Szybki spacer, bieganie, rolki, piłka, rower – każdy ruch jest dobry dla dzieci

Rozmowa z dr Alicją Karney, pediatrą, Kierownikiem Oddziału Hospitalizacji Jednego Dnia w Instytucie Matki i Dziecka w Warszawie.

Dr Alicja Karney

Na Zachodzie przyjęło się, że dzieci powinny się ruszać cały czas, bo to pozwoli im uniknąć otyłości, cukrzycy, miażdżycy i wielu innych chorób w przyszłości. A u nas? Czy takie ruchliwe dziecko jest dobrze widziane?

Dziecko dwu-, trzy-, pięcioletnie po prostu musi się ruszać. Ruch to jego naturalna potrzeba. W Polsce jest niestety tendencja do hamowania tej aktywności. Widzimy mamę z dzieckiem, które cały czas biega, kręci się, podskakuje, i słyszymy, jak zwraca mu uwagę: „uspokój się”, „posiedź chwilę”, „czemu ty się ciągle ruszasz?”. Tymczasem hamowanie tej naturalnej potrzeby wcale nie jest dobre. Ruch to element rozwoju. W pierwszym roku życia dziecka widzimy postępy: co miesiąc zdobywa ono jakąś nową umiejętność ruchową. Cała rodzina czeka z niecierpliwością, kiedy przekręci się na boczek, kiedy usiądzie, kiedy wstanie. Chcielibyśmy nawet to troszkę przyspieszyć, porównujemy: dziecko mojej koleżanki wcześniej usiadło, w tym wieku już chodziło. Warto jednak wiedzieć, że norma rozwoju ruchowego jest bardzo szeroka i wiąże się z rozwojem psychicznym.

Ruch wpływa też na nasz mózg, na emocje, na zmysły, a nawet na inteligencję. Bodźce pochodzące z aktywności fizycznej docierają do mózgu i stymulują wszystkie jego obszary.

Jak dużo dziecko powinno się ruszać?

Dzieciom w wieku przedszkolnym nie wyznaczamy norm, a u dzieci starszych jest to mniej więcej godzina dziennie wysiłku o umiarkowanej aktywności, podczas którego tętno i oddech przyspieszają, pojawia się trochę zmęczenia, czujemy, że jest nam cieplej. Właśnie o taki ruch chodzi – nie statyczny, kiedy idziemy wolnym, spacerowym krokiem, lecz szybki marsz, bieg, jazdę na rowerze, na rolkach, grę w piłkę. Ruch, który trochę dziecko zmęczy.

A rodzice wtedy się martwią, mówią: „usiądź, bo się spocisz, odpocznij”.

Ale dziecko właśnie ma się spocić! Inaczej ten ruch nie będzie efektywny. My oczywiście możemy zadbać o to, aby dziecko było odpowiednio przygotowane do aktywności. Jeśli wybieramy się na rower, weźmy oddychający strój, żeby się nie zgrzało, albo załóżmy mu podwójną warstwę ubrań, żeby mogło się rozebrać, jak zrobi mu się za gorąco.

Badania pokazują, że regularny wysiłek fizyczny dzieci w wieku szkolnym zwiększa ilość składników mineralnych kości. Gęstość kości, którą budujemy w okresie dzieciństwa i dojrzewania, procentuje w wieku dorosłym: przekłada się na mniejszą zachorowalność na osteoporozę i zmniejsza łatwość urazów, złamań. To, jaką gęstość kości osiągniemy, zależy też od rodzaju ruchu. Bardzo dobre są podskakiwanie i bieganie, czyli to, co dzieci lubią najbardziej.

Godzina aktywności dziennie to minimalna dawka dla dzieci szkolnych

Kiedy dziecko idzie do szkoły, ma siedzieć nieruchomo w ławce. I ta naturalna potrzeba ruchu zanika.

W okresie wczesnoszkolnym dzieci dużo czasu siedzą przed komputerem, telewizorem. Nawet jeśli spotykają się ze sobą, to spędzają czas na siedząco. Trzeba je zachęcać do ruchu, pobudzać aktywność. Już kiedy dziecko ma dwa, trzy lata, dobrze kształtować u niego zachowania, które przejdą później w nawyk, np.: nie jedziemy windą, lecz wchodzimy po schodach, nie jedziemy samochodem, ale przespacerujemy się do szkoły na nogach. Kiedy wykonujemy różne prace w domu: sprzątanie, odkurzanie, warto włączać w nie dziecko, bo to także ruch. Najważniejsze jest to, jakie zachowania prezentują rodzice. Jeśli im się nie chce, dziecko będzie to widzieć i naśladować – i wykształci takie same nawyki. Dlatego tak istotne jest aktywne spędzanie czasu z dzieckiem. Weekend, wakacje to dobry moment, by zaplanować aktywny wypoczynek, wędrówki, jazdę na rowerze, pływanie. A nie tylko siedzenie i „nicnierobienie”.

Jak zachęcić dziecko do ruchu? Nowym strojem sportowym, jakąś nagrodą?

Nie zmuszajmy go do ćwiczeń. Warto wybrać taką formę aktywności, jaką dziecko lubi. Można mu coś zaproponować, ale jest w stanie samo wskazać, co chce robić. Jeśli wymyślimy wycieczkę rowerową, to zaplanujmy ją tak, aby po drodze obejrzeć coś ciekawego albo zrobić piknik w ładnym miejscu, żeby była jakaś dodatkowa atrakcja. Można kupić nowy strój, sprzęt, piłkę do grania, lecz najważniejsza jest regularność. Jeśli wejdziemy w rytm, że weekend spędzamy aktywnie, trzymajmy się tego. Dzieci przyzwyczajają się do pewnych rzeczy, akceptują je. Jednak to nie może być tak, że w telewizji leci ciekawy film, a rodzice nagle mówią: „to teraz nie ma oglądania, wychodzimy”. Takie podejście totalnie zniechęci dziecko. Aktywność fizyczna będzie mu się kojarzyć z czymś niefajnym.

Zacznijmy od spacerów czy wyjść na place zabaw. Już w wieku czterech, pięciu lat dzieci lubią towarzystwo. Umówmy się więc ze znajomymi, którzy mają dzieci w podobnym wieku. One same wspaniale będą potrafiły zorganizować sobie zabawę. Możemy też coś im zaproponować, podpowiedzieć, np. zawody, kto szybciej obiegnie park. Wystarczy impuls, bodziec.

W przypadku dzieci są lepsze i gorsze aktywności czy nie ma różnicy?

Nie zaproponujemy dziecku z nadwagą, żeby chodziło na balet. Formę ruchu trzeba przede wszystkim dostosować do jego wieku, zwyczajowej aktywności i tego, co lubi robić – czy woli grę zespołową, czy z rodzicami, czy z najbliższym kolegą.

Co jest największą barierą w podjęciu aktywności przez dziecko? Lenistwo? Komputery, które rozpraszają? A może wstyd: „nie jestem dobry, nie biorę się za to”?

Wszystkie te czynniki mają znaczenie. Istnieje też moda na różne rzeczy. Modne jest, dajmy na to, bieganie. Jeśli znajdzie się grupa, która to robi i która jest dla dziecka ważna, to ono również się zaangażuje. Barierą mogą być finanse, ale to zależy od sportu, bo do biegania wystarczą wygodne buty. Jeśli jednak chcemy jeździć na rowerze, to musimy ten rower kupić. Z kolei ćwiczyć w domu można za darmo.

W przypadku małych dzieci najwięcej zależy od rodziców. Są badania, które pokazują, że jeżeli rodzice – w szczególności mama – są aktywni, to dzieci także chętniej się ruszają. Nastąpiła zmiana pokoleniowa. Dawniej chodziliśmy do szkoły na piechotę albo jeździliśmy na rowerach. Człowiek więcej się ruszał, korzystał z komunikacji zbiorowej. Nie było w każdym domu, w każdym pokoju telewizora, komputera. Teraz w czasie pandemii i nauczania zdalnego dzieci spędzały przed monitorami wiele godzin.

Mamy zatem wiele czynników, które decydują o tym, czy dziecko będzie się chciało ruszać: samo dziecko, dom, rodziców, najbliższe otoczenie, grupę rówieśniczą, szkołę.

Czy szkoły zapewniają odpowiednią dawkę aktywności?

Zajęć jest teraz sporo, ale wszystko zależy od ich jakości. Jeśli zajęcia wychowania fizycznego są dobrze zorganizowane, a nauczyciel jest zaangażowany, to zaszczepi w dzieciach chęć ruchu. Może np. zorganizować zawody między klasami czy międzyszkolne. Gdy coś się dzieje, dzieci chętniej uczestniczą w sporcie, bo lubią aktywność grupową, gry zespołowe, współzawodnictwo. To,  że czują się odpowiedzialne za grupę, dobrze wpływa na ich psychikę, samoocenę. Wyposażenie szkół też jest dziś na ogół bardzo dobre. Rzadko zdarza się szkoła, która nie miałaby boiska czy sali gimnastycznej.

Jakie są u dziecka skutki siedzenia, bierności, braku aktywności?

Można powiedzieć, że ogólnoustrojowe. Dziecko siedzące, nieruszające się ma znacznie gorszą kondycję fizyczną, sprawność ruchową, koordynację, osłabioną siłę mięśniową. Jest bardziej podatne na różne urazy, złamania. Brak ruchu ma również wpływ na jego ogólną odporność: dzieci, które nie są aktywne, częściej zapadają na infekcje układu oddechowego. Ruch to element hartowania organizmu. Siedzący tryb życia przekłada się często na zwiększoną masę ciała, otyłość, a to z kolei prowadzi do pogorszenia samopoczucia, samooceny, wystąpienia problemów psychicznych, stanów depresyjnych. Ruch ma niebagatelne znaczenie na wszystkich polach.