił sobie taką pracę: gdy zaczynał karierę trenerską w Wieliczce jako młody i ambitny absolwent Akademii Wychowania Fizycznego, założył siatkarską drużynę dziewczyn, pierwszą w tym regionie. To dzięki niemu Wieliczka stała się miastem ważnym i znanym w siatkówce, zagłębiem zdolnych zawodniczek. Dwukrotnie dziewczyny Janeczka były w finale mistrzostw Polski.
  • Bartosz Janeczek – 30 lat, najstarszy syn Jerzego, jeden z najlepszych polskich siatkarzy, na swoim koncie ma mnóstwo zwycięstw, reprezentant Polski grup młodzieżowych, mistrz Europy kadetów z 2005 r. Od sezonu 2015/2016 jest zawodnikiem BBTS Bielsko-Biała.
  • Michał Janeczek – 13 lat, najmłodszy syn Jerzego, który już na samym początku sprawił wszystkim w rodzinie niespodziankę. Wcale nie zazdrościł bratu i tacie medali i sukcesów. Znalazł własną drogę.

– To całkiem nieźle zapowiadający się lekkoatleta, duma klubu sportowego „Wieliczanka”, wielki pasjonat biegania – opowiada Lech Pankiewicz, prezes „Wieliczanki”.

I wreszcie kolejny twardy fakt to „Mosiary” – tak siebie nazywają siatkarki MKS Międzyszkolnego Ośrodka Sportowego w Wieliczce. To kilka pokoleń zawodniczek, które pod troskliwym okiem Jerzego Janeczka zdobywają medale, przegrywają, szlifują podania i uczą się z nim życia. Spędzają wiele godzin na parkiecie, obozach, w trasach.

– Poświęcałyśmy mu wiersze, śpiewałyśmy mu piosenki, które napisałyśmy na jego cześć – wspomina Karolina Kerep, była zawodniczka MKS MOS Wieliczka. – Jest to jedna z najważniejszych postaci w moim życiu. Ukształtował nas, nasze charaktery, nauczył nas prawdziwej przyjaźni – podkreśla siatkarka.

Od razu trzeba zaznaczyć, że trener nie ma z dziewczynami łatwo. Jak to kobiety, dają w kość facetowi. Ale Jerzy Janeczek to trener z intuicją. – Ma ogromne wyczucie do pań, dlatego dziewczyny go lubią i szanują – chwali męża Marta Janeczek.

A teraz po kolei i ze szczegółami o każdym z wyżej wymienionych faktów.

Bartosz i Michał Janeczkowie

Syn Bartek

– Mam oko do zdolnych dzieci – zauważa Jerzy Janeczek. – Jak Bartek był jeszcze małym chłopcem, zobaczyłem, że ma dryg do piłki. Sprawnie, zgrabnie nią się bawił – wspomina.

Czy mogło stać się inaczej i Bartek nie zrobiłby kariery siatkarza? Tak! W Wieliczce nie było wówczas drużyny męskiej i Bartek zwyczajnie nie miał gdzie trenować. Owszem, odbijał piłkę z tatą, jeździł z nim na obozy (gdzie trenowały dziewczyny!), ale to wciąż nie był profesjonalny trening.

Jerzy Janeczek wraz z żoną nie zastanawiali się długo, co robić. Znaleźli trenerów w Andrychowie. – Wspaniali ludzie – zachwyca się pani Marta. – Bardzo dużo dla Bartka zrobili i wciąż jestem im wdzięczna za pomoc – dodaje.

Wspaniali trenerzy to połowa sukcesu. Ja jednak jestem zdania, że w tej historii cudowni są rodzice.

Obydwoje zawodowo byli zajęci tak, że nie wiadomo, kiedy zaczynał im się dzień i kończyła noc. Jerzy trenuje, uczy, jeździ na obozy, mecze z dziewczynami, pani Marta jest położną, ma dyżury dzienne, nocne i znowu dzienne. Młodszy syn Hubert (to artystyczna dusza w rodzinie) śpiewa w chórze chłopięcym Filharmonii Krakowskiej (trzeba zorganizować się, by wozić małego na próby), Bartek ma trzy razy w tygodniu treningi, a do tego raz na parę tygodni mecze.

Jeżdżą po kolei z Bartkiem do Andrychowa, półtorej godziny trwa trening, i z powrotem do Wieliczki. Prysznic, kolacja, odrabianie lekcji.

– Piszę całe życie dzienniki i zajrzałam do tych z czasów, gdy woziliśmy Bartka na treningi. Nie wiem, jak żyłam w takim rytmie. Była rozpisana każda godzina. I nic, widzi pani, daliśmy radę – mówi Marta Janeczek.

Andrychów był na samym początku kariery Bartosza, ale to właśnie wtedy Janeczkowie nauczyli nie poddawać się i dążyć do celu. Trudno, ciężko, nie ma na nic czasu – ale co z tego?

– Gdyby nie determinacja Jurka, to nie mielibyśmy dziś znakomitego siatkarza Bartosza Janeczka – stwierdza bez cienia wątpliwości Lech Pankiewicz. – To było bardzo duże poświęcenie Jurka, nie każdego rodzica stać na tak restrykcyjny reżim. Właściwie brakuje czasu dla siebie, ładujesz czas, energię w jedno dziecko. A przecież nie masz do końca przekonania, że coś z tego wyjdzie – zauważa Pankiewicz.

Bartek i dziś powtarza, że gdyby nie tata, to nie wiadomo, czy byłby dziś w sporcie. Przy tym zaznacza, że tata nigdy go do niczego nie zmuszał. – Chciałem grać, lubiłem siatkę, ale to ogromna zasługa taty, że osiągnąłem w sporcie aż tyle! – podkreśla Bartek.

Gdy skończył karierę w Andrychowie, wcale nie został pod ciepłym skrzydłem taty-trenera. Jeszcze jako dzieciuch wyjechał z domu rodzinnego, rozpoczął naukę w Szkole Mistrzostwa Sportowego Polskiego Związku Piłki Siatkowej w Spale. To była porządna lekcja życia, samodzielnego, bez mamy i taty na co dzień. Treningi, lekcje, dzielenie pokoju z kolegami, podejmowanie codziennych drobnych, aczkolwiek ważnych decyzji w życiu nastolatka. Tacy szybko dojrzewają.

Owszem, rodzice starali się być jak najczęściej u syna. Dziadkowie też go wspierali. Szkoły w Wieliczce organizowały wycieczki na mecze Bartka. Wszyscy mu zazdrościli, gdy na hali było aż gorąco od dopingu „Bartek, Bartek!”. Ale potem wszyscy wyjeżdżali i Bartosz zostawał sam.

– Czego pana nauczył tata? – Waleczności. Nie poddaję się, i w sporcie, i w życiu codziennym. Nie przejmuję się byle czym, potrafię zapanować nad emocjami, wystarczająco dużo mam w sobie determinacji, by dążyć do wyznaczonego celu – wymienia Bartosz.

Za parę miesięcy sam zostanie ojcem i już teraz nie może się doczekać, gdy zagra z córką w piłkę. – Zmuszać jednak nie będę. Jak córa zechce, to okej, pogramy. Ale jak na oczy nie będzie chciała widzieć piłki, to bez problemu dam jej spokój – śmieje się Janeczek junior.

Syn Michał

Kolejny sportowiec w rodzinie to Michał Janeczek. Misiek – jak nazywają go w rodzinie – w siatkę też potrafi grać. Ale bardziej młodego kręci bieganie. Gdy zapisał się do sekcji lekkoatletycznej „Wieliczanka”, był jednym z młodszych zawodników. Miał wówczas 9 lat.

– Misiek, wybudowali dla ciebie arenę lekkoatletyczną. Chcesz trenować? – zapytał go tata, gdy oddano do użytku sportowcom nowo wybudowane bieżnie lekkoatletyczne w Wieliczce. Dwa razy nie trzeba było Michała pytać. W 2012 r. rozpoczyna się jego nowe życie w „Wieliczance”. Ćwiczy różne dystanse: 60, 100, 200, 300 m.

Po tacie dostał w genach też inny talent: charyzmę. Potrafi zarazić swoją prawdziwą miłością innych. – Zaczynał biegać sam pod przedszkolem, a za chwilę wokół niego kręciło się mnóstwo dzieci. I biegał z Miśkiem już cały tłum dzieci. Podobnie jest teraz z treningami, pościągał do klubu sporo kolegów i biegają razem – mówi mama Janeczków.

„Mosiary”

„Tatą” Jerzego Janeczka nazywają nie tylko jego synowie. „Mosiary” – jak mówią o sobie wychowanki MKS MOS w Wieliczce – grają w siatkówkę właśnie dzięki panu Jurkowi. Jedne z nich zostały w sporcie po przygodzie w MOS-ie, inne zakończyły kariery, część wyjechała, część została w rodzinnej Wieliczce. Ale każda z dziewcząt ma w sercu trenera, a on do każdej z nich numer komórki. Tym, które wciąż grają, kibicuje, wysyła SMS-y z gratulacjami po wygranej albo dzwoni po dotkliwej porażce. Pamięta o swoich dziewczynach.

Szczególnie zgrany jest pierwszy rocznik zawodniczek, gdy Jerzy Janeczek dopiero formował drużynę. – Uważam to za swój największy sukces zawodowy. Stworzyłem nie tylko mocny zespół, ale przede wszystkim mocną przyjaźń. Dziewczyny po tylu latach nadal się przyjaźnią! – cieszy się i wzrusza pan Jurek.

Najpierw trenowały, a potem wychodzą za mąż. Janeczkowie bawią się na weselu większości zawodniczek. Obydwoje z małżonką są dumni i szczęśliwi, że dziewczyny o nich nie zapomniały i chcą aby uczestniczyli w jednej z najpiękniejszych chwil w ich życiu. – Wszystkie dziewczyny, które zostały mamami, były pod moją opieką – uśmiecha się Marta Janeczek. Inaczej być nie może, jeśli żona trenera jest położną!

– Jerzy Janeczek nigdy nie chciał nas łamać, ufał nam, liczył się z nami. Ważna dla niego była i jest opinia kapitana drużyny, nawet jeśli jest nią młoda niedoświadczona siatkarka – podkreśla Karolina Kerep.

Tata Jerzy z synami – Bartoszem i Michałem

Technik teletransmisji zostaje trenerem

Dziś, gdy sport i Janeczkowie są nierozerwani, trudno wyobrazić sobie, że Jerzy miał być… technikiem teletransmisji. Matematyka, nauki ścisłe i „te rzeczy”. Gdzie, w którym momencie i jak w tej głowie ucznia Technikum Łączności w Krakowie zawirowała myśl o Akademii Wychowania Fizycznego? Owszem, rąbał piłę dzień i noc. Ale to nie wyróżniało za bardzo Jurka od innych.

– Nic w tym dziwnego, wszyscy uczniowie chętnie brali udział w zawodach. Nie pamiętam, by ktoś nie chciał gonić za piłką – wspomina pan Jerzy.

Wymyślił sobie studia na Akademii Wychowania Fizycznego i zaczął ćwiczyć. Przygotowania do testów sprawnościowych to pół biedy. Dawał sobie z tym radę. Ale musiał też uczyć się biologii. Sam! W podstawie programowej technikum nie było ani jednej lekcji z tego przedmiotu. Naprawdę nie było łatwo młodemu człowiekowi samemu przygotować się do poważnego egzaminu.

– Jurek jest spokojny, łatwy w kontakcie, nawet czasem wydaje się zbyt delikatny, miękki. Ale to waleczna dusza. Nie odpuszcza. Nie jest typem, który rządzi twardą ręką, jednak sport nauczył go walczyć w życiu. Imponuje mi to, że nie zostawił tego tylko dla siebie. Również synowie są zahartowani, zdeterminowani, nie rozkładają rąk z bezradności przy byle problemie. A o siatkarkach już nie wspomnę. Zuch dziewczyny, twarde jak skała – podsumowuje Pankiewicz.

Sport to praca, pasja, życie

Portret Jerzego Janeczka nie byłby pełny bez opisu rodzinnych turniejów siatkarskich. To kolejne jego dzieło sportowe dla Wieliczki. Wymyślił miniturnieje, które rozgrywają między sobą minidrużyny rodzinne. Na początku w swojej drużynie grał z żoną, potem z Bartkiem. – Choć w siatkówkę nie grałam profesjonalnie, udawało się nam wygrywać te turnieje – nie kryje dumy Marta.

Rozgrywki rodzinne mają już długą, kilkudziesięcioletnią tradycję i nie wygląda na to, że stracą na popularności.

Tymczasem w głowie Janeczka kolejny pomysł. Tym razem z myślą o Michale. Chce zorganizować w swoim mieście rodzinne zawody lekkoatletyczne.

Ale to już inna historia.


Bartosz Janeczek

Początek kariery: MKS Andrychów. 2003 r. W czasie edukacji występował w szkolnym zespole oraz w zespole klubowym, z którym zdobył mistrzostwo Polski kadetów (2004) oraz brązowy medal mistrzostw Polski juniorów (2005), dwukrotnie w mistrzostwach Polski juniorów zajmował IV miejsce (2004, 2006). W 2006 r. ukończył Niepubliczne Liceum Ogólnokształcące „Szkoła Mistrzostwa Sportowego PZPS” w Spale. Przed sezonem 2012/2013 podpisał kontrakt z Resovią Rzeszów, lecz został wypożyczony do Chaumont Volley 52. Po roku spędzonym we Francji wrócił do Polski i w sezonie 2013/2014 grał w Transferze Bydgoszcz. Po zakończonym sezonie 2014/2015 został zawodnikiem Callipo Vibo Valentia.

Sukcesy klubowe

  • Mistrzostwo Polski kadetów
  • Mistrzostwo Polski juniorów
  • Puchar Polski
  • Mistrzostwo Polski
  • Puchar Challenge
  • Mistrzostwo Europy kadetów