Maluchy w trakcie intensywnej zabawy potrafią zrobić więcej kroków niż dorośli przez cały dzień!

Dzieci powinno się przyzwyczajać do sportu od najmłodszych lat. To nie lada wyzwanie dla współczesnych rodziców. Niestety aktualnie atrakcyjniejsza część życia dzieci toczy się w wirtualnej rzeczywistości – mówi w rozmowie z Marcinem Czarnobilskim specjalistka rehabilitacji Katarzyna Rak, pracująca z małymi pacjentami w Wojewódzkim Specjalistycznym Szpitalu Dziecięcym im. św. Ludwika – Małopolskim Centrum Rehabilitacji w Radziszowie.

Katarzyna Rak

Jakie problemy zdrowotne najczęściej wynikają z tego, że najmłodsi się nie ruszają, prowadzą siedzący tryb życia?

Dużo zależy od wieku. Inne problemy zaobserwujemy u 4-latka, inne u 16-latka. U większości 4-latków jako fizjologiczne ocenimy koślawość kolan lub stopy płasko-koślawe, a przy prawidłowej aktywności fizycznej zauważymy stopniowe cofanie się zmian. Jeśli aktywności zabraknie i dojdzie do wzrostu masy ciała, wady się utrwalą, powodując dalsze deformacje układu kostno-stawowego. Jeżeli chodzi o nastolatki, to efekty „unieruchomienia” nie różnią się od tych typowych dla dorosłych – pojawiają się wzrost masy ciała, bóle grzbietu, bóle stawów kolanowych, wzmożone napięcie mięśni grzbietu oraz przykurcze mięśni i ścięgien. W ekstremalnej sytuacji przy długotrwałym braku aktywności fizycznej zauważamy nawet cechy choroby zwyrodnieniowej, która jeszcze 10 lat temu była „zarezerwowana” dla osób po 50. roku życia. Potwierdzają to badania fizykalne pacjenta, ale również badania dodatkowe, takie jak rentgen czy rezonans magnetyczny.

Kogo pani zdaniem za to obwiniamy? Szkołę, rodziców? A może współczesny tryb życia?

Chyba nie da się udzielić jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, kto jest odpowiedzialny za brak aktywności fizycznej. Sądzę, że to wypadkowa wielu czynników – dzisiejszych czasów, szkoły, trybu życia, działania rodziców oraz natury samego dziecka. Szkoły różnie organizują zajęcia WF. Są takie, które prowadzą je bardzo ciekawie, lecz niestety w większości są one mało atrakcyjne, a podstawa programowa jest przestarzała i zupełnie niedostosowana do potrzeb dzieci i młodzieży. Jako specjalista nie widzę sensu w zaliczaniu na ocenę brzuszków na czas – nie pokaże nam to stanu aktywności fizycznej dziecka ani jego ogólnej wytrzymałości, a dodatkowo może spowodować poważny uraz kręgosłupa szyjnego. Co do gier zespołowych: chłopcy chętnie pograją w piłkę nożną lub w koszykówkę, jednak wśród dziewczynek w całej klasie znajdziemy zaledwie 2 czy 3 entuzjastki grania w siatkówkę na każdym WF-ie; reszta traktuje to jako przykrą konieczność albo próbuje wymusić na lekarzu zwolnienie z zajęć.

Z roku na rok we wrześniu takich zniechęconych i znudzonych WF-em przybywa. A wystarczyłoby zapytać młodzież, co chciałaby robić. Z moich rozmów z nastolatkami wynika, że w czasie lekcji chętnie ćwiczyliby z trenerkami fitnessu z YouTube’a bądź Instagrama – bo i tak robią to wieczorami w domu. Pytanie: jak do takiego rozwiązania podejdzie nauczyciel wychowania fizycznego? Generalnie celem tych zajęć powinno być zachęcenie do dowolnie wybranej aktywności fizycznej, tej, w której dziecko czuje się komfortowo i która sprawia mu przyjemność. Takie nastawienie – bez przymusu, bez znienawidzonych ćwiczeń i często wielu powtórzeń – daje większą szansę, że młody człowiek w przyszłości sam, dla zdrowia i przyjemności, zaangażuje się w jakąś aktywność fizyczną. W idealnym świecie podczas zajęć WF-u dzieci powinny poznać różne dyscypliny sportu, również te wymagające opuszczenia murów szkoły. Niestety tak nie jest i pewnie jeszcze długo nie będzie.

I właśnie tutaj wkraczają rodzice, którzy starają się w ramach zajęć dodatkowych rozruszać swoje pociechy – a to na piłce nożnej, a to na karate czy na basenie. Nie zawsze muszą to być zajęcia zorganizowane. Warto pamiętać, że dla 3 – czy 4-latka dwugodzinny pobyt na basenie (nawet bez nauki pływania) lub na placu zabaw to już aktywność fizyczna. Takie maluchy w trakcie intensywnej zabawy potrafią zrobić więcej kroków niż dorośli przez cały dzień! Jednak najwięcej frajdy nasze dzieci mają, kiedy robimy coś razem. Wiele sportów – takich jak jazda na rowerze czy nartach – można uprawiać rodzinnie, to świetny sposób na wspólne spędzanie czasu. Tym, którzy za każdym razem znajdują wymówkę, by sportu nie uprawiać, polecam marsz – intensywny, krokiem na tyle szybkim, żeby dało się swobodnie rozmawiać bez zadyszki. Ten typ aktywności wymaga od nas jedynie wygodnych, sportowych butów i dobrego nastawienia. W dzisiejszych czasach niełatwo namówić dzieci i młodzież do aktywności fizycznej, bo przecież na wyciągnięcie ręki mają inne rozrywki: telewizor, komputer czy smartfon, ale warto to robić, bo każda godzina mniej przed ekranem jest korzystna dla ich zdrowia.

Fakt, częściej zobaczymy w parku dziecko z komórką niż grające w piłkę. Mówi się już nawet o „syndromie esemesowej szyi”. Na czym dokładnie polega?

Chodzi o wielogodzinne pochylanie się nad telefonem komórkowym. W tej pozycji odruchowo wysuwamy głowę do przodu, pogłębiając lordozę szyjną, a co za tym idzie – przeciążamy mięśnie karku, kręgosłupa i barków. Jeśli taka sytuacja utrzymuje się przez dłuższy czas, możemy spodziewać się poważnych problemów zdrowotnych. Część mięśni obciążonych wielogodzinnym dźwiganiem nieprawidłowo ustawionej głowy sztywnieje, a inne znacznie się osłabiają. Gdy w porę to zauważymy i podejmiemy próby rozruszania tej okolicy – ćwiczeniami, delikatnym masażem, prawidłową postawą – mamy szansę na wyeliminowanie problemu. Jeśli zbagatelizujemy sytuację, doprowadzimy do trwałych zmian w ustawieniu kręgów szyjnych, kręgów piersiowych oraz barków. Dolegliwości bólowe występują wówczas w okolicach karku, barków, w odcinku piersiowym kręgosłupa, a nawet w jego odcinku lędźwiowym. Właśnie taka utrwalona postawa: z głową wysuniętą do przodu, zrotowanymi barkami, zamkniętą klatką piersiową, mięśniami karku twardymi jak kamień to „syndrom esemesowej szyi”. W zaawansowanej sytuacji do tych objawów dołącza uczucie mrowienia w palcach rąk. W badaniach obrazowych – takich jak rentgen kręgosłupa szyjnego – obserwujemy nieprawidłowe ustawienie kręgów względem siebie, a to już bardzo niebezpieczne, zwłaszcza u młodego człowieka.

Po czym specjalista rehabilitacji może poznać, że problemy zdrowotne dzieci biorą się bezpośrednio z braku wystarczającej aktywności fizycznej? Otyłość rzuca się w oczy – a czy są zwyrodnienia, które dostrzeże tylko fachowiec?

Każde dziecko oceniamy indywidualnie, biorąc pod uwagę takie czynniki, jak: wiek, płeć, masę i budowę ciała, wzrost, choroby współistniejące, indywidualną aktywność. Oczywiście nadwagę lub otyłość widać gołym okiem, ale przykurczu mięśni już nie. W trakcie badania dziecka posługujemy się różnorodnymi testami, przykładowo testem palce–podłoga. Młody, wysportowany, pozbawiony obciążeń człowiek powinien sięgnąć palcami rąk do palców stóp. Oczywiście istnieją odstępstwa od tej reguły: chłopiec między 12. a 16. rokiem życia, który urósł w ostatnim roku 10 albo więcej centymetrów, pewnie nie dotknie palcami ziemi. To nic strasznego – najprawdopodobniej ma przykurcz mięśni tylnej grupy uda, typowy dla swojego wieku i płci. Oprócz testów oceniających zakres ruchomości poszczególnych części ciała oceniamy również inne aspekty: koordynację ruchową, siłę mięśni, precyzję wykonywanego ruchu. Po zliczeniu wszystkich „punktów” z badania oceniamy, co jest, a czego brakuje – i mamy pełny obraz mniej lub bardziej aktywnego młodego człowieka.

Najtrudniejsza we współpracy grupa to młodzież, która albo nie widzi problemu, albo nie chce go widzieć. Jedyną sytuacją, kiedy nastolatek sam pragnie przyjść po poradę, jest ból.

Jak pracuje się z pacjentami, których schorzenia nie są spowodowane urazami czy chorobami? Ćwiczenia rehabilitacyjne podczas kilku wizyt to chyba za mało, by uzyskać zamierzony efekt terapeutyczny?

Moimi pacjentami w przeważającej większości są dzieci – od pierwszego tygodnia życia do osiemnastki, a nawet ciut starsze. W przypadku maluszków rodzice zgłaszają się po poradę, bo zasugerowali im to neonatolog lub pediatra. Jeśli nie ma poważnego problemu medycznego, zwykle na takich spotkaniach szeroko omawiamy kwestie pielęgnacyjne u niemowlaka oraz prawidłowy przebieg 1. roku życia dziecka pod względem rozwoju ruchowego. Kolejną grupą pacjentów są dzieci w wieku szkolnym. Tutaj najczęstsze problemy to wady postawy, rozpoczynająca się skolioza, wady stóp oraz urazy bądź stany po leczeniu operacyjnym. Niestety do powstawania części tych wad i deformacji przyczyniają się nadwaga lub otyłość. Rodziców tych dzieci można podzielić na dwie grupy: albo są bardzo zaniepokojeni sytuacją i chętni do działania, albo tłumaczą: ja też tak wyglądałem/wyglądałam w jego/jej wieku. Na szczęście dzieci zwykle łatwo przekonać do ćwiczeń, bo mają one charakter zabawowy – choć są także przypadki oporne na jakąkolwiek formę ruchu. Niemniej zdarza się, że dopiero po profesjonalnej rehabilitacji dziecko zaczyna swoją przygodę ze sportem.

Nie da się ukryć, że najtrudniejsza we współpracy grupa to młodzież, która albo nie widzi problemu, albo nie chce go widzieć. Jedyną sytuacją, kiedy nastolatek sam pragnie przyjść po poradę, jest ból. Jak już wspomniałam, aktualnie młodzież cierpi na te same choroby, co dorośli. Istotny czynnik to masa ciała – nadwaga lub otyłość. Wielu deformacji układu kostno-stawowego udałoby się uniknąć, gdyby rodzice i dzieci skupili się na utrzymaniu prawidłowej wagi. To oczywiste, że 10 spotkań z fizjoterapeutą, na których odbywają się ćwiczenia, nie rozwiąże problemu. Konieczne są dalsze systematyczne, samodzielne ćwiczenia oraz zmiana stylu życia – w tym pozycji siedzącej przy biurku, komputerze czy przed telewizorem, a także pilnowanie masy ciała. I właśnie tu pojawia się największy opór ze strony nastolatków. Niezmiernie trudno ich przekonać, że te zmiany, czasem bardzo drobne, zaprocentują już za 10 lat, bo przykładowo opóźnią rozwój choroby zwyrodnieniowej. Dodatkowo młodzi nie wybiegają zbyt daleko w przyszłość, a często poważna deformacja kręgosłupa w wieku 14 lat może zdyskwalifikować ich do pracy w wymarzonym zawodzie. Znam jednak też budujące historie, kiedy od inicjatywy nastolatka rozpoczęło się odchudzanie całej rodziny, z fantastycznym efektem: utratą kilogramów, poprawą kondycji i rodzinnym uprawianiem sportu.

W tym wszystkim czas z pewnością odgrywa dużą rolę. Kiedy jeszcze będziemy żałować, że nie zadziałaliśmy w porę?

Jeśli zlekceważymy wadę postawy – dajmy na to pogłębioną lordozę lędźwiową – u dziecka w wieku szkolnym, to w wieku nastoletnim już w pełni jej nie skorygujemy. A z upływem czasu, brakiem aktywności fizycznej, siedzącą pracą oraz dodatkowymi kilogramami będzie jeszcze gorzej. Taki nastolatek jako młody dorosły może cierpieć na poważne dolegliwości bólowe odcinka lędźwiowego kręgosłupa, wzrasta także ryzyko poważnych deformacji, takich jak kręgozmyk lub dyskopatia. To bardzo poważne, bolesne schorzenia; niejednokrotnie jedynym postępowaniem jest w nich leczenie operacyjne, z następującą po nim długotrwałą i intensywną rehabilitacją. Takich przykładów mogę wymienić mnóstwo. Ważne, by nie bagatelizować żadnej z wad czy deformacji, bo nigdy nie wiemy, co się wydarzy na dalszym etapie rozwoju dziecka. Im szybciej znajdzie się ono pod kontrolą specjalisty i w razie potrzeby rozpocznie profesjonalną rehabilitację, tym większa szansa na sukces.

Teraz chciałbym porozmawiać o „pracach domowych”, zadawanych przez panią podczas wizyt małym pacjentom i ich rodzicom. Jeżeli ma pani do czynienia z dzieckiem, które nie siedzi prosto w szkole, nie znosi WF-u, a w domu bez przerwy gra na komputerze, to wystarczy mu powiedzieć „zacznij się ruszać”?

To byłoby zbyt proste! Prace domowe oczywiście są, i to dla całej rodziny. W trakcie wizyty omawiamy z dzieckiem właściwy sposób siedzenia przy biurku, w szkole, przy stole i przed telewizorem, ale to rodzic musi dopilnować malucha. Nie liczmy na to, że 7-latek będzie pilnował się sam – bo nie będzie. Rodzic ma nadzorować dziecko i siebie! Sytuacja komplikuje się z nastolatkami: trudno im cokolwiek nakazać, dlatego często musimy przedstawić czarny scenariusz; po długich negocjacjach najczęściej dochodzimy do kompromisu, zwłaszcza w kwestii aktywności fizycznej. W dzisiejszych czasach mamy tyle możliwości i sposobów poruszania się, nawet bez wychodzenia z domu, że nie warto szukać wymówek. Jeśli żadna z zaproponowanych i dozwolonych aktywności nie przypadnie dziecku do gustu, zalecam spacery. To bezpieczna forma ruchu, na świeżym powietrzu, solo lub w towarzystwie. Aktualnie wiele osób posiada smartwatche czy krokomierze, dzięki którym łatwo zmierzyć, ile kroków dziennie robimy. Wystarczy dążyć do zalecanych 10 tysięcy dziennie i można uznać trening za zaliczony. Podsumowując – praca domowa to: pilnowanie masy ciała, prawidłowa postawa, aktywność fizyczna oraz systematyczne wizyty u specjalisty.

A czy źle dobrana aktywność fizyczna może zaszkodzić pacjentom z pewnymi schorzeniami?

Nigdy nie dyskwalifikujemy pacjenta z poważnym problemem medycznym z ogólnej aktywności fizycznej, a co najwyżej z poszczególnych ćwiczeń. Tak jest w przypadku zaawansowanych skolioz: dzieci powinny wówczas unikać – zarówno w trakcie WF-u, jak i w aktywności pozaszkolnej – ćwiczeń obciążających kręgosłup osiowo, takich jak biegi długodystansowe, skoki przez skrzynię, stanie na rękach, przewroty. Istnieją również szczególne przeciwskazania do uprawiania konkretnych dyscyplin sportowych w odniesieniu do specyficznych jednostek chorobowych – tu przykładem może być choroba Scheuermanna, w której obserwujemy tzw. plecy okrągłe. Aby nie nasilać wady, także pod względem estetycznym, nie zaleca się uprawiania kajakarstwa czy kolarstwa. Za dyscypliny bezpieczne praktycznie dla wszystkich uznaje się natomiast nordic walking, pływanie (ale zmiennymi stylami), jazdę na rowerze, sztuki walki (takie jak karate), gry zespołowe, pilates.