Rodzinnie na szlakach górskich i rowerowych

Podróżują we czwórkę – Konrad, Milena, Kamil i Alicja. Rodzice i dwójka rodzeństwa: Ala ma dziesięć lat, a Kamil – dziewięć. W wakacje nie wybierają all inclusive, nie zwiedzają piramid w Egipcie ani nie wygrzewają się na plaży w Rimini. Jeżdżą po Polsce, zdobywają szczyty albo przemierzają długie kilometry na rowerach.

– Nie byliśmy wcześniej jakoś szczególnie aktywni, nie uprawialiśmy sportów ani nie chodziliśmy po górach – wspomina Konrad Wąs. – Historia zaczęła się w 2013 r. w Boże Narodzenie. Żona powiedziała mi wtedy, że fajnie by było mieć wspólną pasję. Zaczęliśmy się zastanawiać, co moglibyśmy robić. W końcu któreś z nas rzuciło: „Spróbujmy chodzić po górach”. Postanowiliśmy zdobyć Koronę Gór Polski, łącznie 28 szczytów – dodaje.

Dzieciaki były jeszcze bardzo małe, więc małżeństwo Wąsów uznało, że na pierwsze wyprawy pojadą sami. Zaczęli od Gór Świętokrzyskich – weszli na Łysicę. Choć wówczas jeszcze nie mieli górskiego sprzętu (poszli po prostu w wygodnych butach i kurtkach przeciwdeszczowych), to poczuli, że znaleźli swoją pasję.

Po jakimś czasie spełnili swoje marzenie i weszli na wszystkie 28 szczytów.

– Dzieci zaczęły jeździć z nami, kiedy skończyły piąty rok życia i były już w stanie przejść dłuższy kawałek same. Weszliśmy na Ślężę, na Jagodną, na Kłodzką Górę. Okazało się, że Ali i Kamilowi też się podoba. A my się przekonaliśmy, że towarzystwo małych dzieci w górach wcale nie jest uciążliwe. I że nie trzeba trzymać ich pod jakimś kloszem. Mogą się ubrudzić, zmoczyć czy zmęczyć – mówi Konrad.

Naleśniki motywują

Rodzina stara się wykorzystywać weekendy na swoje podróże. Wąsowie mieszkają w Warszawie, więc najczęściej wybierają bliższe góry. Nie jeżdżą w oddalone o setki kilometrów Tatry, wolą pojechać w Góry Świętokrzyskie lub Beskidy.

Czy jakoś specjalnie przygotowują się do wypraw?

– Zawsze trzeba być trochę przygotowanym. Dzieci nie można ubrać w jakikolwiek dres i adidasy, a potem wysłać na szlak. Potrzebne są dobra kurtka, nieprzemakalne buty, które ochronią kostkę, termos z herbatą, apteczka podróżna, mapa, naładowany telefon w razie potrzeby wzywania pomocy. Może się to wydawać przesadą, ale nawet bardzo doświadczonym turystom górskim bywa potrzebne wsparcie GOPR-u. My korzystaliśmy z pomocy ratowników w Beskidach, kiedy syn skręcił nogę i nadwyrężył ścięgno Achillesa. Lepiej mieć w głowie różne scenariusze – przekonuje Konrad Wąs. Dodaje, że wycieczki górskie wbrew pozorom nie są drogą pasją: – Nie trzeba mieć ubrań za kilka tysięcy. Te ze sportowych sieciówek zdają egzamin bezbłędnie.

Dodatkową atrakcją każdego wyjazdu jest szarlotka w schronisku. Albo pomidorówka czy pierogi. Na najlepsze na świecie naleśniki Wąsowie idą do Chatki Górzystów w Górach Izerskich. Czasami zostają na noc, rozpalają ognisko. Takie atrakcje powodują, że dzieci nie narzekają po drodze, bo mają motywację. Ala i Kamil założyli sobie też książeczki PTTK, w których zbierają pieczątki. W każdym schronisku proszą o podbicie, a tata później opisuje przebyte trasy i to wszystko trafia do zatwierdzenia w PTTK. Im więcej pieczątek, tym większa duma małych podróżników.

– Staramy się dostosowywać trasy do możliwości dzieci. Jeśli ktoś mówi: „A co to takiego 10 kilometrów w górach?”, musi przemyśleć sprawę jeszcze raz. Bo 10 kilometrów to jest dla dziecka bardzo dużo, to ogromne wyzwanie. A jeśli maluch się przemęczy na trasie, może się zniechęcić. Wtedy czar wycieczek górskich pryśnie i następnym razem dziecko będzie protestować przed wyjazdem – wyjaśnia pan Konrad.

Ala i Kamil nie zrazili się nawet trudniejszymi podejściami. Razem z rodzicami zdobyli już całkiem wysokie szczyty: Śnieżkę w Karkonoszach i Pilsko w Beskidach. Chcieli wejść także na Babią Górę, ale po drodze złapała ich burza. Im dzieci będą starsze, tym bardziej wymagające szczyty będą próbowały zdobyć.

– Nie wiedzieliśmy, czy dzieci zakochają się w wyprawach tak jak my – wspomina Konrad Wąs. – Były takie rozmowy, gdy my proponowaliśmy wyjazd, a dzieciaki odpowiadały: „Znowu góry? Co tam będzie? Znów widoki, las? To już widzieliśmy”. Ale po dwóch latach od pierwszej wycieczki nastąpił przełom. Pamiętam, jak mój syn stanął w połowie trasy i mnie zawołał: „Tata, patrz!”. Myślałem, że dzieje się coś niespotykanego. Ale nie, on po prostu chciał mi pokazać widok. Wiedziałem, że teraz i on się zakochał w górach. Zrozumiał, że nasze wycieczki to nie tylko pocenie się, męczenie i droga pod górkę. To coś znacznie większego i ważniejszego.

Krajoznawczo-górska przygoda

O swoich wyprawach rodzina Wąsów pisze na blogu i stronie facebookowej, które nazwali „Nasza Krajoznawczo Górska Przygoda”. Zajmują się też recenzowaniem książek podróżniczych i sprzętu turystycznego. Polecają buty, latarki, namioty, plecaki, a także konserwy, które dobrze się sprawdzają, kiedy turystę dopadnie nagły głód.

Ale przede wszystkim rodzina wrzuca zdjęcia z gór czy wycieczek rowerowych.

Na przykład takie: Kamil idzie szlakiem z dużym bagażem na plecach, a z plecaka wystaje główka Kropci, dziś już 14-letniej malutkiej suni z ogromnymi uszami. Kropcia teraz nie podróżuje tak często jak kiedyś – ze względu na swój wiek. Ale kiedy tylko mogła, maszerowała dzielnie po szlaku. Na innych fotografiach widać Kropcię zawiniętą w koc gdzieś na szycie góry. „Najmniejszy członek naszej rodziny ma najlepsze warunki podróżowania” – komentują Wąsowie pod zdjęciem.

Jest też taki obrazek, sprzed podróży: na kanapie leżą dwa duże plecaki i dwa małe, dziecięce, bardziej kolorowe. Są zdjęcia, na których cała rodzina gotuje zupę na szlaku, są piękne górskie widoki, są Izery jesienią i Beskidy zimą. Na fotografiach widać, że dzieci są szczęśliwe i zaangażowane – trzymają mapę, czytają znaki, przygotowują jedzenie.

Przygody rodziny Wąsów śledzi już 4,5 tysiąca osób. Często proszą o rady dotyczące tras, o polecenie sprzętów albo miejscówek, gdzie można rozbić namiot.

Ostatnio do relacji z gór dołączyły inne – z tras rowerowych.

Wakacje na rowerach

– Dzieci potrzebowały odmiany – mówi pan Konrad. – Góry znają już bardzo dobrze, zaczęły narzekać, że moglibyśmy zrobić coś nowego. Padło na rowery. Rok temu przejechaliśmy szlakiem Green Velo z Elbląga do Augustowa. Okazało się, że trafiliśmy w dziesiątkę. W te wakacje wybraliśmy się ze Świnoujścia na Hel.

Przed pierwszą wyprawą dokładnie sprawdzili, jak przebiega trasa, czy dadzą sobie tam radę, czy po drodze jest gdzie rozbić namiot, odpocząć albo zjeść. Przed wakacjami trenowali – w końcu kilkaset kilometrów na rowerach wymaga większych przygotowań niż spacer w górach. Po pracy i po szkole wyjeżdżali na 20-kilometrowe trasy wokół Warszawy. Dzięki temu przygotowali mięśnie na wakacyjny wysiłek.

– Nie można po prostu wstać z kanapy i ruszyć rowerem na Hel – tłumaczy pan Konrad. – Taka wyprawa jest w pewnym sensie logistyczną zabawą. Każdy ma swoją sakwę, ale nie może ona być przeładowana, bo trudno będzie jechać. Trzeba spakować śpiwory, namioty, ubranie na każdą pogodę.

Za pierwszym razem, po Mazurach, przejechali 450 kilometrów. Zajęło im to dwa tygodnie i dwa dni, razem z postojami. W tym roku mają za sobą 470 km – 12 dni, w tym 10 dni samego pedałowania.

W planach są kolejne trasy, nawet te zagraniczne. Dzieciaki mają obiecaną wycieczkę na Bornholm i już dopytują, kiedy tam pojadą. Rodzina planuje też wyprawę z Passau do Wiednia, wzdłuż Dunaju – to podobno jeden z najpiękniejszych szlaków rowerowych w Europie.

Urlop inny niż wszystkie

– Mamy nadzieję, że dzieci będą zawsze aktywne, nawet kiedy zaczną same sobie organizować czas. Ale wiadomo, rówieśnicy i otoczenie mają swój wpływ. Dzieciaki już nas pytały, dlaczego mamy inne wakacje niż pozostali. Nasłuchają się o Turcji, Grecji, leżeniu nad basenem i dopytują, czy my tak nie możemy. No możemy, ale po co? Tłumaczę im, że po trzech dniach nad basenem zwariowaliby z nudów – uśmiecha się Konrad Wąs.

I dodaje, że może z czasem, dla różnorodności, znajdą sobie jeszcze jedną dyscyplinę sportową. Może kajaki? Pozwoliłoby to całej rodzinie zwiedzać Polskę z zupełnie innej perspektywy.

– To my jesteśmy kreatorami czasu naszych dzieci, od nas zależy, czy będą się wychowywać ze smartfonem, czy zobaczą kawałek świata i będą aktywne – zaznacza pan Konrad. – A wiem, że to lubią. Jak wracaliśmy z rowerów, już w pociągu syn zapytał: „Tato, a może w weekend pojedziemy w góry?”.

Rodzinę Wąsów można znaleźć pod adresami: https://www.naszakgp.pl oraz https://www.facebook.com/naszakgp/