Nasze ciało jest stworzone do ruchu! Rozmowa z osteopatą Marcinem Uramem

Osteopatia to dla wielu pacjentów dość nowe pojęcie. Czym właściwie zajmuje się osteopata?

W Stanach Zjednoczonych to osobna dyscyplina medyczna, ale w Europie jest inaczej. Nieliczne kraje – Belgia, Wielka Brytania, a przede wszystkim Portugalia – mają już taką ofertę na uniwersytetach, czyli po maturze można iść bezpośrednio na studia i kształcić się w całkowicie odrębnym zawodzie medycznym. W Polsce każdy osteopata to magister fizjoterapii po pięcioletnich studiach, lub lekarz, który dodatkowo skończył pięcioletni cykl kształcenia, zdał egzamin kliniczny i obronił pracę dyplomową. Według mnie osteopatia to medycyna manualna.

Marcin Uram – osteopata ze sportową przeszłością, badmintonista i aktywny speedballer.
Fot. Paweł Zatoński

Kto zgłasza się do osteopaty? Czy to specjalista głównie dla ludzi starszych?

Nie. Przekrój wiekowy pacjentów jest bardzo duży. Nawet noworodki trafiają do osteopatów. Powiem więcej: w tej dziedzinie często występuje specjalizacja i są osteopaci, którzy pracują wyłącznie z noworodkami. W przypadku tak małych dzieci nierzadko mamy do czynienia z kolkami i dużymi asymetriami głowy – tu praca daje największe efekty. Odrębnymi grupami pacjentów są dzieci i młodzież, dorośli i seniorzy. A zupełnie inną kategorią są sportowcy. Osteopatę można porównać do lekarza pierwszego kontaktu, ponieważ pacjent najpierw trafia na diagnostykę i przechodzi cykl badań lekarskich oraz osteopatycznych. Dopiero po znalezieniu problemu jestem w stanie powiedzieć, czy w danej sytuacji terapia manualna będzie odpowiednia, czy też pacjent wymaga farmakoterapii. W drugim przypadku odsyłam go do lekarza rodzinnego lub z odpowiednią specjalizacją.

Czyli osteopata pomaga osobom w każdym wieku?

W każdym! To po prostu kwestia specjalizacji. Leczymy wiele dolegliwości. Jeżeli przychodzi do nas ktoś, kto ma otyłość i to powoduje jakieś zaburzenia w ciele, kierujemy go na odpowiednią ścieżkę – albo odsyłamy do lekarza, który musi wprowadzić leczenie farmakologicznie, albo leczymy manualnie, żeby wspomóc organizm. A czasem po prostu zalecamy aktywność fizyczną odpowiednią do stanu zdrowia.

W jaki sposób wiek wpływa na naszą sprawność fizyczną? Kiedy następują największe zmiany w ciele?

Jeśli chodzi o aktywność fizyczną i jej wpływ na organizm, to najwięcej możemy uzyskać od 10. do 16. roku życia. To czas, w którym buduje się około 35% naszego szkieletu, a także tkanki mięśniowej i ścięgien. To również okres bardzo ważny dla naszego późniejszego funkcjonowania. Około 25. roku życia już nie budujemy swojego organizmu, tylko zaczynamy go „konsumować”. Odtąd istotne jest, jak o niego dbamy na bieżąco. Mówię tutaj o masie kostnej, masie mięśniowej czy BMI – wskaźniku masy ciała. Systematyczna aktywność fizyczna ma ogromne znaczenie. Liczy się też uważność na zmiany, na to, czy idą one w dobrym kierunku…

A kiedy idą w złym – dzwonimy do osteopaty?

Zazwyczaj pierwszym czynnikiem motywującym do chwycenia za telefon i umówienia się na wizytę jest po prostu ból. Znacznie mniejsza grupa pacjentów trafia na kontrolę na zasadzie: sprawdzę napięcie mięśni i postawę ciała lub dopytam, czy coś mogę zmienić. Czasami powodem są mrowienia, bóle promieniujące do różnych części ciała, np. rwa kulszowa. Także bóle brzucha i bóle głowy, a więc nie tylko dolegliwości układu kostno-szkieletowego, co akurat trochę odróżnia osteopatię od fizjoterapii.

Osteopatia – sposób diagnozowania i leczenia za pomocą technik manualnych (zamiast leków i zabiegów chirurgicznych), stosowany w zwalczaniu zaburzeń funkcjonalnych organizmu, a w szczególności zespołów bólowych układu mięśniowo–szkieletowego

(Słownik Języka Polskiego).

Ból jest bardzo silną motywacją do zmiany trybu życia, ale zawsze lepiej zapobiegać, niż leczyć. Co zatem robić, aby być sprawnym jak najdłużej?

Najlepsze efekty, i to już od dziecka, przynosi ogólna aktywność fizyczna – różnorodne ćwiczenia, zarówno siłowe, jak i tlenowe czy rozciągające. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) zaleca 60 minut aktywności fizycznej dziennie. W ciekawym projekcie HELENA Study określono to nieco bardziej szczegółowo: żeby utrzymać organizm w ogólnej sprawności i na dobrym poziomie funkcjonowania, już od dziecka należy przeznaczać 45 minut dziennie na aktywność fizyczną, z czego 20 minut to musi być intensywny wysiłek.

Intensywny, czyli jaki?

Taki, w trakcie którego tętno jest wyższe niż np. 150 uderzeń na minutę. 

Podsumowując: minimalna dzienna dawka ruchu to godzina lekcyjna, a jaka jest optymalna?

Dzienna dawka, która faktycznie zapewni dobry stan mięśni i szkieletu, to około 78 minut, z czego 32 minuty będą przypadały na intensywną aktywność. W gabinecie zauważam, że bardzo dużej części społeczeństwa jej brakuje. Pacjenci mówią, że mają sporo ruchu, bo chodzą na spacery, pływają – tylko często jest to spacer z psem dookoła bloku lub siedzenie w jacuzzi i przepłynięcie kilku długości basenu. Odpowiadam wtedy, że nadal nie mają aktywności fizycznej na właściwym poziomie. Serce nie jest pobudzone, więc układ krążeniowo-oddechowy wciąż stoi w miejscu. Jeżeli ktoś nie chce lub nie może biegać albo uprawiać innego sportu, to niech przejdzie się pod górę, żeby zapewnić ciału jakiś bodziec, żeby chociaż ścięgno pociągnęło za kość… Na takiej stymulacji nam zależy.

Problemem jest też praca siedząca. Da się niwelować skutki siedzenia przed ekranem komputera przez 8 godzin dziennie?

Nie ma tu żadnych magicznych, uniwersalnych ćwiczeń. Jeżeli siedzimy cały dzień, to po prostu powinniśmy wstać z krzesła i wykonać najprostsze ćwiczenia, jak kiedyś na lekcjach WF-u. Zrobić parę skłonów i skrętoskłonów, kilka wyskoków, przysiadów, cokolwiek, czego już jesteśmy nauczeni. To bardzo pozytywnie wpływa na organizm.

Potrzebne jest również wspomniane minimum aktywności fizycznej, codziennie przed pracą lub po niej. I to powinno wystarczyć. Nie jest tak, że musimy w trakcie pracy cały czas się ruszać, chociaż godzina siedzenia to dla naszego kręgosłupa czy mięśni duże obciążenie. Nie jesteśmy do tego stworzeni, dlatego należy robić przerwy na rozruszanie mięśni i kości. Nasze ciało zostało zbudowane tak, żebyśmy się praktycznie non stop ruszali – wtedy wszystko funkcjonuje prawidłowo.

Wraz z wiekiem często pojawia się jednak pokusa zarzucania aktywności.

Tak, zauważam to w gabinecie. Przychodzą do mnie właśnie osoby 50+, 60+, czyli w okresie życia, gdy emerytura jest już blisko, i okazuje się, że większość z nich ma tendencję do zmniejszania aktywności fizycznej. A to bardzo zły pomysł. Trzeba zachęcać do ruchu, informować i edukować nasze społeczeństwo. Warto mówić, że ćwiczenia fizyczne typu siłownia, wyjścia na spacery czy na rower, w zależności od stanu zdrowia, są niezwykle ważne dla samopoczucia i ogólnej kondycji. Człowiek aktywny ruchowo jest w stanie utrzymać na odpowiednim poziomie masę kostną i masę mięśniową. Może je też trochę poprawić, nawet jeśli wcześniej nie podejmował zbyt często intensywnej aktywności.

Zarówno niedostateczna, jak i zbyt forsowna aktywność fizyczna powodują czasami problemy, np. ze stawami. Czy jest tutaj jakiś złoty środek?

Najczęstszym problemem, jaki zauważam, jest brak odpowiedniego zaadaptowania organizmu do wysiłku, szczególnie w dzieciństwie, czyli we wspomnianym przeze mnie kluczowym okresie między 10. a 16. rokiem życia. Bo wszyscy chodzą na dodatkowy angielski lub korepetycje z matematyki… To wszystko jest ważne, ale ruch jest nie do przecenienia! Jeżeli dziecko ma za mało aktywności fizycznej, wpływa to na wyniki w nauce oraz na skuteczność radzenia sobie ze stresem w szkole i innych codziennych sytuacjach. Rodzice chyba często tego nie rozumieją. A ma to niebagatelny wpływ na dorosłe życie, bo jeżeli nie wypracowaliśmy sobie stawów, mięśni, chrząstek stawowych w tym najważniejszym okresie – prędzej czy później pojawiają się problemy.

Według ekspertów dzienna dawka ruchu zapewniająca dobry stan mięśni oraz szkieletu to ok. 78 minut, ale warto pamiętać, że 32 minuty powinna stanowić intensywna aktywność fizyczna. Może ją zapewnić   np. bieganie.
Źródło: 123RF

To znaczy?

Najłatwiej wyjaśnić to na przykładzie. Załóżmy, że mamy osobę pracującą w banku, która siedzi przez 8 godzin dziennie i właśnie zbliża się do 40. roku życia. Pojawia się otyłość lub jakiś inny motywator do wzięcia się za siebie. I osoba zaczyna ćwiczyć, ale treningi są za długie lub zbyt intensywne. Brakuje spokojnego startu, który pozwoli mięśniom i stawom przyzwyczaić się do obciążenia. Jeśli organizm nie został zaadaptowany w dzieciństwie, z pewnością wystąpią problemy. Może nawet kontuzje.

Czasem problem jest inny. Miałem ostatnio pacjenta – młodego człowieka, który jeździł bardzo dużo na rowerze, ale stwierdził, że zacznie dodatkowo biegać. Miał znakomitą wydolność fizyczną i od razu zaczął biegać cztery razy w tygodniu po 10 km. Niestety ścięgno Achillesa nie było przygotowane na tak intensywny wysiłek. Bodziec biegowy to było coś całkiem nowego dla układu mięśniowo-szkieletowego, coś, czego pacjent nie robił na co dzień. A wystarczyłoby, żeby świadomie zaczął trochę truchtać, trochę przyspieszać i dał sobie czas.

Myślę, że w przypadku wdrażania aktywności fizycznej złotym środkiem są rozsądek i ostrożność. Niby to banalne, ale kluczowe.