Sposób na długowieczność? Tylko ruch!

Włodzimierz (71 lat) ma na swoim koncie już ponad 100 maratonów – a kolejne w planach. Stanisław (90 lat) dopiero dwa lata temu przestał jeździć na nartach, ale ciągle można go zobaczyć na rowerze. Seniorzy z Tanecznego Klubu Seniora w Nowej Hucie tak się polubili, że oprócz cotygodniowych treningów spędzają ze sobą także inne wolne chwile. Każdy z nich potwierdzi: dobrą kondycję i pogodę ducha zawdzięczają wyłącznie aktywności fizycznej. Bo nie ma nic gorszego niż bezczynność.

Najtrudniejsze były początki

Końcówka listopada, środowy wieczór. Mimo że pogoda nie zachęca do wyjścia z domu, w Nowohuckim Centrum Kultury jest pełno ludzi. Korytarzem biegną dzieci spieszące się na zajęcia, obok rozpoczyna się spotkanie poświęcone kulturze indyjskiej. Z sali baletowej na drugim piętrze zamiast dźwięków Jeziora łabędziego dobiega jednak wyjątkowo nowoczesna muzyka. To kolejne zajęcia Tanecznego Klubu Seniora. Słoneczna rumba, a na deser – tuż przed krótką przerwą – elegancki walc.

– Tańczymy z mężem tutaj już sześć lat. Początki były trudne, ale dzięki cierpliwości pani Ady udało nam się zrobić ogromne postępy. Dziś już nie wyobrażamy sobie, że moglibyśmy opuścić zajęcia – mówi z uśmiechem 60-letnia Grażyna Wójcik.

Jak dodaje Stanisław Wójcik, do wspólnych treningów mobilizuje też to, że tancerze z klubu bardzo się ze sobą zżyli. – Spędzamy razem sporo czasu na sali tanecznej, ale i poza nią. Urządzamy wspólne wycieczki po górach i za miasto, a jutro wybieramy się na andrzejki. – Oczywiście taneczne! – dodaje z uśmiechem 60-letnia Maria Koniecka, która w klubie przypomniała sobie swoją młodość. Od zawsze uwielbiała tańczyć, ale dawniej nie miała na to tyle czasu. – Kiedyś nie było też tylu klubów w Krakowie, co teraz – dodaje.

Seniorzy tancerze spotykają się co roku również na dorocznym balu karnawałowym. Każdy z nich obowiązkowo się przebiera, niektórzy wykonują nawet swoje stroje samodzielnie. Na parkiecie pojawili się więc już Tom i Jerry, piraci, muszkieterowie, a nawet Statua Wolności. Kto zatańczy na kolejnym balu? To na razie tajemnica.

Małgorzata i Zdzisław Hullowie trafili do Tanecznego Klubu Seniora, bo mieli dość biernego spędzania wolnego czasu. – Szukaliśmy takiej formy ruchu, która da nam najwięcej satysfakcji. Taniec okazał się strzałem w dziesiątkę! – podkreśla pani Małgorzata.

Ada Wantuch, która prowadzi zajęcia dla seniorów, nie ma wątpliwości: taniec to jedna z lepszych form aktywności dla seniorów. – Niepostrzeżenie, wraz z każdym nowym tańcem, coraz bardziej skomplikowanymi figurami, tancerz nabywa nowych umiejętności, ćwiczy pamięć, ale przede wszystkim wzmacnia kondycję. Przed przerwą nasi seniorzy przetańczyli kilkuminutowego walca bez żadnej zadyszki. A to przecież wcale nie jest wolny i łatwy taniec! – podkreśla instruktorka, dodając, że taniec to jedna z bardziej otwartych dyscyplin. – W tym momencie w Polsce organizuje się turnieje taneczne dla seniorów, dla osób niepełnosprawnych. Aż serce rośnie!

Lepsze samopoczucie, kondycja fizyczna, odporność i pogoda ducha – lista zalet regularnych treningów tanecznych jest długa. – A ja na dodatek zawsze mam po zajęciach niższe ciśnienie niż normalnie – dodaje z uśmiechem pani Małgorzata.

Część seniorów tancerzy tak polubiła ruch, że nie ogranicza się tylko do lekcji na parkiecie. Grażyna Wójcik, która ciągle może pochwalić się nienaganną figurą, w tygodniu zagląda ponadto do klubu fitness. – W zależności od dnia wybieram się na aerobik, pilates albo po prostu ćwiczę sobie na siłowni. A kiedy jest ładna pogoda, to żal siedzieć w domu. Bierzemy więc z mężem kijki i idziemy na spacer – mówi z uśmiechem.

Przerwa się kończy, seniorzy wracają na parkiet. Teraz czas na żywiołowe disco, które sprawdzi się na każdej imprezie – od wesel po mniejsze przyjęcia. Obok, na korytarzu, zbierają się tancerze, którzy czekają na kolejne zajęcia.

Elżbieta i Andrzej Włodarczykowie

64-letnia Elżbieta i 68-letni Andrzej Włodarczyk mają za sobą już cztery semestry. Na kolegów z wcześniejszej grupy spoglądają z podziwem. – Mówimy o nich „starszaki”, bo są tu znacznie dłużej. I tańczą naprawdę świetnie! – mówi pani Elżbieta, emerytowana księgowa. Jak przyznaje, musiała mocno namawiać męża na udział w zajęciach, ale po kilku lekcjach sam połknął bakcyla. – Te spotkania to naprawdę najlepsza kuracja antystresowa, a i na emeryturze przecież stresu nie brakuje. Warto ruszyć się z domu, poznać kogoś nowego – to daje naprawdę dużo energii do życia! – mówi z uśmiechem.

Nigdy nie jest za późno!

Stanisław Tatka to prawdziwa legenda polskiego narciarstwa – sam wyszkolił pokolenia narciarzy i instruktorów, którzy do dzisiaj zaszczepiają w kolejnych pokoleniach miłość do tego sportu. W tym roku skończył 90 lat i jak sam mówi, dekady aktywnego życia przyniosły mu pogodną starość. – Nie mam problemów z poruszaniem się i nie mogę narzekać na zdrowie. Teraz trochę pamięć zaczyna mi szwankować, ale z tym walczę – mówi z błyskiem w oku. – Proszę sobie wyobrazić, że jeszcze dwa–trzy lata temu jeździłem na nartach!

Stanisław Tatka

Stanisław nadal nie lubi siedzieć bezczynnie. Ze swoim psem, którego przygarnęli z żoną lata temu, lubi spacerować po okolicznych lasach. A gdy czegoś zabraknie w domu, to po drobne zakupy jedzie rowerem. Do niedawna wybierał się też na dłuższe wycieczki rowerowe – do Ojcowa czy Doliną Prądnika.

Jak sam podkreśla, na aktywne życie nigdy nie jest za późno. To, że w młodości nie uprawiało się żadnego sportu, nie przekreśla niczego. – Do dzisiaj pamiętam, jak podczas jednego z turnusów szkoleniowych w górach trafił mi się lekarz z Pomorza, który zbliżał się do dziewięćdziesiątki. Początkowo nie wierzyłem, że da radę jeździć na nartach, ale po dwóch tygodniach okazało się, że tak dobrze się podszkolił, że wybraliśmy się razem na Wielką Raczę. Czy to nie jest niesamowity dowód na to, że chęci i hart ducha znaczą więcej niż metryka? – podkreśla Stanisław Tatka.

Lata spędzone w górach i na stokach nie tylko dały mu wiarę we własne możliwości, ale też były świetną szkołą życia i charakteru. – A to zostaje w człowieku na długie lata i jest nie do przecenienia – kończy.

Na 71. urodziny – tort i maraton

Włodzimierza Wojciechowskiego świętokrzyscy biegacze znają bardzo dobrze. Na swoim koncie ma już ponad setkę ukończonych maratonów – z czego osiem w tym roku. I mimo że skończył 71 lat, już planuje kolejne. Tym bardziej że seniorzy w Polsce coraz chętniej biorą udział w tego typu zawodach.

– Zawsze byłem aktywny. W młodości trenowałem z sukcesami skoki wzwyż, piłkę ręczną. Pomysł na bieganie pojawił się jednak dużo później – kiedy zbliżałem się do emerytury. A zachęcił mnie do tego mój kolega – wspomina mieszkaniec Końskich. Początkowo były to krótkie dystanse po koneckich lasach, zaledwie parę kilometrów. Z czasem udawało się przebiec dłuższe odcinki. A bieganie, zamiast męczyć, dawało coraz więcej satysfakcji.

– Ruch jest ważny w każdym wieku. W młodości pomaga się lepiej rozwijać, na stare lata – bronić się przed zniedołężnieniem. Dlatego zamiast szukać wymówek, trzeba ruszać się jak najwięcej. Przynajmniej trzy razy w tygodniu – mówi Włodzimierz, który do marszobiegów namówił m.in. swoją żonę. – Bo siedzieć w domu, na kanapie, to można chyba tylko za karę – dodaje.

Małe miasto to żadna wymówka!

Eleonora Chmielarska z Bochni (województwo małopolskie) za dwa miesiące skończy 89 lat. – I nikt, kto mnie widzi, nie wierzy w to. Bo mnie wręcz rozpiera energia! – mówi uśmiechnięta seniorka, która każdą wolną chwilę spędza na swojej działce. I to bez względu na porę roku. – Tam zawsze jest coś do zrobienia, a ruch to przecież najlepsza tabletka na dobre samopoczucie. To jedyne lekarstwo, jakie zażywam, a mam przecież swoje lata – mówi pani Eleonora.

Każdy dzień rozpoczyna od pobudki o czwartej rano. Śniadanie, drobne porządki w domu, czasem lektura paru stron wciągającej książki – i rusza na swoją działkę. O siódmej jest już gotowa do pracy. – Siedzę tam zazwyczaj do obiadu, który jem o trzynastej. O trzeciej po południu jestem już z powrotem – wylicza. Bo pracy jest zawsze dużo – nie tylko przy kwiatach, ale też owocowych krzewach czy warzywnych działkach. Pani Eleonora żartuje, że to jej prywatna siłownia pod chmurką. I dodaje: – Małe miasto nie powinno być żadną wymówką dla seniorów. Że nic się nie dzieje? Zawsze jest coś do zrobienia albo powód, żeby się ruszyć – trzeba tylko uważniej się rozejrzeć, żeby go znaleźć.

Działka dla pani Eleonory to nie tylko największa pasja, ale też sekret dobrego zdrowia. Z ekologicznych warzyw i owoców, które tam uprawia, przyrządza lekkie potrawy i domowe przetwory. Niektóre z nich to małe dzieła sztuki, bo pani Eleonora potrafi ułożyć w słoiku urocze obrazki – pszczoły, kwiaty, grzybki. To prawdziwe bogactwo witamin i cennych składników odżywczych, którymi dzieli się z najbliższymi.

– Praca na działce daje mi też dużo wewnętrznego spokoju – a wszystko dlatego, że namacalnie czuję, że żyję w zgodzie z naturą i jej rytmem. I co ciekawe, po tych wszystkich latach, przyroda potrafi mnie ciągle tak pięknie zaskakiwać. Bo jak tu nie przecierać oczu ze zdumienia, kiedy zjedzona doszczętnie przez ślimaki lilia tak pięknie się odradza i zakwita? Ludzie powinni uczyć się od natury uporu i odwagi – puentuje pani Eleonora, do której w Bochni już na dobre przylgnęło miano „Ekologicznej Babci”.