Jezioro to nie basen. Zawsze jest element niepewności

Rozmowa z Dominiką Bulwan, instruktorką w szkole pływania „Kraul”

Każdego można nauczyć pływania?

Oczywiście! Trzeba tylko wziąć pod uwagę to, w jakim wieku jest dana osoba, jaki ma poziom sprawności ruchowej, co jest jej celem, ile ma czasu na naukę – i dobrać odpowiednią metodę. Im wcześniej zaczniemy, tym będzie łatwiej. Rzecz jasna, żeby pływać wyczynowo, nie wystarczy pójść na zajęcia raz czy dwa razy w tygodniu. W krakowskiej szkole mistrzostwa sportowego ćwiczenia pod kątem zawodowstwa zaczynają się w czwartej klasie. Jednak na naukę pływania nigdy nie jest za późno. Choć ­jeśli ktoś zaczyna w wieku kilkudziesięciu lat, to…

…na olimpiadę nie pojedzie.

Nie, ale z pewnością może nauczyć się pływać dwoma podstawowymi stylami na takim poziomie, że będzie czuł się w wodzie pewnie, swobodnie, nie będzie się obawiał, bez problemu da radę przepłynąć określony dystans. To, jaki poziom osiągniemy, jest też kwestią systematyczności: czy będziemy chodzić na basen regularnie, czy tylko sporadycznie, od czasu do czasu.

A jeśli ktoś boi się wody? Można przezwyciężyć ten lęk?

Można, lecz potrzebna jest determinacja. Jeśli ktoś ma złe wspomnienia, bo został wrzucony do wody albo zachłysnął się w dzieciństwie i teraz ma ogromny lęk przed wodą, trzeba postępować umiejętnie. Moja mama topiła się w młodości i doświadczyła głębokiej traumy. Zapisałam ją najpierw na aqua aerobik – po to, żeby zobaczyła, jak jej ciało zachowuje się w wodzie. Wykonywała do muzyki ćwiczenia poprawiające wydolność oddechową, uelastyczniające mięśnie, rozluźniające. Z tymi zajęciami wiązały się pozytywne emocje. Mama nabrała odwagi w stosunku do basenu i do wody. Udało jej się pokonać lęki. Kolejnym krokiem stała się właściwa nauka pływania.

I tutaj też: zanim położymy kogoś na wodzie i każemy mu przepłynąć odcinek, musi on przejść pewnego rodzaju adaptację, oswoić się z wodą. Służą temu ćwiczenia z zanurzaniem twarzy, utrudnionym oddechem, ale również relaksacyjne. Często pomagają okularki, bo dzięki nim twarz nie jest całkiem zalana wodą. Istotne jest także stopniowanie trudności. Najpierw robimy ćwiczenia z deską, makaronem albo przy ścianie, na płytkiej wodzie, tłumaczymy, jak będzie wyglądała asekuracja.

Ten, kto chce nauczyć się pływać, musi być zdeterminowany. I mieć zaufanie do instruktora.

Zdecydowanie tak. W „Kraulu” zwracamy na to uwagę i kadra jest dobrana pod tym właśnie kątem: to instruktorzy, którzy mają świetny kontakt z ludźmi. Są pozytywni, mają wiedzę i potrafią ją w prosty sposób przekazać.

Kiedy ktoś do nas przychodzi i chce się nauczyć pływać, na początku robi mały wywiad, bada, czy instruktor jest osobą godną zaufania. Chwila rozmowy wystarczy, by nawiązała się nić porozumienia. Na zajęciach instruktor zawsze jest w wodzie, więc uczący się czuje się bezpieczniej. Ma pewność, że gdyby działo się coś złego, ktoś natychmiast zareaguje. Ta nauka może trwać pół roku, rok, nawet dwa lata. Ale gwarantuję, że każdego da się nauczyć pływać – nie sposób tylko dokładnie powiedzieć, ile to będzie trwało. Wszystko musi dziać się stopniowo, małymi kroczkami.

Ciekawe, skąd wzięło się powiedzenie „wrzucić kogoś na głęboką wodę”. Bo rozumiem, że to nie najlepsza metoda nauki?

Zdecydowanie nie polecam. Jeśli ktoś uczył się pływać w podstawówce 20, 30 lat temu, to mógł zetknąć się z tą metodą, bo była wtedy chyba dość popularna. I dlatego teraz na kursach dla dorosłych mamy tak dużo osób, które muszą przełamać strach. Człowiek, który zostaje nagle wrzucony do wody, wbrew swojej woli, nie zacznie automatycznie pływać. To się zdarza, lecz bardzo rzadko; musiałyby zaistnieć jakieś wyjątkowo sprzyjające okoliczności. W 99 procentach przypadków człowiek doznaje szoku, zaczyna walczyć, uderza na oślep rękami i nogami – i szybko leci na dno. Naturalna reakcja obronna organizmu jest bowiem taka, że w stresowej sytuacji nasze mięśnie się napinają, ciało się pionizuje i idziemy pod wodę jak kamień. Gdybyśmy się położyli, woda by nas uniosła. Tyle że w stresie to tak nie działa. Nie myślimy racjonalnie, rządzą nami odruchy, których nie kontrolujemy.

Dla noworodka pływanie jest naturalne. Kiedy więc i w jaki sposób nabywamy tych lęków?

Te naturalne odruchy z życia płodowego z czasem zanikają, w 7–8 miesiącu życia już ich nie ma. Człowiek się rozwija i przyzwyczaja do środowiska lądowego. Dlatego trzeba oswajać dziecko z wodą na każdym kroku. Podczas kąpieli niemowlaka nie bać się zanurzyć mu główki, polać buzi wodą, nie panikować, jeśli woda naleje się do uszu. Rodzic musi być spokojny, rozluźniony, bo jeśli się boi, to przekazuje swój stres. Dziecko to czuje i później woda zaczyna mu się źle kojarzyć.

Adaptację do środowiska wodnego najlepiej zacząć, gdy dziecko ma kilka miesięcy. W tym wieku łatwo przyzwyczaja się do nowego miejsca, nie jest tak zestresowane. Gdy maluch ma te 8–9 miesięcy, jest bardziej świadomy wszystkiego. To może być dla niego duże przeżycie: nowe miejsce, nowi ludzie, nowe odgłosy. Im później, tym adaptacja jest trudniejsza, niekiedy pojawia się płacz i wtedy trzeba 2–3 zajęcia przeczekać. Jednak ten płacz nie powinien nas tak od razu zniechęcać. Po prostu jeśli dziecko nie chce wykonywać pewnych zadań, jakiś element zajęć mu nie pasuje – odpuśćmy.

Czyli perswazja w stylu: „nie histeryzuj, zapłaciłam za zajęcia, masz chodzić” to nie jest dobra droga.

Nie najlepsza. Gdy ja byłam dzieckiem, naukę pływania zaczynało się w drugiej klasie szkoły podstawowej. Teraz jest trend, żeby puszczać na zajęcia maleńkie dzieci. Na kurs przychodzi 4-latek i rodzic oczekuje, że już w pierwszym semestrze dziecko będzie pływać kraulem, grzbietem, i może jeszcze żabką i delfinem. A tak się nie da. Dziecko nadal rozwija się motorycznie. Pewne elementy mogą być dla niego zbyt skomplikowane, zwyczajnie niewykonalne. Niektórym nauka pójdzie szybciej, bo mają fajną „pływalność” i luz.

To także kwestia koncentracji, której dziecko zbyt długo nie utrzyma. Zajęcia powinny być zróżnicowane, atrakcyjne, żeby maluchy chciały w nich uczestniczyć. Instruktor musi się zatem wykazać dużą pomysłowością, wiedzą i doświadczeniem. Dzieciaki nie są nas­tawione na pływanie od ściany do ściany. Potrzebne są więc elementy zabawy. Naukę w postaci treningu i ćwiczeń kształtujących technikę danego stylu można wprowadzić dopiero na dużym basenie.

Dzieci uczy się trudniej czy łatwiej niż dorosłych?

Dorosłego, który jest w miarę sprawnym człowiekiem, dość szybko można nauczyć pływać na grzbiecie czy na brzuchu. Z dziećmi jest trochę inaczej, trwa to dłużej, bo nie są ukierunkowane jak dorośli na konkretny cel:
do wakacji muszę nauczyć się pływać kraulem, pokonywać dany odcinek, przezwyciężyć strach. Dziecko nie zawsze słucha, czasami ma gorszy dzień, wolałoby się bawić, trzeba je przekonywać. Dorosły słucha, obserwuje instruktora, każde polecenie stara się wykonać na 100 procent, jest niesamowicie skoncentrowany, świadomy tego, po co przychodzi na zajęcia, i nastawiony na to, co ma zrobić w ciągu tych 45 minut. Ale też trzeba mieć ogromną wiedzę, żeby zyskać sobie autorytet i zaufanie dorosłego.

Z dorosłymi pracuje się chyba łatwiej. Z kolei dzieci mają swój urok, mam do nich olbrzymią słabość i uwielbiam pracę z nimi – i to nie tylko tymi, które chcą słuchać i chętnie pływają.

To dobry pomysł, żeby rodzic uczył dziecko pływać?

Moim zdaniem nie najlepszy. Łatwiej jest, jeżeli uczy ktoś postronny, bo dziecko ma wtedy inne podejście: jest bardziej zdyscyplinowane, słucha, na mniej może sobie pozwolić, bo instruktor wyznacza granice. Przy rodzicu można marudzić, powiedzieć: to mi się nie podoba, tego nie będę robił. Rodzic może też być bardziej wymagający, mniej cierpliwy, podchodzić zbyt emocjonalnie do pewnych kwestii. Oboje z mężem jesteśmy instruktorami, mamy dwóch synów: 5-letniego i rocznego. Zdarza się, że chodzimy razem na basen. Lecz zdecydowanie lepiej nauka tego starszego wygląda na zajęciach: jest skoncentrowany, zdyscyplinowany, fajnie wykonuje ćwiczenia. Zajęcia z instruktorem to również coś nowego, ciekawego, jakaś odmiana. Taka nauka przynosi najlepsze efekty.

Senior również może się nauczyć pływać?

Nieważne, ile ma się lat, zawsze warto iść na basen. Nie istnieje górna granica wieku. Miałam na kursach osoby powyżej 70. roku życia i rewelacyjnie się nam współpracowało. Oczywiście trzeba dostosować formę i tempo zajęć do wieku, bo osoby starsze często mają różnego rodzaju kontuzje, problemy zwyrodnieniowe, nie mają też pełnej ruchomości w stawach. Trzeba tak dobrać ćwiczenia, by im pomagały, a nie szkodziły. Sukces w postaci opanowania kraula czy żabki pojawi się trochę później. Jednak sam fakt, że ktoś przychodzi na zajęcia i ćwiczy, podnosi jego jakość życia.

Dla osób w wieku 60+ bardzo ważne jest, by jak najdłużej zachować sprawność. Pływanie to najbezpieczniejsza dyscyplina sportu. Bieganie czy zwykłe ćwiczenia generują duże przeciążenia. W basenie – dzięki temu, że ruch jest wykonywany w wodzie – kolana, stawy i kręgosłup nie są tak obciążone, jak w gimnastyce na lądzie. Dodatkowo zanurzanie głowy i utrudniony oddech mocniej angażują mięśnie wydechowe, a to poprawia wydolność płuc.

A czy są jakieś przeciwwskazania do pływania?

Nic nie przekreśla z góry wizyty na basenie. Jeśli dziecko ma ostre infekcje górnych dróg oddechowych, problemy skórne, choroby układu moczowego, częste, nawracające zapalenia ucha środkowego, to lekarz mówi: proszę zrobić przerwę. Jednak takie rzeczy często wychodzą na jaw dopiero podczas zajęć. Stany alergiczne czy skóra atopowa mogą być przeciwwskazaniem do pływania, ale da się znaleźć basen ze słoną wodą, gdzie jest mniej chloru, i odpowiednio przygotować skórę przed zajęciami. Jeśli dziecko ma określone choroby, padaczkę, to rodzice wiedzą, jakie zajęcia nie są dla niego wskazane. Nawet w takim przypadku maluch może chodzić na basen, po prostu baczniej się go obserwuje. Cukrzyca także nie jest przeszkodą: rodzic co pewien czas wyciąga dziecko z wody i robi pomiar albo każe coś przegryźć po intensywnym wysiłku fizycznym. Jeśli ktoś ma zbyt mocne napięcia mięśni, to basen jest dobry, żeby je rozluźnić. W zasadzie – o ile w konkretnym przypadku lekarz nie stwierdzi inaczej – przeciwwskazań do pływania nie ma. Trzeba tylko umiejętnie dobrać ćwiczenia i intensywność.

A jaki styl jest najlepszy dla młodszych, a jaki dla starszych?

Niezależnie od grupy wiekowej naukę zawsze zaczynamy od pływania na piersiach i na grzbiecie. A gdy podstawy są już opanowane, wprowadzamy elementy stylu klasycznego, czyli żabki czy motylka. Tutaj trzeba zwrócić uwagę na to, czy dana osoba nie ma problemów z kręgosłupem, bo pływanie tymi stylami generuje duże przeciążenia, szczególnie w odcinku lędźwiowym i szyjnym. Jednak to nie znaczy, że w ogóle nie powinniśmy iść na basen – po prostu nie należy wykonywać niektórych ćwiczeń. Wystarczy więcej pływać grzbietem, kraulem i unikać elementów stylu klasycznego. Ważne, żeby pływanie było wszechstronne: warto mieszać style, przeplatać je, a nie koncentrować się na jednym. Często ktoś po urazach czy wypadku ma gorszą ruchomość w stawach. Wtedy modyfikujemy technikę, stosujemy różne uproszczenia, żeby mógł przepłynąć pewną odległość w dogodny dla siebie sposób.

Wiele osób wypoczywa teraz nad wodą. O czym pamiętać latem, czego unikać, jakich zasad przestrzegać?

Nierzadko rodzic ma wrażenie, że jeśli dziecko w roku szkolnym chodzi na basen i uczy się pływać, to równie dobrze jak na zajęciach poradzi sobie w wakacje. A tak nie jest. Trzeba pamiętać, że na kursie dziecko ma cały czas opiekę instruktora, czuje się bezpiecznie i pewnie. Na basenie, którego nie zna, może się czegoś przestraszyć, zachłysnąć, zapomnieć, co zrobić, gdy jest zmęczone, a płynie na brzuchu. Brakuje mu opanowania, bo dopiero się uczy i to nie przychodzi automatycznie po jednym czy dwóch semestrach. To, że dziecko mówi, że chce samo pływać, że potrafi, nie wystarczy. Absolutnie nie wolno puścić go samego do wody i w pełni mu zaufać. Nawet na basenie warto założyć dziecku skrzydełka i cały czas je pilnować. Idąc na pływalnię, której nie znamy, dobrze jest przyjrzeć się zjazdom przy zjeżdżalniach, bo tam często dochodzi do różnych wypadków. Jeśli się opalamy, to przed wejściem do wody musimy się schłodzić. Nie należy pływać po jedzeniu. Warto też poszukać miejsc z wyznaczonymi strefami do pływania. Zwłaszcza gdy mamy dzieci. Szukajmy plaż strzeżonych: tam mamy sprawdzone dno, poza tym są ratownicy, którzy obserwują, jak wygląda sytuacja w wodzie.

Bardzo często toną osoby, które potrafią dobrze pływać. Jak to się dzieje?

Utonięcia zdarzają się w większości wypadków po alkoholu. Człowiek ma zaburzone odczuwanie, wydaje mu się, że potrafi dobrze pływać, nie bierze pod uwagę tego, że może się zakrztusić, dostać skurczu. Poza tym wakacje to taki okres, kiedy ludzie zapominają o codziennych stresach, czują się rozluźnieni, jest inna organizacja rzeczywistości, inna koncentracja. To czas beztroski. A nad wodą wystarczy chwila nieuwagi, żeby doszło do tragedii. Dorosłym niekiedy się wydaje, że skoro potrafią pływać na basenie, to na otwartym akwenie również sobie poradzą. Tylko że na krytej pływalni widać dno, jest 25 metrów od ściany do ściany, tor ma szerokość 2 metrów, a jeśli się czegoś przestraszę, zakrztuszę się wodą albo zmęczę, to zawsze mogę złapać się liny. A jezioro czy morze totalnie różni się od basenu. Nie widać dna, woda nie jest przejrzysta, coś – glon albo rybka – połaskocze nas w nogę, przyjdzie fala, ktoś się zakrztusi, przestraszy, a zderzenie gorącego słońca z zimną wodą może wywołać szok organizmu. Mamy więc wiele nieprzewidywalnych okoliczności.

Do tego dochodzi przeszacowanie umiejętności. Obserwuję ludzi, którzy przychodzą na tak zwane wolne wejścia, twierdząc, że potrafią pływać. Ale patrząc z boku, instruktorskim okiem, stwierdzam, że nie zawsze są na poziomie, który kwalifikuje do pływania na odkrytym akwenie. To wymaga dużo większych umiejętności. Dlatego warto pływać z bojką, w sprawdzonym miejscu, zawsze z drugą osobą albo w grupie, a nie indywidualnie.