Sport uczy pokory i konsekwencji. Dzięki niemu łatwiej zdrowo i szczęśliwie przeżyć życie

Santa mówi, że to Sara wrzuciła go na SUP-a. A jak już wrzuciła, to został. Teraz razem podziwiają świat z perspektywy wody. Prowadzą w Krakowie wypożyczalnię desek do pływania SUP Kultura Kraków, organizują szkolenia i spływy – i robią wszystko, co mogą, by rozpowszechnić ten sport w naszym kraju.

Najważniejsze to złapać balans

– Równowaga jest ważna nie tylko na desce, ale również w życiu – uśmiecha się Santa. Z wyglądu, wypisz wymaluj, amerykański surfer: długie blond włosy, niebieskie oczy, sportowa sylwetka. O swojej pasji, czyli pływaniu na SUP-ie, mógłby opowiadać bez końca. – Na wodzie jesteś wolny. Dalej od siebie, za to bliżej natury. Możesz przebywać wśród ludzi, a jednocześnie zachować bezpieczny dystans.

Z równowagą jest tak, że jeśli jej nie złapiemy, to możemy zaliczyć niechcianą kąpiel. Ale Santa mówi, że każdego postawi na desce w kwadrans, no, góra pół godziny, w zależności od tego, jak dana osoba jest sprawna ruchowo. SUP-owanie nie jest tak skomplikowane, na jakie wygląda.

SUP, czyli angielskie „stand up paddle” (dosłownie stanie i wiosłowanie), oznacza pływanie na desce na stojąco, przy użyciu wiosła. Sara nazywa to chodzeniem po wodzie. A Santa tłumaczy, że to trochę takie połączenie surfowania i kajaków.

– Nieważne, czy masz 5 lat, czy 75, spokojnie sobie poradzisz. Ja zaczynałem pływać rehabilitacyjnie. W Stanach, na Zachodzie, w Anglii to bardzo popularny sport, który uprawiają ludzie w każdym wieku. Można pływać sportowo, a można tylko rekreacyjnie. Jak kto woli – mówi.

Kiedy pływasz na SUP-ie, angażujesz wszystkie grupy mięśniowe, jedne aktywnie, inne pasywnie. Od szyi, przez ramiona, ręce, klatkę piersiową, po intensywnie pracujące mięśnie skośne brzucha, plecy, lędźwie, pośladki, nogi.

– Patrząc na SUP-y, można dojść do wniosku, że trzeba pływać na stojąco – zauważa Santa. – Nic bardziej mylnego. Technika wiosłowania, której używamy, nazywa się „full body method”, czyli wiosłowanie całym ciałem. W pływaniu na kolanach nie ma żadnej ujmy. Jeśli nie czujesz się stabilnie, pewnie, możesz obniżyć środek ciężkości. Dzięki temu będzie ci dużo łatwiej utrzymać równowagę.

Pływanie na kolanach jest lepsze, jeśli zmieniają się warunki pogodowe. Teraz mamy taką szaloną pogodę: w jednej chwili świeci słońce, za chwilę pada deszcz albo zaczyna mocno wiać. A wiatr może zepsuć zabawę na SUP-ie. Przechodzimy wtedy z pozycji stojącej do klęczącej i nasze ciało stawia mniejszy opór.

Są tacy, którzy najchętniej od razu wskoczyliby na deskę. Co, ja nie dam rady? A później wpadają kilka razy do wody i się zniechęcają. Dlatego Sara zawsze powtarza:

– Małą łyżeczką, jak ze wszystkim w życiu. Krok po kroku, a niebawem stanie i wiosłowanie wyda się banalnie proste i naturalne.

Miłość od pierwszego wejrzenia

Sara pokochała SUP-y 5 lat temu, gdy była na Sardynii. Pojechała tam do pracy w centrum sportów wodnych. I wtedy odkryła SUP-y. Na Sardynii dużo ludzi już na nich pływało, ale dla niej to było coś zupełnie nowego, nieznanego, powiew świeżości i wolności, chwila wytchnienia od warczących, pędzących motorówek.

– Na wodzie udało mi się w końcu odnaleźć siebie – opowiada dziewczyna. – Szum wiatru, dźwięk fal rozbijających się o deskę działają odprężająco i kojąco.

Nigdy wcześniej nie żeglowała. Trenowała pływanie, owszem, i to nawet regularnie. Gdy była nastolatką, rodzice zapisali ją na basen. Miała coraz większe kłopoty z kręgosłupem, szybko urosła. Basen idealnie łączył jej potrzebę ruchu, aktywności fizycznej, z dobroczynnym wpływem na zdrowie. Ale pływanie w basenie to nie to samo, co wskoczenie na deskę i patrzenie na brzeg ze środka morza. Kiedy Sara wróciła do Krakowa, tęskniła za SUP-ami. Dlatego pomyślała, że fajnie byłoby robić to dalej – tylko nie miała z kim.

W życiu Santy sport również był obecny od dziecka. Rodzice starali się zaszczepić w nim miłość do ruchu: w zimie narty i snowboard, który stał się jego życiową pasją. Trenował regularnie przez wiele lat. Aż do pewnego dnia w 2018 roku, kiedy zdarzył się wypadek.

– Mówiąc wprost: rozwaliłem się – tłumaczy Santa. – Miałem poważną kontuzję kolana. Nagle stałem się niesprawny. Nie byłem w stanie uprawiać żadnych dynamicznych sportów.

Dla młodego, aktywnego chłopaka taka nagła zmiana była bardzo trudna.

On i Sara znali się już wcześniej. Zimą wyjeżdżali na różne obozy sportowe, ich drogi się przecinały. Aż w końcu zawiodły ich na Półwysep Helski. Już wtedy istniała między nimi nić przyjaźni.

Nad morzem Sara postanowiła zarazić swoją pasją Santę. Napompowała deskę i rzuciła: Chodź pływać ze mną. Na początku nie było łatwo, bo Santa się wzbraniał: Nie no, zwariowałaś, po co? Nie wiem, czy mi się to spodoba. Sara przekonywała: No chodź, na chwilę. A jak już wskoczyli na deskę, Santa w zasadzie na niej został.

– To było gdzieś pomiędzy jedną operacją a drugą, podczas rehabilitacji i długotrwałego procesu powrotu do sprawności – wspomina Santa. – Pojawił się SUP, który był świetną odskocznią od tego, co się działo wtedy w moim życiu. I w mojej głowie.

Tak się spełnia marzenia!

Powolutku zaczęli pływać razem. I powolutku wchodzili w to coraz mocniej. Wyjeżdżali za granicę, żeby podpatrzeć, jak to wygląda w innych krajach. W Europie pływanie na desce już kilka lat temu było czymś zupełnie normalnym. Zawody we Francji na kilkaset osób w grudniu, kiedy zaczyna padać śnieg, też nikogo specjalnie nie dziwiły. U nas to była jeszcze kompletna nowość. Pomyśleli więc, że fajnie byłoby przywieźć SUP-y do Polski i zaszczepić je na naszym gruncie. A raczej wodzie.

Doszli do wniosku, że swój cel mogą spełnić wyłącznie przez cykliczne zajęcia, edukację i budowanie świadomości ludzi wokół sportu oraz promowanie SUP-ów jako zdrowej formy aktywności i fajnego sposobu na podróżowanie. Zaczęli organizować wyjazdy i spływy, a także kursy i szkolenia, które pomagają bezpiecznie stanąć na desce. Tłumaczą technikę pływania, zasady bezpieczeństwa, to, w jaki sposób prawidłowo operować wiosłem. A przede wszystkim tworzą społeczność wokół SUP-ów w Krakowie.

– Pływamy regularnie, rano o 6.30 i po południu około 18.30, 19.00 – mówi Santa. – To nasze SUP-poranki i SUP-popołudnia. Wspólnie z Sarą polujemy na wschody i zachody słońca. Lubimy podporządkować nasze życie cyklowi natury. Przynajmniej raz w tygodniu organizujemy jakiś spływ: do Nowej Huty, z Kolnej do centrum albo po Tyńcu. Każdy może się przyłączyć. Zależy nam, żeby jak najwięcej osób mogło z tego skorzystać. Dużo ludzi w Polsce kupiło deski i trzymało je w szafach, bo nie wiedziało, jak z nich korzystać. Ktoś zrobił kółeczko na Bagrach i się nudził, nie miał z kim pływać. Albo zaczynał pływać, ale wpadł kilka razy do wody i się zniechęcił, stwierdził, że to głupie. Wrzucał SUP-a do piwnicy i było po zabawie. A SUP nie jest trudnym sportem. Ale fajnie by było, gdyby wszyscy wiedzieli, jak to robić prawidłowo.

Swoją bazę – SUP Kultura Kraków – Sara i Santa otwarli w Krakowie, pod Wawelem, w dawnym Hotelu Forum. Jeśli ktoś nie jest pewny, czy pływanie go wciągnie, może tam wypożyczyć deskę, popływać na kilku różnych modelach, żeby je porównać i sprawdzić, co pasuje mu bardziej. Działają jako centrum testowe. Mają w ofercie sprzęt na każdą kieszeń: deski ekonomiczne, średnie i te najbardziej topowych marek. Jeśli ktoś planuje zakup własnej deski, chętnie doradzą, pomogą wybrać najlepszą, dopasować ją do wzrostu, wagi, tego, jak ma być użytkowana: rekreacyjnie czy sportowo.

– Wiele osób się nakręciło, złapało bakcyla, z czego ogromnie się cieszymy. Pewnych zasad trzeba jednak przestrzegać – podkreśla Sara. – Nie tylko pilnować techniki wiosłowania, ale również dbać o bezpieczeństwo.

Spływ Dunajcem – i już nigdy nic nie będzie takie samo

Gdzie pływać? Wszędzie, gdzie tylko się chce! O ile oczywiście nie jest to zabronione. W Polsce takich miejsc mamy bardzo wiele. Weźmy choćby Wisłę. Niby wszyscy wiedzą, że płynie przez Polskę i że to królowa polskich rzek. Ale ludzie nie mają pojęcia, jak wygląda poza miastem. A tymczasem jest przepiękna, naturalna, na odcinku 1000 kilometrów można znaleźć mnóstwo wysp lęgowych i rezerwatów przyrody.

– Rzeka to coś zupełnie innego niż pływanie na zamkniętym akwenie – mówi Sara. – Na takich Bagrach szybko się nudzisz, bo opłyniesz je w ciągu godziny i nie masz już nic więcej do roboty. Wisła daje fantastyczne możliwości. Płynąc od śluzy Kościuszko do śluzy Dąbie, masz 16 kilometrów zieleni w środku miasta, ptaków, które śpiewają dookoła, widoków, które zapierają dech w piersiach. Ludzie tego szukają. Są ciekawi swojego miasta z innej perspektywy. Nie mówię, że to najczystsza rzeka i że widać dno, ale są tu wędkarze, łowią ryby.

Dunajec to z kolei dzika górska natura i porywająca przygoda. Chyba najfajniejszy spływ, jaki można w Polsce zrobić na SUP-ie. Santa mówi, że jak raz spłyniesz Dunajcem, to już nic nigdy nie będzie takie samo. Będziesz musiał wyjechać za granicę albo pływać na fali, żeby poczuć równie wielkie emocje.

– Nasze spływy robimy ze Sromowców Średnich do Szczawnicy. To 14 kilometrów niezapomnianych przeżyć. Dwie trzecie tego odcinka to spokojna rzeka. Może jedna trzecia to bystrzyny czy mocniejsze zafalowania. Ale to właśnie najfajniejsze, co może być w całej zabawie! Boimy się tego, co nieznane. Niepotrzebnie. Dunajec brzmi poważnie, ale w praktyce nie jest tak trudną i wymagającą rzeką – twierdzi Santa. – Trzeba tylko odpowiednio operować wiosłem.

Wprowadzając ludzi na Dunajec, Sara i Santa dużo czasu poświęcają kwestiom bezpieczeństwa. Kamizelki są obowiązkowe, jednak dużo ważniejsze od nich są kaski. Na płytkiej rzece jest większe ryzyko, że uderzysz głową o kamień, niż że się utopisz.

Jeśli ktoś woli jeziora, też jest ich w Polsce pod dostatkiem. Mazury są przepiękne, podobnie Jezioro Żywieckie i Jezioro Rożnowskie. Na Podkarpaciu mamy Solinę. Czorsztyn to zaś jedno z najbardziej malowniczych miejsc do pływania: z jednej strony widać Gorce, z drugiej Pieniny, z trzeciej Tatry, a w tle jeszcze dwa zamki.

Deska daje praktycznie nieograniczone możliwości podróżowania i zwiedzania. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby na SUP-a zabrać ze sobą w wodoszczelnej torbie namiot, śpiwór, trochę prowiantu. Można wtedy zatrzymać się i przenocować na brzegu – tam, gdzie się nam akurat spodoba – a następnego dnia podróżować dalej.

– Jadąc nad morze w Chorwacji, można zatrzymać się w Austrii i opłynąć 3–4 alpejskie jeziora. Albo wskoczyć na deskę w Słowenii i zobaczyć jej przepiękną stolicę, Lublanę, od strony wody – wylicza Santa.

Sport to zdrowie… i endorfiny!

Dla Sary sport to najlepsza forma spędzania wolnego czasu, bo pozwala upiec kilka pieczeni na jednym ogniu. Dbamy o nasze zdrowie i w zasadzie robimy to mimochodem, przy okazji, nawet o tym nie myśląc. Poznajemy świat i innych ludzi. Budujemy swoje życie na wartościach, które trudno przecenić.

Dla Santy sport to endorfiny, endorfiny i jeszcze raz endorfiny. Człowiek, który uprawia sport, jest zwyczajnie szczęśliwszy. I zdrowszy. Dopóki jesteśmy młodzi, nie myślimy o tym, że kiedyś, w przyszłości, coś nas może boleć, coś nam będzie dolegać. Ćwicząc od najmłodszych lat, „wdrukowujemy” sobie aktywność fizyczną, staje się ona dla nas naturalna. Dużo łatwiej jest później przeżyć życie w sposób zdrowy, zrównoważony i szczęśliwy.

– To, że cię coś boli i źle się czujesz, nie wynika z twojego wieku, tylko znaczy, że powinieneś zacząć się ruszać. Do pracy używamy różnych narzędzi, a zapominamy, że ciało też jest narzędziem i służy nam do życia. Powinniśmy dbać o nie i pielęgnować je, aby jak najdłużej było w dobrej formie.

Dowiedz się więcej o SUP Kultura Kraków