Trudniej zmieniać nawyki, niż je kształtować

Rozmowa z dr Pauliną Metelską, koordynatorką gdańskiego programu „6-10-14 dla Zdrowia”

Potrzeba ruchu jest wrodzona czy musimy ją u dziecka „zaprogramować”?

Dr Paulina Metelska
Fot. archiwum prywatne

U dzieci jest ona naturalna. Mówi się nawet o złotym okresie ruchowym, kiedy dziecko – nieograniczone przez żadne zależności czy układy społeczne – jest bardzo aktywne. Chętnie opanowuje wówczas nowe dyscypliny sportu: jazdę na rowerze, pływanie, rolki. Ruch sprawia mu radość, ochoczo się bawi, współzawodniczy z rówieśnikami. To system opieki, system szkolny uwiązuje dziecko w bezruchu na dużą część dnia. My, dorośli – rodzice, nauczyciele, opiekunowie – oczekujemy od dziecka, że będzie grzecznie siedziało w ławce albo w kółeczku i rozwiązywało zadania, że przestanie się kręcić. W ten sposób naturalna potrzeba ruchu jest tłumiona, ograniczana przez względy społeczne, konieczność systemowego zorganizowania nauki, życia szkolnego, pracy. Dlatego nawyk aktywności fizycznej musi być u dziecka później budowany na nowo. Jego forma powinna być dobrze przemyślana, tak by wpływała na harmonijny rozwój.

Ważny jest nie tylko ruch, lecz także właściwe odżywianie. Czy dziecko naturalnie czuje, co jest dobre dla jego organizmu?

Zdrowe dziecko od chwili narodzenia wie, ile pokarmu potrzebuje. Mechanizm regulacji głodu i sytości rozwija się od wczesnego dzieciństwa. Badania naukowe dowodzą, że im bardziej rodzice kontrolują wielkość posiłków, tym mniej ich pociecha koncentruje się na sygnałach płynących z ciała, a tym samym maleje jej umiejętność autoregulacji głodu i sytości. Ważne, by pozwolić dziecku zakończyć posiłek w momencie, w którym powie bądź okaże, że jest już najedzone. Dorosłym czasami trudno pogodzić się z gorszym apetytem dziecka, ale ma na niego wpływ wiele czynników: nastrój, zmęczenie, aktywność fizyczna, stan zdrowia.

Jeżeli chodzi o wybory produktów czy preferencje smakowe, to kształtują się one od wczesnego etapu rozwoju, tak naprawdę od życia płodowego. U każdego wyglądają nieco inaczej, jednak – to wiemy na pewno – można się ich uczyć. Dlatego warto rozszerzać jadłospis dziecka o nowe, cenne z żywieniowego punktu widzenia produkty i nie zniechęcać się po pierwszych nieudanych próbach. Powinniśmy dążyć do urozmaiconego jadłospisu, który zagwarantuje właściwe odżywienie organizmu i prawidłowy rozwój.

Trudno zachęcić dzieci do ruchu i do zdrowego odżywiania?

Większość dzieci lubi ruch, ale dzisiejsze czasy mu nie sprzyjają. Jest cała masa pokus, alternatywnych form spędzania wolnego czasu. Uwagę dzieci absorbują różnego rodzaju ekrany: tablety, telefony, telewizory. To odciąga je od aktywności fizycznej, często będącej dla nich po prostu mniej atrakcyjnym zajęciem.

Druga kwestia, istotna zwłaszcza w przypadku mniejszych dzieci, to bezpieczeństwo. Dzieci pojawiają się na placach zabaw tylko wtedy, kiedy ich rodzice mają na to czas, gdy wypełnili już swoje obowiązki domowe i zawodowe. Jeszcze 15 lat temu wyglądało to zupełnie inaczej: dzieci spędzały dużo czasu na podwórku z rówieśnikami, bez nadzoru dorosłych. Teraz robią to jedynie pod opieką.

Podobnie jest z odżywianiem. Dziecko i rodzice są obecnie kuszeni szeroką ofertą produktów spożywczych, niekoniecznie zalecanych w diecie tego pierwszego. Sprzedaje się je jako coś atrakcyjnego i pożądanego dla najmłodszych. Rodzice i opiekunowie muszą zachować szczególną ostrożność i krytyczny osąd, wybierając produkty, które chcą zaoferować dziecku. A z jego indywidualną gotowością do spożywania zdrowego jedzenia oczywiście bywa różnie. Część dzieci będzie lubiła i preferowała naturalne smaki i będzie otwarta na próbowanie nowości, a część będzie temu niechętna. Niemniej, tak jak powiedziałam wcześniej, preferencji smakowych możemy się uczyć, możemy też uczyć ich nasze dzieci.

Czy z aktywnością wśród dzieci jest bardzo źle?

Ogólnokrajowe wyniki badań nie są zadowalające. Raport z międzynarodowych badań WHO Childhood Obesity Surveillance Initiative (COSI) przygotowany dla populacji polskich dzieci wskazuje, że ponad połowę ośmiolatków rodzice dowożą do szkół samochodem lub komunikacją miejską. W ośrodkach wiejskich wartość ta jest wyższa i wynosi 66%. Na podstawie deklaracji rodziców autorzy raportu stwierdzili, że 82,9% dzieci realizuje zalecenia WHO – na aktywność fizyczną poświęcają co najmniej 60 minut w ciągu dnia szkolnego. W weekendy odsetek ten wzrasta do 92,1%. Chłopcy spędzają na uprawianiu sportu więcej czasu niż dziewczęta, zarówno w dni szkolne, jak i w weekendy. W tym obszarze również dostrzeżono różnice pomiędzy dziećmi zamieszkującymi miasto i wieś: te drugie przeznaczały na aktywność fizyczną więcej czasu. W zorganizowanych zajęciach, zgodnie z deklaracjami rodziców, uczestniczy 63,2% badanych dzieci, częściej chłopców i częściej dzieci z miast.

Średni czas, jaki polskie ośmiolatki spędzają przed ekranami, oceniono na 1 godz. 36 minut dziennie w dni szkolne oraz 2 godz. 48 minut w dni wolne. Badanie COSI ponownie wskazało, że istnieje związek między czasem spędzonym przed ekranem a masą ciała: dzieci, które przeznaczały na oglądanie telewizji i korzystanie z mediów elektronicznych mniej niż 2 godziny dziennie zarówno w dni szkolne, jak i w dni wolne od lekcji miały prawidłową masa ciała częściej niż ich rówieśnicy spędzający przed ekranem ponad 2 godziny dziennie.

Czy mniejsze dzieci są bardziej aktywne niż nastolatki?

W raporcie Health Behaviour in School-age Children (HBSC) podsumowującym badania przeprowadzone w 2014 r. na grupie młodzieży w wieku

11–15 lat zalecany poziom aktywności fizycznej stwierdzono u 24,2% badanych (odpowiednio 11,1% dziewcząt i 34,2% chłopców). Mimo iż wynik należy ocenić jako niezadowalający, był on o 4% wyższy niż w analogicznym badaniu przeprowadzonym w 2010 r.

Aktywność polskiej młodzieży zmniejsza się z wiekiem. Wśród badanych piętnastolatków odsetek spełniający minimum wskazane przez WHO wyniósł 16,2%. Ponadto 10% chłopców i 20% dziewcząt w tym wieku zadeklarowało całkowity brak aktywności fizycznej. Widać więc, że nie tylko aktywność fizyczna zmniejsza się z wiekiem, lecz także dziewczynki są mniej aktywne od chłopców. Dlaczego tak się dzieje? Możemy jedynie gdybać: że mniej interesują się sportem, że zajęcia są gorzej dostosowane do ich potrzeb, że – szczególnie w starszych grupach – nie chcą się męczyć na WF-ie, bo za chwilę będą musiały spocone pójść na kolejne zajęcia. To może je odstraszać od ćwiczeń, sprawiać, że mniej się angażują.

A jak wygląda sytuacja w zakresie odżywiania u polskich dzieci i młodzieży?

Najważniejsze informacje płynące z raportów COSI oraz HBSC wskazują, że zaledwie 23,8% dzieci je warzywa codziennie. Owoce jedzą chętniej: ich codzienną konsumpcję przez dzieci zadeklarowali rodzice 35,7% badanych ośmiolatków, zaś wśród nastolatków zalecaną normę częstości jedzenia owoców (częściej niż raz dziennie) spełnia zaledwie 18,3%, warzyw – 13,6%. Co więcej, 28% polskich nastolatków przynajmniej raz dziennie spożywa słodycze, a 23,4% codziennie pije coca-colę lub inne napoje zawierające cukier.

Obecnie obserwujemy powszechny dostęp do wysoko przetworzonej i wysokoenergetycznej żywności zawierającej dużo soli, tłuszczów nasyconych i cukru. Często jest tańsza, a dzięki zastosowanym wzmacniaczom smaku atrakcyjniejsza od tradycyjnych pokarmów. Badania uwidaczniają również, że wielkość porcji żywności zwiększyła się w ostatnim czasie, i to znacznie. Dodatkowo istotny wpływ na wybory żywieniowe ma intensywna reklama prowadzona za pośrednictwem mediów, a także bezpośrednio w sklepach, szkołach oraz miejscach publicznych (parkach, targach etc.). Badania udowodniły, że wybory żywieniowe dzieci podlegają zmianie nawet po 30-sekundowych reklamach telewizyjnych. Dodatkowo spożywanie posiłków podczas oglądania telewizji czy zabawy telefonem przekłada się na częstszy nadmierny wzrost masy ciała.

Jak dużo w takim razie dziecko powinno się ruszać?

Wytyczne WHO dotyczące aktywności fizycznej mówią o 60 minutach umiarkowanej aktywności dziennie. Umiarkowanej, czyli takiej, przy której dziecko się zmęczy: pojawią się u niego przyspieszony oddech, rumieńce, szybsze bicie serca. Taka aktywność stymuluje układ oddechowy i układ krążenia do dalszego rozwoju, wpływa na ich właściwe funkcjonowanie. Dlatego powinniśmy umożliwić dziecku aktywność ruchową, zachęcać je do spacerów, gier i zabaw na powietrzu. Jeśli to tylko możliwe, nie podwozić go do szkoły – lepsze będą marsz, rower, hulajnoga. A jeśli nie da się w ten sposób pokonać trasy w całości, to warto zachęcać dziecko, żeby chociaż wysiadło przystanek wcześniej i przemierzyło resztę drogi na piechotę. Dobrze jest zaplanować jakąś formę aktywnego spędzania czasu w rodzinnym gronie: weekend na łonie natury, spacer po lesie, wyprawę rowerową.

Dawka ruchu w szkole, na zajęciach WF-u, nie wystarczy?

Lekcje wychowania fizycznego powinny być uzupełnione o jakąś zorganizowaną aktywność poza godzinami szkolnymi. W wielu gminach funkcjonują ośrodki sportu i rekreacji, warto sprawdzić ich ofertę. Często istnieje możliwość zapisania dziecka na bezpłatne zajęcia finansowane przez gminę. Działa też mnóstwo zajęć płatnych, oferta dla dzieci i młodzieży jest coraz bogatsza. Każda aktywność będzie lepsza niż żadna. Ale najlepsza w przypadku dzieci jest aktywność tlenowa, która pobudzi organizm, przyspieszy oddech i bicie serca, wywoła wypieki i pocenie się. Taka aktywność powinna trwać godzinę, żeby organizm zdążył trochę popracować.

W takich momentach rodzice często mówią: nie biegaj, bo się spocisz. Ponadto obawiają się, że dzieci są przeciążone nauką i dodatkowe zajęcia po lekcjach to za dużo.

To właśnie jedna z barier: martwimy się, że dziecko się zmęczy. A ono ma się zmęczyć! Poza tym regularne uprawianie sportu ma udowodnione działanie w regulacji napięć, pozbywania się stresu. Dzieci, które spędzają czas aktywnie, lepiej się uczą. Aktywność fizyczna poprawia ich zdolności poznawcze, polepsza ukrwienie mózgu, dotlenia. Promowanie aktywności fizycznej jest niezbędne, jeśli chcemy wychować zdrowe dzieci.

Co zrobić, jeśli dziecko nie chce się ruszać?

Zachęcać. Zmuszaniem do niczego nie dojdziemy. Jednak najważniejsze jest to, żeby uprawiać sport razem z nim. Dzieci najchętniej i najlepiej uczą się przez naśladowanie. Jeśli rodzic będzie wysyłał dziecko na rower, a sam zostanie na kanapie, to skuteczność jego wysiłków będzie ograniczona. Niestety badania pokazują, że Polacy jako naród mało się ruszają. Rodzina musi aktywnie spędzać czas jako zespół. Tylko wtedy dziecko będzie się uczyć przez obserwację. Jego chęci, zaangażowanie, mobilizacja wzrosną. Czyli: teraz wyłączamy telewizor i wszyscy idziemy na rower, na spacer, nad jezioro. Dorośli powinni dawać dobry przykład. I możliwości: dziecko powinno poznawać różne dyscypliny sportowe, żeby wybrać tę najlepszą dla siebie. Jeśli poczuje, że nie chce grać w koszykówkę, bo to gra drużynowa, a ono woli sporty indywidualne, nie zmuszajmy go. Jeśli czuje się dobrze w wodzie, dajmy mu szansę, zapiszmy je na basen. Jeśli nie lubi wody, szukajmy czegoś innego.

A co zrobić, żeby poprawić odżywianie? Jak zachęcić dziecko chociażby do jedzenia warzyw?

Na pewno rodzice muszą wykazać dużo cierpliwości. Niektóre dzieci niechętnie próbują nowych, nieznanych produktów. Ważne, by nie rezygnować przy pierwszych trudnościach, ani nawet po drugiej czy trzeciej nieudanej próbie. Warto też stosować metodę małych kroków. Chwalić dziecko za podejmowane próby, doceniać starania i podobnie jak przy aktywności fizycznej dawać przykład, czyli jeść to samo. Na pewno nie można za mocno naciskać, żeby nie odnieść odwrotnego efektu: jeszcze większego lęku i buntu u dziecka. Jeżeli mimo prób nadal nie polubi ono jakiegoś produktu, np. pomidora, to trzeba to uszanować. Przecież my, dorośli, także nie lubimy niektórych produktów.

Czy tak samo jest z aktywnością fizyczną? Skąd wiadomo, kiedy odpuścić dziecku, a kiedy jeszcze je mobilizować, „dokręcać śrubę”?

Każdy rodzic musi sam wyczuć, kiedy to obawa, bo zrobiło się za trudno, a kiedy dana aktywność fizyczna po prostu dziecko unieszczęśliwia. Wychwyci to, rozmawiając z nim. Nie da się podać precyzyjnego czasu, w stylu: przez trzy tygodnie zachęcaj dziecko, a jeśli dalej nie będzie chciało, odpuść. Każdy rodzic musi obserwować swoją pociechę, rozmawiać z prowadzącym zajęcia, kontrolować ich przebieg, dowiedzieć się, co takiego mogło się wydarzyć, że dziecko już nie chce chodzić na karate czy na basen. Musi wyczuć, czy to forma buntu, lęk przed porażką czy zwykła niechęć. Kierując się doświadczeniem, musi zdecydować, czy ustąpić, czy naciskać. Nikt za niego tej decyzji nie podejmie.

Często przeszkodą w uprawianiu sportu są kompleksy. Szczególnie dziewczynki mają takie myślenie: jestem gruba i nie założę szortów. Albo: niezdara ze mnie, więc nie zagram w siatkówkę.

Kompleksy odgrywają ogromną rolę zwłaszcza u większych dzieci i u młodzieży. Ale takie podświadome blokady pojawiają się również u młodszych. To, że wypadają słabiej niż rówieśnicy w jakiejś zabawie ruchowej, może zniechęcić dzieci do aktywności – szczególnie te z nich, które mają potrzebę rywalizacji, wygrywania, wypadania dobrze w tego typu porównaniach. To, że do drużyny w zbijaka są wybierane jako ostatnie, może spowodować, że nie będą chciały wejść na boisko na kolejnych zajęciach. I tutaj wchodzą dorośli, opiekunowie, trenerzy prowadzący zajęcia: muszą tego typu sytuacje wychwycić i nie dopuszczać do ich pojawienia się.

Rodzice często nie zdają sobie sprawy z tego, ile ruchu ma mieć dziecko. Skąd powinny płynąć pomoc, motywacja, zachęta? Od nauczycieli, lekarza rodzinnego?

Rodzic potrzebuje precyzyjnej informacji odnośnie do tego, ile dziecko powinno się ruszać i jaka to ma być forma aktywności. Często zdaje się wyłącznie na szkołę i przeszacowuje poziom aktywności, dlatego lekarz rodzinny zdecydowanie powinien zwrócić na to uwagę. Również trener czy nauczyciel powinien podpowiedzieć rodzicowi coś w tym zakresie. Pamiętajmy, że zbyt mała aktywność fizyczna znajduje się w etiologii większości znanych obecnie chorób: otyłości, chorób układu krążenia, nowotworowych, neurologicznych, demencyjnych. Niska aktywność fizyczna odgrywa też ogromną rolę w szeregu zaburzeń psychicznych, przede wszystkim z uwagi na brak kompensacji napięć i brak korzyści, które daje ruch. Lista następstw braku ruchu jest olbrzymia: choroby zwyrodnieniowe i stawów, bóle kręgosłupa, bioder, kolan… Można by wymieniać bez końca.

No tak, ale mówienie o tym dziecku nie zmotywuje go. Jak przedstawić korzyści płynące z ruchu, by zrozumiało, że jest ważny?

Nie powiemy mu: ćwicz, to nie będziesz miał alzheimera. Musimy dobrać inne metody. Wszystko zależy od wieku dziecka, fazy rozwoju. Sześcio- czy dziesięciolatka będą motywować rodzic, nauczyciel, trener. Młodszym można wytłumaczyć, jaka to fajna zabawa, sposób na nudę. Wśród nastolatków dużą rolę odgrywa zaś grupa rówieśnicza; istotne jest to, że kolega ćwiczy. Dla dorastającej dziewczynki czy chłopca liczy się wygląd i tego także możemy użyć jako argumentu. Rodzic musi wyczuć, co podziała. U starszych dobrym sposobem może okazać się zakup sprzętu sportowego czy atrakcyjnego stroju. Rodzic może ponadto zawrzeć jakąś umowę z dzieckiem, w zależności od tego, co będzie stanowiło dla niego motywację. Każdy nastolatek, każde dziecko jest inne. Nie ma uniwersalnej metody.

Cały czas trzeba tę miłość do ruchu podtrzymywać, pielęgnować, wprowadzać nowe zachęty. Jednak jeśli zostanie ona rozbudzona odpowiednio wcześnie, to będzie podtrzymywanie ognia, a nie rozpalanie go na nowo. Oczywiście wszystko da się nadrobić, modyfikacja zachowań jest możliwa – ale dużo łatwiej kształtować pewne nawyki, niż je później zmieniać.