Za dwa, trzy lata Polska będzie nowym kierunkiem podróży rowerowych w Europie

Turystyka rowerowa w Polsce z roku na rok robi się coraz popularniejsza. Jeżdżą starzy i młodzi, pary, rodziny z dziećmi. Wszyscy. Z siodełka i dwóch kółek można zobaczyć dużo więcej, poznać ciekawsze miejsca, ludzi, doświadczyć rzeczy, których nigdy nie przeżyjemy, siedząc za kółkiem w klimatyzowanym aucie. Zwiedzamy wolniej, dokładniej, aktywniej. Po prostu lepiej.

Marcin Kozioł z Fundacji „Polska na rowerze” zajmuje się turystyką rowerową od dobrych 10 lat. To jego największa pasja. Z roku na rok obserwuje wzrost zainteresowania taką aktywną formą wakacyjnego wypoczynku. Poprawia się infrastruktura rowerowa, powstają nowe trasy, stare są rewitalizowane. Krótko mówiąc: dużo się dzieje.

– Coraz więcej osób wsiada na rower – ocenia mężczyzna. – Jeżdżą wszyscy: rodziny z dziećmi, osoby starsze, młodzi. Porzucają wczasy na plaży na rzecz aktywnego wypoczynku. To widać po sklepach rowerowych, serwisach, po liczbie osób jeżdżących na rowerach do pracy. Ostatnie dwa, trzy lata to ogromny skok liczby osób ceniących sobie turystykę rowerową. Zaczynają od podróżowania po swojej okolicy, z czasem wybierają dalsze zakątki Polski i Europy. Część z nich korzysta z usług biur podróży, część jeździ na własną rękę.

Dzieci też chętnie wsiadają na rower, o ile są odpowiednio prowadzone. Wycieczka musi być dostosowana do ich potrzeb, umiejętności, kondycji. Trasa nie może być zbyt trudna, wymagająca, bo wtedy dziecko zniechęci się już na samym początku. Poza tym dobrze, żeby na szlaku były dodatkowe atrakcje, fajne miejsca do zwiedzania, coś oprócz jazdy.

– Od kilku lat mamy klub „80 rowerów” w szkole podstawowej nr 21 w Gliwicach – opowiada Marcin Kozioł. – Młodzież, która w nim jeździ, ma już sporo sukcesów na koncie: dalekie wyprawy nad morze czy dookoła Śląska. Pokonują dystanse od 80 do 100 kilometrów. Przy okazji zbierają pieniądze na różne szczytne cele, wspierają lokalną społeczność, hospicjum, osoby starsze, chore dzieci.

Velo Dunajec

„80 rowerów” i „Polska na rowerze”

On sam pochodzi z Chrzanowa, ale mieszka w Krakowie. Od dziecka uwielbiał jazdę na rowerze. Do dziś wspomina swojego pierwszego, zielonego pelikana, na którym nauczył go jeździć brat. Umiejętności szlifował na szkolnym boisku i okolicznych chodnikach. Kolejny rower marki Wigry 3 dostał w spadku po starszym rodzeństwie. Już wtedy złapał bakcyla. W podstawówce organizował krótkie wypady po okolicy z kolegami, później jeździł w Beskid Śląski i odkrywał Małopolskę. Zalew Chechło, zamki Lipowiec i Tenczyn w Rudnie, Puszcza Dulowska, Balaton w Trzebini – w ten sposób relaksował się przed ważnymi egzaminami. Pogoda nie miała znaczenia: zima, deszcz, śnieg – jeździł non stop. Odkrył wówczas prawdziwą wolność, jaką daje rower.

Wybierając kierunek studiów, poszedł za swoją pasją: na krakowskim AWF-ie studiował turystykę i rekreację. W tamtym czasie odbył swoją pierwszą daleką wyprawę: z Zakopanego do Rzymu. Przez pięć lat organizował w stolicy Tatr tzw. rowerowe środy, mające na celu pokazanie Zakopanego i jego okolic z perspektywy dwóch kółek. Później były projekt „Poznaj swoją małą ojczyznę na rowerze” i pierwsze wyjazdy za granicę: do Santiago, Lizbony, na Korsykę, we włoskie Dolomity. Co roku oferta poszerzała się o coraz większe imprezy rowerowe.

Dziś Marcin Kozioł zajmuje się tym zawodowo: organizuje rajdy i wyjazdy dla grup oraz kursy Instruktora Turystyki Rowerowej, prowadzi zajęcia w szkołach, podczas których edukuje młodzież na temat bezpiecznej jazdy na rowerze. Na zarządzanym przez niego internetowym portalu dla polskich i zagranicznych rowerzystów można znaleźć opis najlepszych szlaków rowerowych w Polsce, pobrać ślad GPX z tych miejsc, przeczytać o rowerowych wydarzeniach. W 2011 r. powstał z kolei projekt „80 rowerów”. Jego celem było organizowanie wypraw rowerowych w różne miejsca w Polsce, w Europie, na całym świecie.

– I to systematycznie robiliśmy do momentu pojawienia się pandemii – mówi Kozioł. – Byliśmy na Alasce, w Himalajach, Australii, Irlandii, Maroko, Kirgistanie, Gruzji, na Kubie. Robiliśmy wyprawy tandemowe dookoła Polski. Była wyprawa z Warszawy do Helsinek z osobami niewidomymi, głuchoniemymi. Bardzo fajna akcja.

Fundacja „Polska na rowerze” powstała w 2018 r., aby promować polskie trasy rowerowe zarówno wśród polskich rowerzystów, jak i na arenie międzynarodowej.

– Chcemy przyciągnąć obcokrajowców do tego, by przyjeżdżali do nas pojeździć na rowerze – wyjaśnia Kozioł. – Polska jest fantastyczna, zarówno jeśli chodzi o szlaki, ich walory krajobrazowe, jak i infrastrukturę rowerową, która cały czas się rozwija. Byłem w ponad 40 krajach, w większości na rowerze, i naprawdę uważam, że nie mamy się czego wstydzić. Cały czas pojawiają się nowe trasy. Przy szlakach powstają wiaty, miejsca odpoczynku dla rowerzysty. Są sklepy, są serwisy. Mamy coraz więcej wypożyczalni rowerowych. Jestem przekonany, że za dwa, trzy lata Polska będzie nowym kierunkiem podróży rowerowych w Europie. Jest tak piękna, że jak zagraniczni cykliści ją zobaczą, to będzie ich przyjeżdżać coraz więcej.

Velo Dunajec czy Kaszubska Marszruta?

Jest wiele opcji podróżowania rowerem po Polsce. Na łatwych szlakach rowerowych dla rodzin z dziećmi, w większości wyłączonych z ruchu samochodowego – takich jak trasy sieci Velo Małopolska czy na Pomorzu Zachodnim – spokojnie poradzą sobie osoby początkujące. W lasach z kolei powstają singletracki przeznaczone dla średnio zaawansowanych cyklistów; mamy tam kontakt z przyrodą i wyprofilowane, przyjemne do jeżdżenia trasy.

– Dla bardziej pokręconych rowerzystów, którzy lubią wyzwania, walkę w terenie, skakanie, mamy bike parki do jazdy grawitacyjnej – dodaje Kozioł. – Wybór jest więc bardzo szeroki.

Szlak Orlich Gniazd z Częstochowy do Krakowa liczy prawie 190 kilometrów. Prowadzi między ruinami średniowiecznych warowni, znajdującymi się na terenie Jury Krakowsko-Częstochowskiej.

Zamki i strażnice służące do obrony Krakowa – podobnie jak orle gniazda – budowano na szczytach wzgórz, w trudnych do zdobycia miejscach. Na trasie mamy kilkanaście takich zamków, lasy, leśne i polne ścieżki, trochę dróg asfaltowych i piasku. To idealna opcja na trzy – czy czterodniowy wypad rowerowy. Szlak jest średnio zaawansowany, raczej nie dla początkujących. Można się zmęczyć, ale przy okazji zobaczyć coś niesamowitego.

– Widokowo ta trasa jest po prostu fantastyczna. To kraina skalistych wzgórz, porośniętych lasami pagórków, jaskiń i wąwozów. Polecam ją w ciemno, bo wrażenia są niezapomniane – zachęca Kozioł.

Velo Dunajec to mniej więcej 240 kilometrów. Szlak wiedzie przez niezwykle malownicze rejony Małopolski: zaczyna się w Zakopanem pod Tatrami, dalej prowadzi przez Pieniny, Nowy Targ, Szczawnicę, następnie mamy efektowny przejazd wokół Jeziora Czorsztyńskiego. Trasa zahacza o Stary Sącz, Nowy Sącz, biegnie wzdłuż Jeziora Rożnowskiego, aż za Tarnów, do ujścia Dunajca do Wisły. Ten szlak po prostu trzeba przejechać. Przemierzając go, dotrzemy m.in. do zabytkowego kościoła św. Michała Archanioła w Dębnie, zamku w Niedzicy, Pienińskiego Parku Narodowego z przełomem Dunajca i Sądeckiego Parku Etnograficznego.

Kolejny popularny szlak rowerowy prowadzi wzdłuż Bałtyku. Zaczyna się w Świnoujściu, na wyspie Wolin. Można skończyć na Helu albo jechać dalej, przez Mierzeję Wiślaną, aż do granicy z Rosją. W sumie ok. 600 kilometrów. Trasa biegnie przez województwa zachodnio-pomorskie, pomorskie oraz warmińsko-mazurskie, prowadząc przez najciekawsze atrakcje wybrzeża i w wielu miejscach przecinając się ze Szlakiem Latarni Morskich. Można na niej zobaczyć większe miasta, takie jak Gdańsk czy Kołobrzeg, oraz małe miasteczka portowe.

– Tę trasę doradzałbym wybrać poza sezonem wakacyjnym – radzi Kozioł. – Latem nad Bałtykiem jest masa turystów, plażowiczów, samochodów. Możemy mieć problem ze znalezieniem noclegu na jedną noc.

Green Velo to jeden z pierwszych większych projektów rowerowych w Polsce. Znajdziemy tu masę tras: od łatwych do bardzo wymagających. Cały szlak liczy 1886 kilometrów. Zaczyna się w Kielcach i prowadzi przez pięć województw: świętokrzyskie, podkarpackie, lubelskie, podlaskie i warmińsko-mazurskie, obejmując wschodnią część Polski. Można go pokonywać sukcesywnie, wybierając krótsze odcinki. Na szlaku znajdziemy 5 parków narodowych (Wigierski, Biebrzański, Narwiański, Białowieski i Roztoczański) oraz 16 parków krajobrazowych. Po drodze możemy podziwiać zabytki kultury pogranicza – klasztory, bazyliki i synagogi – oraz malownicze krajobrazy: dolinę Biebrzy, Puszczę Białowieską, mokradła Narwi. Green Velo to Roztocze: szachownica pól, rwące rzeki opadające maleńkimi wodospadami, lessowe wąwozy i gęste lasy. Ale to też Mazury z łagodnymi pagórkami i jeziorami.

– Trasy w zachodniopomorskim to fajna propozycja – zachwala Kozioł. – Mniej ludzi, mniej turystów, za to sporo tras rowerowych bardzo dobrej jakości, prowadzonych drogami asfaltowymi, szutrowymi i leśnymi. A także kontakt z dziewiczą przyrodą.

Równie ciekawą propozycją jest Kaszubska Marszruta, licząca 165 kilometrów i składająca się z czterech szlaków rowerowych. Można zatrzymać się na nocleg w Chojnicach i codziennie robić sobie pętelkę po innym szlaku. Trasy wiodą specjalnie wybudowanymi traktami w kaszubskich lasach i Borach Tucholskich. Są niezbyt wymagające, a dają ogromną frajdę. Oferują wszystko, co najlepsze: sosnowe i liściaste lasy, wzgórza i doliny, malownicze rzeki i jeziora, jak również autentyczny folklor; rzeźba, ceramika, muzyka, potrawy i tradycje regionu są żywe do dziś. Na trasie znajdują się przystanki rowerowe, kładki i mosty oraz tablice z informacjami o odwiedzanych miejscach. To idealna propozycja na weekendowy wypoczynek.

Na trasie Green Velo – kładka nad Sanem

Najlepsza forma poznawania świata

Turystyka rowerowa jest turystyką aktywną. To coś zupełnie innego niż wycieczka do kurortu samolotem czy autokarem. Do każdej wyprawy musimy się odpowiednio przygotować – kondycyjnie, fizycznie, psychicznie i mentalnie. Konieczne jest zdobycie wiedzy na temat tego, którędy będziemy podróżować, jaką trasę wybrać, gdzie są szlaki, jakie atrakcje spotkamy po drodze. Czy na trasie znajdują się wypożyczalnie rowerów, czy musimy zabrać swój sprzęt? Czy są sklepy, restauracje, noclegi? Czy przyjmą nas na jedną noc i czy mają gdzie przechować rowery? To wszystko wymaga zaplanowania. Dużo zależy od nas, zdecydowanie więcej, niż kiedy jedziemy na zorganizowane wczasy. To sporo pracy, ale jak zawsze: coś za coś.

– Taki rodzaj podróżowania budzi szacunek – zauważa Marcin Kozioł. – Zatrzymujemy się na odpoczynek, rozmawiamy z mieszkańcami, zawsze ktoś pyta, gdzie jedziemy. Mówimy na przykład, że z Polski do Rzymu, i słyszymy: „wow, super, to chodźcie na obiad”. Takie sytuacje na trasie się zdarzają. Przeżywamy mnóstwo fajnych przygód, które później wspominamy. Szczególnie jeśli jedziemy w małej grupie; to wymusza kontakt ze społecznością lokalną. Potrzebujemy wrzątku, musimy zapytać o drogę, poprosić o pomoc. Na zorganizowanym wyjeździe grupa jest hermetyczna, wszystko dzieje się w jej kręgu. Dlatego ja, mimo że organizuję wyjazdy dla grup, najbardziej lubię podróżować w pojedynkę. To nie jest turystyka masowa, a w każdym razie nie powinna taką być.

Jadąc w trasę, trzeba zabrać ze sobą jedzenie, przekąski dodające energii po męczącej jeździe, coś do picia. Zwłaszcza w lecie, gdy są upały, powinniśmy pamiętać o odpowiednim nawodnieniu organizmu. Przed planowanym wyjazdem musimy ponadto zadbać o kondycję. Dobrze każdego dnia przejeżdżać tyle kilometrów, ile planujemy pokonać na trasie. Jeśli chcemy, dajmy na to, przebyć 400 kilometrów w 5 dni, każdego dnia robiąc 80 kilometrów, to taki dystans powinniśmy pokonywać już wcześniej.

– Tak, żeby nie martwić się później o to, czy na wyjeździe damy radę, tylko cieszyć się z tego, co widzimy, kogo spotkamy, co mijamy – tłumaczy Kozioł. – Ważne jest to, aby czuć swobodę, czerpać frajdę z jazdy, a nie zastanawiać się nad tym, czy podoła się trudom trasy.

Kluczowe jest też odpowiednie przygotowanie roweru pod kątem serwisowym: musi być po przeglądzie, w pełni sprawny. Dobrze zabrać ze sobą zestaw naprawczy, by się nie martwić, że coś się może zepsuć – a jeśli już się popsuje, to widzieć, że poradzimy sobie z naprawą. Dobrze również kupić mapę, popatrzeć, gdzie co jest, którędy jechać, czy są po drodze ciekawe miejsca, do których warto zajrzeć. Wszystkie niezbędne informacje znajdziemy w internecie, trzeba jedynie poświęcić na to trochę czasu.

– Podróżując samochodem, nie wjedziemy w różne miejsca, które dla roweru są dostępne – podkreśla Kozioł. – Prędkość, z jaką jedziemy autem, nie pozwala na kontemplowanie piękna krajobrazu. Nie zobaczymy tego wszystkiego, co warte obejrzenia. Pędząc autostradą, widzimy tylko ekrany akustyczne. Przejeżdżamy przez miasta i nawet nie zauważamy lokalnych sklepików, atrakcji. Przewaga roweru jest ogromna. Mamy aktywność fizyczną, ruch na świeżym powietrzu, kontakt z przyrodą. Możemy zatrzymać się, gdzie chcemy, na jak długo chcemy, zobaczyć to, co nas interesuje, i ruszyć dalej. Jesteśmy w stanie przejechać 80–100 kilometrów dziennie. Pieszo nie dalibyśmy rady. W grę wchodzą również względy ambicjonalne: to zawsze walka ze sobą, swoimi słabościami, lękami. Moim zdaniem turystyka rowerowa to najlepsza forma poznawania świata.