Gdy mkniemy po stoku, jesteśmy tylko my, narty i nasze myśli
Według badań z 2016 r. ok. 20% Polaków jeździ na nartach – narciarstwo zjazdowe jest więc sportem dosyć popularnym nad Wisłą. O jego zaletach, wpływie na zdrowie, sprzęcie i nie tylko rozmawiamy z Dominiką Sanetrą, trenerką MKS „Skrzyczne” Szczyrk.
Niedawno była pani zawodniczką, dziś szkoli pani innych. Kiedy zainteresowało panią narciarstwo?
Nie pamiętam dokładnie, kiedy pierwszy raz zapięłam narty. Miałam chyba trzy lata. Później byłam zawodniczką, a dzisiaj faktycznie jestem trenerką. Narciarstwo to dla mnie sport numer jeden. Wiążę z nim swoją przyszłość, dlatego właśnie pracuję z dziećmi i młodzieżą w klubie MKS „Skrzyczne” Szczyrk. Najmłodsze dzieciaki, które przychodzą na moje treningi, mają po pięć lat.
To odpowiedni wiek, by ruszyć na narty?
Trudno określić właściwy wiek. Wszystko zależy od dziecka – jego chęci, stopnia rozwoju, siły czy kondycji. Jeśli na zajęciach pojawia się dziecko chętne i obyte w innych sportach, to dużo łatwiej nauczyć je jazdy na dwóch deskach. Praca z nim jest niezwykle przyjemna, bo efekty widać niemal od razu.
Na co zwraca pani uwagę tym, którzy narty, buty i kije zabierają na stok pierwszy raz?
Rodzic nie może zapomnieć o ubraniu pociechy odpowiednio do warunków atmosferycznych. Kask, gogle, kurtka, spodnie, ale i czapka, rękawiczki czy bielizna termoaktywna mają sprawić, że uczący się będzie miał komfort i przyjemność z jazdy, a nie głowę zajętą myślami o ujemnej temperaturze. Ważne, by nie wywierać na dziecko presji, nie mówić, że musi się nauczyć, bo to, bo tamto. Krzyk również odpada. Warto też schować do kieszeni pociechy coś do jedzenia, np. batonik czy żelki, bo jazda na nartach pochłania sporo energii i „paliwo” trzeba uzupełniać na bieżąco. Ale chyba najistotniejszą kwestią jest wybór wykwalifikowanego instruktora. Warto zainwestować parę złotych w taką osobę, bo – proszę mi wierzyć – samodzielna nauka jazdy najczęściej buduje u początkujących złe nawyki. Dobry instruktor zwróci na nie uwagę, wskaże błędy, pomoże w rozgrzewce, a także dobierze odpowiednie do poziomu wyszkolenia stoki, bo to również istotne.
Dlaczego to takie ważne?
Na wypłaszczonych trasach przyszły narciarz powinien nauczyć się wszystkich podstawowych ruchów, skrętów i zasad poruszania się na stoku. Dopiero po poznaniu i opanowaniu tych fundamentalnych umiejętności można zabrać go na stoki bardziej wymagające. Ale i to należy robić z głową. Bo do trudniejszych zjazdów może podchodzić tylko narciarz pewny swoich umiejętności. Pewny siebie. Taki, który jadąc, wie, że nie zrobi krzywdy sobie i innym.
Jaki sprzęt wybrać na pierwsze lekcje?
Dobrze przygotowany! Narty zawsze powinny być naostrzone, nasmarowane i mieć odpowiednią długość. Możemy mieć najdroższe deski, ale jeśli nie będą przygotowane, to sporo ryzykujemy. Przykładowo jeśli narty nie mają ostrych krawędzi i w czasie zjeżdżania natrafimy na oblodzenia, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że stracimy kontrolę nad jazdą. Wtedy o wypadek nietrudno, bo skręcanie i hamowanie na „tępych” nartach jest szalenie trudne. Na pierwsze zajęcia najlepiej pójść po sprzęt do wypożyczalni. Pracujący tam ludzie znają się na swoim fachu. Pomogą dobrać odpowiedni sprzęt.
A później, kiedy pójdziemy do sklepu?
Początkujący powinien kupić narty krótsze i miękkie. Później, wraz ze wzrostem umiejętności i obyciem na trasach, można zainwestować w dłuższe i twardsze deski. Niektórzy zaawansowani narciarze mają w domu po kilka par nart i dobierają je do stylu jazdy czy trasy. Na przykład gdy chcą pojeździć jak najlepsi slalomiści, to zapinają krótkie deski, tzw. slalomki, mające krótszy promień skrętu.
Do początków XX wieku na nartach jeżdżono przy użyciu tylko jednego kijka, tzw. alpensztoka. Miał on nawet do 2,5 m długości, na jednym końcu znajdował się ostry metalowy grot, a na drugim uchwyt i często pętla na nadgarstek.
Buty i kije pewnie też musimy odpowiednio dobrać i przygotować?
Buty narciarskie muszą mieć stosowną twardość. Ważne, by były dostosowane do naszej wagi i możliwości. No i muszą być wygodne. A kije trzeba dopasować do wzrostu.
Co może dać jazda na nartach? Sportowo – wiadomo: tytuły, medale czy rekordy, a w wymiarze amatorskim?
Jazda na nartach to przede wszystkim świetny sposób na wspólne spędzanie wolnego czasu. Czy to z rodziną, czy z przyjaciółmi. To sport, który integruje ludzi. Pomaga się odstresować i uciec od problemów dnia codziennego, bo gdy mkniemy po stoku, jesteśmy tylko my, narty i nasze myśli. Oczywiście, jak każda aktywność fizyczna, narciarstwo jest dobre dla zdrowia. Podczas wykonywania pojedynczych skrętów angażujemy niemal cały układ kostny i mięśniowy, pracują też płuca. Ale szusowanie ma też pewne wartości, powiedzmy, niemierzalne. Na stokach, szczególnie w górnych partiach, możemy przecież zobaczyć przepiękne widoki. Do tego dochodzi adrenalina, nieodłączna towarzyszka jazdy.
Jazda na nartach to sport, który integruje ludzi. Pomaga się odstresować i uciec od problemów dnia codziennego. Na stokach, szczególnie w górnych partiach, możemy zobaczyć przepiękne widoki. Do tego dochodzi adrenalina, nieodłączna towarzyszka jazdy.
Narciarstwo jest jednak sportem sezonowym…
Tak, jasne, lecz gdy stopnieje śnieg i narty idą w kąt, nie wolno zapominać o treningu. Bo do kolejnego sezonu, nieważne, czy amatorskiego, czy profesjonalnego, trzeba się odpowiednio przygotować. W klubie, w którym pracuję, szkolenie odbywa się przez cały rok. Prowadzę zajęcia wiosną, latem czy wczesną jesienią, zabieram podopiecznych na boiska, baseny. Albo na okoliczne drogi i ścieżki, po których jeździmy na rolkach lub rowerach. W czasie obozów letnich zdarza się nam również jeździć na nartach wodnych czy uprawiać windsurfing. Taka aktywność pomaga pracować choćby nad równowagą, tak potrzebną narciarzowi. Generalnie wszystkie tego typu treningi pomiędzy sezonami zimowymi mają rozwijać cały organizm.
Mówi pani o treningach klubowych. A jak do sezonu może przygotować się ktoś, kto jeździ wyłącznie rekreacyjnie?
Podobnie. Już latem lub jesienią warto rozpocząć pracę ogólnorozwojową, żeby potem nie wchodzić na stok, jak to się mówi, „na świeżaka”. Ćwicząc, choćby przysiady, pompki czy skipy, przygotowujemy organizm do wysiłku, do przeciążeń, które generuje narciarstwo. Trenując wcześniej w domu, zmniejszamy ryzyko kontuzji i zwiększamy pewność siebie.
Skoczkowie narciarscy mają możliwość trenowania na igielicie, co niemal jeden do jednego zastępuje trening na śniegu. A któremu ze sportów letnich najbliżej do jazdy na nartach? Który wykorzystuje pani najczęściej na treningach?
Jazdę na rolkach. Ustawiam podopiecznym specjalny slalom pomiędzy „grzybkami”, a potem dzieci muszą go pokonać. Przy każdym skręcie wykonują ruch podobny do tego na stoku. Taką formę przygotowania do sezonu polecam każdemu, kto jeździ na dwóch deskach. Innym sposobem jest… jazda na nartach. Można wyjechać na lodowiec, przykładowo do Austrii, i tam cieszyć się szusowaniem. Zawodnicy wraz z klubami często stosują takie rozwiązanie.
Załóżmy, że jesteśmy dobrze przygotowani od strony fizycznej, mamy właściwy sprzęt i przychodzimy na nartostradę. Jak powinniśmy się zachowywać?
Bezpiecznie!
To znaczy jak?
Przede wszystkim tak, aby sobie ani innym narciarzom nie wyrządzić krzywdy. Tylko trzeźwe osoby powinny korzystać z tras. Złotą zasadą, którą wpajam innym, jest dostosowanie prędkości do warunków i swoich umiejętności. Powinniśmy zjeżdżać tak, aby w każdym momencie móc nagle zahamować lub wyminąć przeszkodę czy innych jeżdżących. Wiele razy widziałam ludzi, którzy porywali się z motyką na słońce, wybierali – nierzadko pod wpływem znajomych – bardzo strome stoki, chociaż ich poziom zaawansowania na to nie pozwalał. Takim zachowaniem stwarzali niebezpieczeństwo. Wielu w ten sposób zraziło się do tego sportu.
Czyli ostrożność i rozwaga na pierwszym miejscu.
Oczywiście! Tym, którzy szusują bardzo dobrze, też nie wolno zapominać o podstawach. Tacy narciarze próbują zazwyczaj czegoś nowego. Ostatnio popularny zrobił się freeride, czyli szusowanie poza przygotowanymi trasami. A to naprawdę wyższa szkoła jazdy! Narty pokonują wtedy kopny śnieg, zjazdy są trudne technicznie i męczące, a trasy dzikie. W tym wypadku obowiązkowe są odpowiednie przygotowanie i jazda w grupie, ze znajomymi.